poniedziałek, 17 sierpnia 2015

sobota, 16 sierpnia 2014

If we only live once, I wanna live with you

Wprowadzenie: OneRepublic

(...)

Mijają dwa miesiące.
Amelia dzisiaj poszła pierwszy dzień do zerówki. 
Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć. 
Nasza mała kruszynka z plecaczkiem na plecach idzie ze mną za rękę do szkoły, zakłada kapcie i biegiem wpada na salę witając się z wychowawczynią i dziećmi. 
Czas tak szybko leci.
Nie zdecydowałem się na poprowadzenie żeńskiej drużyny Orlen Ligi. 
Pracuję w biurze podatkowym.
Niewyobrażalne, prawda? 
Sam nie mogę tego pojąć. To nie dla mnie, jednak nie ma innego wyjścia Kochanie.

Zasiadam przy biurku, biorę kolejny stos papierów, laptopa i zabieram się do roboty. 
Staram się skupić, bo moja praca wymaga tego, ale rzadko mi to wychodzi.
Zawsze powtarzałaś, że najważniejsze jest robić w życiu to co się kocha i wiem, że teraz byłabyś na mnie zła, że zostawiłem siatkówkę. 

Dźwięk telefonu. 
Ociężale podnoszę komórkę i wciskam zieloną słuchawkę. Nie wiem kto dzwoni, nie spojrzałem na wyświetlacz.

-Panie Bartoszu, proszę przyjechać jak najszybciej do szpitala.-mówi twój lekarz a ja przerażony zostawiam wszystko i wybiegam z budynku nie uprzedzając wcześniej szefa ani nikogo innego

(...)

Wbiegam na Izbę Przyjęć i przez nią kieruję się szybko do windy, gdzie wciskam trójkę i jadę do ciebie. Pełny obaw. 
Chce mi się płakać. Lekarz nie powiedział nic więcej przez telefon, więc co mogłem pomyśleć? Tak, tylko to, że umarłaś, że już cię nie ma, że przegrałaś. Zostawiłaś nas a bez ciebie i ja umrę Kochanie. 

Doktor Nowak wychodzi z twej sali mając poważną minę.
Już wiem, już wiem.
Przymykam powieki, ale on kładzie dłoń na mym ramieniu i uśmiecha się nagle mówiąc, że się udało, że się obudziłaś. Po 4 latach Kochanie. 

Co czuję? Radość i ulgę.
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Zaczynam płakać a lekarz tak po prostu mnie obejmuje.

-Dziękuję panu.-rzecze patrząc w me zaszklone oczy

Za co mi dziękuje? Jestem potwornie zdziwiony. To ja mu dziękuję. Za to, że przez ten czas się tobą zajmował.

-Nie rozumiem...-kręcę głową ocierając mokre policzka-To ja powinienem...

-Dziękuję, że nie pozwolił pan jej odłączyć. Ona wiedziała, że musi się obudzić. Wiedziała, że ma dla kogo. Codziennie u niej byliście. Nawet nie wiecie ile to znaczy.-i jemu też płyną słone łzy

To jest nasz wspólny sukces Skarbie. Pana Nowaka, mój, Amelki a przede wszystkim Twój. Nie poddałaś się. 

-Mogę do niej wejść?-pytam niepewnie wskazując palcem na białe drzwi

-Tak, ale musi pan wiedzieć, że...rekonwalescencja długo potrwa. Bardzo długo. Tak szybko jak tylko się da zaczniemy pracę z ortopedą, logopedą, rehabilitantem, psychologiem oraz psychiatrą. Pani Flawia będzie miała problemy z mową, poruszaniem się, może też mieć zaniki pamięci. Chcę aby był pan na to wszystko przygotowany.

Kiwam głową na znak zrozumienia i omijam go wchodząc do środka. 
Będzie ciężko, ale damy radę. 
Śpisz a ja siadam na krzesełku przy łóżku i znowu łapię cię za rękę by złożyć na niej czuły pocałunek.
Lekko otwierasz oczy spoglądając na mnie. Powstrzymuję się od kolejnego wybuchu płaczu. 
Tyle chciałbym ci powiedzieć. 
Przepraszam, wybacz mi, to moja wina, tak bardzo cię kocham...

-Kocham cię...-szepczę by za chwilę otrzeć pojedynczą łezkę, która wydostaje się z twojego oka 

Chciałabyś coś powiedzieć, ale nie możesz. 
Będzie dobrze Kochanie, zobaczysz, że będzie dobrze. Moja w tym głowa.

(...)

Informuję o tej wspaniałej wiadomości całą rodzinę. 
Nawet nie wiesz Skarbie jak się ucieszyli. Tego nie da się opisać. 
Odbieram Melkę ze szkoły i za pozwoleniem lekarza przychodzę z nią do ciebie.

-Obudziłaś się mamo!-jest uradowana, podbiega do ciebie przytulając delikatnie do twojej ręki. Wie, że musi być ostrożna. 

Nie poznajesz jej. Zauważam to po wyrazie twej buzi. 
Jesteś zdezorientowana, chyba przestraszona.

Zakrywam usta dłonią marszcząc brwi.

-Amelko, chodź do mnie.-wyciągam w jej stronę rękę a ona zmartwiona zbliża się w moją stronę

-Zrobiłam coś nie tak tatusiu?-podnosi główkę wysoko by spojrzeć na mnie

-Nie, nie martw się. Mama po prostu musi odpocząć.

I opuszczamy szpital kierując się do domu, gdzie są twoi rodzice i Winiarscy. 
Czekają na jakiekolwiek wiadomości, bo sami nie mogą cię odwiedzić. Doktor stwierdził, że wszystko w swoim czasie. 

-I jak?!-napadają mnie na wejściu chcąc dowiedzieć się wszystkiego

-Mama mnie chyba już nie kocha...-zasmucona Amelia przytula się do nóg babci a ta zaraz kieruje swą uwagę na mą postać

Jest mi źle, ale uprzedzono mnie wcześniej, że możesz mieć zaniki pamięci. 
Naszej córci nie pamiętasz Kochanie.

-Nie pamięta jej.-mówię znacznie ciszej zagryzając wargę 

-Mela, chodź!-z salonu dobiega głos Antosia, więc ona niewiele myśląc idzie do niego gdzie zaraz biorą się za granie na PlayStation

(...)

Kolejne dni, tygodnie i miesiące twojego życia poświęcone są ciężkiej rehabilitacji, nauce chodzenia i mowy. Idzie ci coraz lepiej, chociaż nadal nie pamiętasz tego, iż byłaś w ciąży, że urodziłaś dziecko a przed wypadkiem wzięliśmy ślub. O gwałcie, zdradzie czy o samym wypadku już nie wspomnę. Z twej pamięci zostały wymazane niektóre wydarzenia nieobjęte żadnym okresem czasu. 

Opuszczasz szpital, zabieram cię do naszego domu. Rozglądasz się dookoła, zapoznajesz na nowo z otoczeniem. Nic tu nie zmieniałem. Cały ten wystrój to twoja inwencja twórcza Kochanie. Pamiętasz?
Dotykasz wszystkiego po kolei a zatrzymujesz się dopiero na zdjęciach stojących na półkach. 
Widzę, że próbujesz. Próbujesz przywrócić wszystko do pamięci i nic. 
Jesteś jeszcze słaba, łapię cię za ramiona i podprowadzam do kanapy, na której siadasz i zaczynasz płakać z bezradności.

-Bartek, ja chcę ją pamiętać. Tak bardzo...Jak mogę nie pamiętać własnego dziecka?! Co ze mnie za matka do cholery?!-krzyczysz, więc na siłę przytulam cię do siebie by jakoś uspokoić. Udaje się. Łkasz coraz ciszej.

-Ciiii...-mieszam palcami w twych włosach kołysząc nami na prawo i lewo-Wszystko wróci Flaw, wróci...będzie jak dawniej...

Oboje chcemy w to wierzyć. 
Zasypiasz w mych ramionach a ja wiem, że powinienem położyć cię do łóżka, jednak nie chcę cię wypuścić.  W końcu po tak długim czasie jesteś tutaj, przy mnie i Amelce. Przyznam się tobie Kochanie, że nieraz zwątpiłem w to, że dam sobie radę  jako samotny ojciec. To nie jest proste. Teraz wiem jak to jest. Wiem co przeżywałaś, co czułaś będąc z naszą córką  w domu podczas kiedy ja wiecznie bywałem na rozjazdach. 
Żałuję, że nie byłem takim partnerem dla ciebie na jakiego zasługujesz.
Dostałem szansę od Tego na Górze by to naprawić. Wykorzystam to w pełni.
Obiecuję ci Kochanie.


                                                  
                                                     
You've got something I need,
In this world full of people there’s one killing me
And if we only die once I wanna die with you


I know that we’re not the same
But I'm so damn glad that we made it to this time,
this time now

You've got something I need,
Yeah, in this world full of people there’s one killing me
And if we only die once I wanna die with you


And if we only die once,
I wanna die with...

If we only live once, I wanna live with you



________________________________

Może nie jest tak jak byście chciały...
To już koniec.
Powiem teraz jak na spowiedzi, miało się zakończyć śmiercią Flawii, ale plan uległ zmianie niestety bądź stety :) 
Dziękuję za tyle wyświetleń, za każdy komentarz, miłe słowo, za to że byłyście kochane :*
Dawałyście mi takiego kopa, że zawsze z ogromnym bananem na twarzy siadałam i pisałam nowy rozdział dla Was :)
Będzie mi brakować tej historii...
Nawet nie wiecie jak mi przykro, ale wszystko ma swój początek i koniec.
To moje drugie opowiadanie, niedługo wraz z Dzuzeppe bierzemy się za kolejny projekt pt "Siatkarska Moda na Sukces".
Coś mega zwariowanego, na kształt amerykańskiego serialu :)
Serdecznie zapraszamy: siatkarska-moda-na-sukces.blogspot.com

PS Chciałabym aby każdy kto to czytał zostawił pod tym rozdziałem jakiś komentarz :) Chcę zobaczyć ilu was było :)

Pozdrawiam, do napisania! :*


środa, 13 sierpnia 2014

Obudź się kochanie

4 LATA PÓŹNIEJ

Bartek:


Dokładnie wczoraj minęły 4 lata od tego feralnego wieczoru.
Miesiąc po ślubie a zarazem kilka dni po Final Six Ligi Światowej, w której wywalczyliśmy brąz.
Siedzieliśmy w domu myśląc gdzie by pojechać w spóźnioną podróż poślubną. 
Była taka szczęśliwa. Przeglądała wszystkie oferty biur podróży i nie mogła się na nic zdecydować. Hawaje, Karaiby, Majorka, Egipt, Hiszpania...
Pozostawiłem ten wybór jej.
Przyglądałem się   zgrabnej sylwetce swej żony  co jakiś czas odrywając wzrok w poszukiwaniu Amelii, która tak szybko przemieszczała się z salonu do kuchni i na odwrót. 
Nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. 
Nieświadomy niczego pozwoliłem jej na to by poszła otworzyć.
Gdybym tylko wiedział, że zaraz moja tajemnica wyjdzie na jaw...
Boże, dlaczego nie powiedziałem jej prawdy wcześniej? Wtedy kiedy ona zadała mi to niby proste pytanie: "Spałeś z nią?" . No dlaczego? 
Nigdy sobie tego nie wybaczę. 
Do dziennego weszła Natalia z widocznym, zaokrąglonym brzuchem a me serce zaczęło walić jak oszalałe. 
Poczułem się jakbym był w potrzasku. Moje życie stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Nie miałem pojęcia, że zaszła w ciążę. Przyrzekam, że nie wiedziałem. 
Flawia patrzyła na mnie z ogromnym żalem. Domyśliła się o co chodzi, ale nie krzyczała. Spytała spokojnie, jak mogłem. Jak mogłem jej to zrobić? Dlaczego łgałem w żywe oczy mówiąc, że w życiu bym jej nie zdradził? 
To była chwila. Wtedy w nocnym klubie, kiedy to ja, Krzysiek i ona bawiliśmy się pijąc alkohol do upadłego. Nie panowałem nad sobą. Byłem tak schlany, że uległem jej wdziękom i poszliśmy do toalety. Reszty się pewnie domyślacie. 

-Bartek...ja was potwornie przepraszam. Ja bym się w ogóle tu nie pojawiała, ale nie mam pieniędzy a za 2 miesiące urodzę dziecko. Twoje dziecko.-i na te słowa Flawii popłynęły łzy z oczu a ja nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. 

Tak potwornie ją skrzywdziłem. 

Tyle czasu nie potrafiła mi zaufać, a gdy w końcu jej się to udało...spierdoliłem po całości. 
Bałem się, że mnie zostawi a tak bardzo ją kochałem i nadal kocham. 
Sądziłem, że to nigdy się nie wyda, jednak nie brałem pod uwagę tej opcji, iż Natalia może zajść w ciąże. 

-Potrzebuję twojej pomocy. Niedawno straciłam pracę.-błagała kładąc dłonie na ciążowym brzuchu

Usiadłem na kanapie kryjąc twarz w dłoniach. 
Podła świnia. Chuj, gnojek, kłamca. 
Nim właśnie jestem.

Blondynka posłała Flawii przepraszające spojrzenie i wyszła uprzednio zostawiając swój numer telefonu.

-Jak ja mogłam być taka głupia, że ci uwierzyłam...-brunetka pokręciła głową starając się powstrzymać łzy. Nie wychodziło.

-Przepraszam. Kochanie, tak bardzo przepraszam.-mi też poleciały łzy. Wstałem podchodząc do niej, ale mnie odepchnęła. Nie chciała mnie znać. Nie dziwię się i nie mam tego za złe.

-Tobie jedynemu oddałam się cała. Poświęciłam się jak tylko można dla ciebie i naszego dziecka. Siedziałam  sama  z Amelią w szpitalu próbując sobie jakoś radzić a ty wtedy pieprzyłeś się z nią...Nienawidzę cię Kurek, brzydzę się tobą, rozumiesz?-mówiła z pogardą a zaraz chwyciła za kluczyk od samochodu i wyszła. 

Zrobiłem jej krzywdę. Tyle w życiu przeszła a ja zamiast ją chronić to tak potwornie ją skrzywdziłem...

Nie poszedłem za nią. Stwierdziłem, że pewnie potrzebuje czasu, że chce to wszystko przemyśleć.

Zostałem z Amelią. Dałem jej jeść, wykąpałem i położyłem spać.

Zadzwonił telefon. Z nadzieją, że to ona odebrałem, ale to był zupełnie ktoś inny. 

(...)

-Tato, tato! Kiedy pójdziemy do mamy?!-pięcioletnia blondyneczka wpada do kuchni ładując mi się na kolana

-Jak zjesz ładnie śniadanie.-stawiam ją na podłodze a sam podchodzę do lodówki by wyjąć potrzebne produkty na kanapki dla córki

-No dooobraaaa....-jęczy podpierając głowę ręką-A kiedy mamusia się w końcu obudzi? Ile można spać...Mi wystarczy kilka godzin a mama to już 4 lata śpi i nie chce oczu otworzyć!-spogląda na mnie z nadzieją

Też chciałbym to wiedzieć. 4 lata kochanie. Już 4 lata śpisz podłączona do tych wszystkich aparatur. Cud, że w ogóle przeżyłaś ten wypadek. Pijany kierowca jadący z naprzeciwka nagle zjechał na twój pas ruchu powodując czołową kolizję. On wyszedł z tego cało, ale ty...wciąż walczysz Flawia. 4 lata. Lekarze chcieli cię odłączyć, ale nie pozwolę na to nigdy skarbie. 
Nigdy, bo wiem, że prędzej czy później otworzysz oczy i będziesz tu z nami. 
Potworne poczucie winy towarzyszy mi od lat. Ja wiem, że to przeze mnie. Za każdym razem kiedy przychodzę do ciebie, siadam przy łóżku, łapię cię za rękę i błagam abyś mi wybaczyła. Wiem, że mnie słyszysz.

-Taaato, słyszysz co mówię? Odpowiedz mi.-Amelka wzdycha ciężko podbiegając do mnie

Wyrywam się ze swych przemyśleń. Zostawiam wszystko i kucam przy niej patrząc głęboko w oczy.

-Słyszę słonko, zobaczysz...mama już niedługo się obudzi.-głaszczę ją po główce

-Mówisz tak cały czas i nic.-wzrusza ramionami i nagle przytula się do mnie-A wiesz co tatusiu? Jak przyjdziemy ze szpitala to włączysz mi płytę z waszego wesela? Mama tak pięknie wtedy wyglądała.-szepcze mi do ucha a mi nagle ściska gardło. Nie mogę się rozryczeć. Muszę być silny dla niej. Amelia nie może widzieć mnie przygnębionego. 

-Dobrze-całuję ją w skroń i wstaję-No! Wcinaj i idziemy, bo mama się doczekać nas pewnie nie może!-poganiam wlewając sobie soku do szklanki

Zerkam na córkę kiedy wcina kanapki z takim apetytem. Chce je pochłonąć jak najszybciej aby pójść do ciebie skarbie. Wiesz o tym.

(...)

-Cześć mamo, przyniosłam ci laurkę.-mówi na przywitanie stawiając kartkę z rysunkami na szafeczce przy łóżku- Myślisz tato, że jej się spodoba?-zwraca się do mnie z zapytaniem wymalowanym na twarzy 

Posyłam jej uśmiech kiwając głową

-Na pewno-i siadam przy tobie Flawio łapiąc twą ciepłą dłoń. Muskam ją delikatnie wargami łudząc się, że zaraz na mnie spojrzysz i uśmiechniesz się tak jak zwykle. Tak bardzo bym tego chciał. 

Amelka składa pocałunek na twoim czole i zaraz znika za drzwiami toalety. 

-Wiesz...dostałem propozycję poprowadzenia Impelu Wrocław. Nie wiem co robić. Chciałbym wrócić do siatkówki, ale nie chcę zostawiać Amelki. Trenerka zajęłaby mi dużo czasu. Gdybyś tylko mogła mi coś doradzić Słońce...-przechylam głowę przyglądając się twej drobnej buzi. Nic się nie zmieniłaś. 

Do sali z powrotem wita nasza córka a za nią wchodzi twój lekarz prowadzący, który prosi mnie na rozmowę. Wychodzimy na korytarz a ten nie owija w bawełnę.

-Panie Bartoszu, tyle lat...jest pan tu codziennie. Z każdym dniem szanse na wybudzenie się pańskiej żony maleją. Proszę wyrazić zgodę na odłączenie aparatur.-mówi tak niepewnie jakby bał się, że zaraz go zaatakuję 

-Nie ma mowy. Nie zgadzam się.-jestem stanowczy. Składam usta w podkówkę i przepraszam udając się z powrotem do ciebie.

(...)

I tak też mija kolejny tydzień bez ciebie Flawio.
Ukończyłem studia, jak wiesz, by móc pójść do pracy i zarabiać.
PZPS ciągle prosi mnie bym wrócił do grania, albo zajął się prowadzeniem drużyny, ale nie mogę. 


Odwiedza nas twoja siostra z rodziną.
Nastoletni już Oliwier i 7-letni Antoni, który doskonale dogaduje się z naszą Amelią. 
Dagmara przyniosła obiad, więc zasiadamy do stołu by go zjeść.
Oni też przeżywają to wszystko. Pamiętam jak dzisiaj, poinformowałem ich o tym co się stało a Michał ze złości i żalu wymierzył mi niesamowity cios prosto w twarz. Był na mnie wściekły. Tak samo jak inni członkowie rodziny. Jednak z czasem ta złość gdzieś uszła. Oczywiście, żal wciąż jest, ale wspierają nas. Jestem im za to wdzięczny. 

Daga postanawia trochę posprzątać salon, gdyż stwierdza, że zapuściłem dom i jak to zobaczysz to będziesz zła. Może i ma rację?

Ja i Winiar zasiadamy do pokera a ona bierze się za wycieranie szafek. 
Nagle zaczyna płakać. Trzyma w dłoniach zdjęcie, na którym jesteś w stanie błogosławionym i płacze. 
Michał podchodzi do niej tuląc mocno do klatki piersiowej.

Obudź się kochanie, prosimy cię, obudź się.



__________________________________
Przedostatni rozdział. 
Spodziewałyście się czegoś takiego?
Jeszcze parę dni temu miało to trochę inaczej wyglądać, jednak postanowiłam to zmienić. 
Jeszcze tylko jeden odcinek i koniec. Pisząc powyższe łzy cisnęły mi się do oczu a co będzie jak to zakończę? Nie wiem :(
 Inna perspektywa w tym rozdziale, w następnym będzie taka sama a to dlatego, że wszystkie poprzednie i ten do połowy były wspomnieniami a od połowy i ostatni to teraźniejszość bohaterów. 

PS Wraz z Dzuzeppe wpadłyśmy na dosyć dziwny pomysł, aby stworzyć coś na wzór "Mody na Sukces" :) Będzie to siatkarska odmiana tego serialu  z bohaterami tego opowiadania i opowiadań Dzuzeppe :) Chętnych zapraszamy na www.siatkarska-moda-na-sukces.blogspot.com 

Zapraszam do czytania i komentowania.


niedziela, 10 sierpnia 2014

Pchaj Bartuś, pchaj!

Pojechał na pierwsze zgrupowanie w tym sezonie reprezentacyjnym zostawiając tym samym mnie z ostatnimi przygotowaniami do ślubu. 
Zaproszenia zostały rozesłane, jeśli wszyscy przyjdą to będzie to wesele na około 200 osób. No trochę dużo, ale mamy dużą rodzinę a do tego policzyć znajomych, kolegów z kadry i klubu z żonami i dziećmi to i się uzbierało ludu. 
Dzisiejszego dnia, tj 20. maja wybrałam się z Dagmarą i mamą na kolejną przymiarkę sukni ślubnej. Ostatnio przytyłam, więc znowu trzeba będzie ją przerabiać. A niech to świśnie. 
Dziadek Paweł zgodził się bez żadnych przymusów zostać z trójką wnuków a my, kobietki poszłyśmy w tango. 
Pani z salonu sukien ślubnych przyniosła tę, w której miesiąc temu dosłownie się zakochałam. Chwyciłam za wieszak i niepewnym krokiem poszłam do przymierzalni. No czułam normalnie, że się nie dopnę. Śniło mi się to poprzedniej nocy. A i cholerka jak zwykle miałam proroczy sen i suwak na plecach zatrzymał się w połowie. 

-No rusz się.- kobieta pracująca w owym sklepie siłowała się z zameczkiem a mi się zachciało ryczeć-No niech mi tu pani teraz nie płacze!-powiedziała błagalnie a za chwilę uniosła ręce do góry w geście poddania- Trzeba będzie popuścić w szwach.

-Wiedziałam no, wiedziałam!-zapiszczałam chowając twarz w dłoniach-Przecież ja do ślubu to jeszcze ze dwa razy zdążę schudnąć i przytyć. Zabiję się chyba.-centralnie się załamałam. No bo kto to widział, żeby w ciągu miesiąca mieć takie wahania wagi ciała?! 

-To zrobimy tak...na razie jej nie ruszamy, zobaczymy na około 2 tygodnie przed ślubem jak będzie, okej?-uniosła brew pomagając mi się rozebrać. W odpowiedzi tylko pokiwałam głową. 

Wyszłam z przymierzalni mając nietęgą minę a siostra i matka od razu wyczuły, że coś nie tak. 

-Znowu przytyłaś?!-wywaliła oczy Dagmara

-Daga...-Ewa skarciła ją wzrokiem

-Przytyłam, nie dopięło się w plecach.-opadłam bezwiednie na kanapę stojącą przy ścianie

-Mam pomysł, chodźmy na kawę i ciacho!- super myśl, nie ma co Winiarska

-Ciacho?! Wtedy to już na pewno w nią nie wejdę...-skrzywiłam się na samą myśl i poderwałam się z miejsca-Ale kawy nie odmówię dawajcie.-kiwnęłam głową w stronę drzwi i zaraz za nimi zniknęłyśmy udając się do jednej z najlepszych kawiarenek we Wrocławiu

(...)

25. CZERWCA 2016 ROKU, BEŁCHATÓW


Tak, tak...To już dzisiaj. Od samego rana latanie po fryzjerach, kosmetyczkach itd, itd. Bartosz spędził noc u Winiarskich, gdzie później dołączyli do niego jego rodzice i brat a ja z Dagą, która była moim świadkiem koło 12:00 wróciłyśmy do mieszkania rodziców wypindrzone jak Stróże  w Boże Ciało. 
Goście pomału zaczęli się zjeżdżać, bo ślub miał odbyć się o 16:00 w pobliskim kościele a pan kamerzysta, który właśnie przyjechał od Michała i Bartka rozpoczął nagrywanie całego towarzystwa. 
Panie pomogły założyć mi suknię, która na całe szczęście nie musiała być przerabiana po raz enty kliknijcie a do mnie dopiero teraz zaczęło dochodzić, iż już za jakieś 1,5 godziny się zacznie. Dostałam mdłości i 25  minut spędziłam w łazience wymiotując. No też nie miało kiedy. 
Amelia była totalnie zdezorientowana. Nie wiedziała co się dzieje. Dobrze , że znaleźliśmy do niej opiekę na całe wesele i poprawiny. 
Orkiestra stojąca pod blokiem przygrywała żwawe melodie, goście powychodzili na dwór lub na balkon by zapalić i się przewietrzyć a ja stanęłam przy oknie wypatrując Bóg wie czego. 

-Przyjechali!-usłyszałam głos Oliwiera, który wleciał do pokoju by powiadomić o tym, że Pan Młody z obsadą zaparkowali na parkingu. 

Tak jak trzeba zeszłam na dół by ich przywitać. Bartka zatkało. Wyszedł z samochodu trzymając w ręku bukiet kwiatów i momentalnie kiedy na mnie spojrzał nie mógł nic powiedzieć a przecież słyszałam chwilę przed jak buzia mu się nie zatykała. 

-Wooow...-tylko tyle zdołał z siebie wydobyć i ucałował mój policzek.

Po błogosławieństwie Kurków i Stęplewskich wszyscy udaliśmy się do kościoła aby uroczyście ślubować przed Bogiem.

Wszystkie ławki wypełnione były weselnikami a my równo z rozpoczęciem Marsza Mendelsona kroczyliśmy w stronę ołtarza. Modliłam się całą drogę by się nie wypierdylić na środku, bo szczerze nie byłam nauczona chodzenia na szpilkach. 

Zasiedliśmy na odpowiednich miejscach, za mną Dagmara a za Bartkiem Kuba Jarosz.

-Powstańmy.-rzekł ksiądz zbliżając się do nas-Powtarzajcie za mną.

-Ja Flawia, biorę sobie ciebie Bartoszu za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-mało brakowało a bym się rozryczała, jednakże powstrzymywałam łzy jak tylko się da. Nie udawało się to innym kobietkom, które gdzieś tam szlochały cicho wycierając chusteczkami mokre policzka. 

-Ja Bartosz, biorę sobie ciebie Flawio za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-uśmiechnął się delikatnie ogarniając mnie swym spojrzeniem. Niezapomniana chwila. 

Następnie nadeszła pora na założenie obrączek. Ministrant podał je a kapłan ponownie rozkazał powtarzać za sobą słowa.

-Mężu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności (...)-wsunęłam Kurkowi błyskotkę na palec bez żadnych problemów, jednakże on już je miał...

-Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności (...)-i jak już wszyscy myśleli, że wszystko pójdzie bez żadnych wpadek tak tu się zaczęło. Otóż moja obrączka weszła tylko do połowy a dalej nie chciała. Bartek siłował się z nią uśmiechając się pod nosem- Pani kochana, nie wejdzie.-zaśmiał się spoglądając po wszystkich

Ksiądz rozbawiony całą sytuacją nie zwracając uwagi na to, że ministrant trzyma niedaleko niego mikrofon palnął coś co wywołało niesamowite rozbawienie.

-Pchaj Bartuś, pchaj!-i na te słowa po kościele rozniósł się śmiech. Igła z tego wszystkiego zachłysnął się własną śliną a rechoczący Winiar zaczął walić go po plecach. W rezultacie musieli opuścić budynek, bo jako jedyni nie mogli się uspokoić. Nawet ksiądz, który prowadził mszę dalej co jakiś czas uśmiechał się przypominając sobie sytuację sprzed momentu. Obrączka po dłuższej chwili znalazła się na palcu, ale nie było to łatwe. 


(...)

Pod hotelem mama przywitała nas chlebem i solą pytając, co wybieram. Chleb, sól czy pana młodego?

-Chleb, sól i pana młodego, żeby zarabiał na niego. - i kawałeczki pieczywa wylądowały w naszych ustach a za chwilę zawartości szklanych naczyń, które po chwili rozleciały się w drobny mak za naszymi plecami.

Gromkie STO LAT i toast za młodą parę na początek, potem obiad i pierwszy taniec. O Matko. Piosenka Stachurskiego "Z każdym twym oddechem"  rozbrzmiała z głośników, goście stworzyli w okół nas ogromne kółko a my w samym środku. Serce waliło jak oszalałe, najtrudniejszy moment całego wesela. Zdecydowanie. Chciałam by wszystko poszło dobrze i tak było. 
Zostaliśmy obdarowani brawami. Znaczy, że się podobało.

-W taki oto sposób Młodzi rozpoczęli imprezę, teraz zapraszamy wszystkich państwa do wspólnej zabawy trwającej do białego rana!-powiedział frontman kapeli i chwycił za elektryczną gitarę-Bartek do środka, a reszta w kółeczku, Flawia też. "Rudy się żeni"! a właściwie to "Kuraś się żeni"!-i się zaczęło. 

"Dziś zadzwonił do mnie kumpel i melduje, że Kuraś się żeni(...)"

Nie sądziłam, że wszyscy będą się tak wspaniale bawić. Orkiestra grała świetnie, jedzenie było przepyszne a zaproszeni goście wywijali na parkiecie pomimo bolących nóg. 

(...)

-A jak ma na imię mama młodego?!-zapytał grajek czekając na odpowiedź

-Iwona!-krzyknęli zgodnie wskazując na kobietę w średnim wieku

-Iwona, Iwona, Iwona jakie piękne jest imię twe!-z tłumu wydobył się głos Igły tulącego się do swojej Iwonki. Zaśmialiśmy się widząc podpitego libero a nie minęła sekunda i po sali rozbrzmiała piosenka Akcentu.

Tata nie chciał być gorszy, no bo jak to tak, że zagrali piosenkę dla teściowej jego córki a Ewa to co? Gorsza? Podszedł do wokalisty, szepnął słówko i zadowolony zaraz wyciągnął mamę na środek. 

"Ewka" Bad Boys towarzyszyła nam przez kolejne 3 minuty. 

-A teraz idziemy na jednego, a teraz idziemy wódkę pić do dna! I rym cym cym i hopsasa idziemy do stoliczka nananana. Sialalala orkiestra gra a my się bawimy, że hej!- takim sposobem rozeszliśmy się do stolików na wódkę i by coś przekąsić, ale długo odpocząć nie można było, bo Winiarski z Kubiakiem musieli wstać i zacząć przyśpiewkę.

-Gorzka wódka, gorzka wódka nie będziemy pili, bo nam dzisiaj państwo młodzi jej nie osłodzili!

Do dwóch przyjmujących przyłączyła się reszta biesiadników i chcąc nie chcąc trzeba było słodzić tę wódkę. 

-U nas moda taka, u nas moda taka, że całują na stojaka!-dośpiewał Bartman zapełniając kieliszek wodą ognistą

I znowu buzi buzi, do obrzydzenia.

-U nas moda taka, u nas moda taka, że całują na kucaka!-dowalił Jarosz klaszcząc w dłonie

Na kucaka?! O Matko, jak ja potem wstanę na równe nogi... No nic, jak mus to mus. 

-Młody nie bądź cyckiem, młody nie bądź cyckiem! Pocałuj ją z języczkiem!-włączyła się Dagmara 

No bo niby co on robi od jakichś 10 minut? Jęzor ładuje jak tylko się da. 

-Nas uczyli w szkole, nas uczyli w szkole, że całuje się na stole!- ooo Jezu. Kto to taki mądry? Rozejrzałam się a to nikt inny jak mój tatuś kochany. 

-No kładź się na stół.-Kurek poruszał zabawnie brwiami odstawiając talerze i szklanki na bok

Wtopiłam się w jego usta grożąc wszystkim palcem aby już nie śpiewali. W końcu ktoś mnie wysłuchał i zakończył

-Już będziemy pili, już będziemy pili! Młodzi wódkę osłodzili!

Dzięki Ci Boże.

(...)

Wyszliśmy na środek, światła przygasły, tylko jedno skierowane było w stronę wejścia, gdzie zaraz miał pojawić się tort.

-Któryś coś odwali, zobaczysz.-szepnął Bartek pochylając się nade mną. Zerknęłam na niego nieco przerażona, ale na szczęście nie było aż tak źle.

W centrum uwagi znalazł się Michał Kubiak kłaniając się niczym gwiazda na scenie.

-Dzik prosto z rusztu, jeszcze ciepły!-wyszczerzył się a cała reszta buchnęła niepohamowanym śmiechem

Chlasnęłam się z otwartej dłoni w czoło wtulając się w bok Bartosza. 

(...)

Podczas podziękowania dla rodziców oczywiście bez łez się nie obyło. 
Kwiatki itd a w tle "Cudownych rodziców mam". No weź się nie porycz. 
Nawet Kurkowi łza poleciała, ale ze mną to nikt nie mógł się równać. Pół makijażu mi spłynęło. 

(...)

Oczepiny! Daga zdjęła mi welon a Jarosz Bartkowi musznik i wszystkie panny a potem kawalerowie stanęli w kółeczku. 

Nową panną młodą została dziewczyna Fabiana Drzyzgi, Monika a panem młodym kuzyn Kurka, Patryk. 

(...)

O 5 nad ranem się skończyło, wszyscy rozjechali się do domów bądź też hotelów a my, państwo Kurek, jako że rodzice wynajęli nam apartament dla nowożeńców wpadliśmy do pokoju nie mogąc oderwać się od swych rozpalonych i spragnionych ust. Taaak, bo żeśmy się tyle czasu nie całowali.

-Cholerna sukienka.-wydyszał mój mąż nie mogąc sobie poradzić z jej zapięciem

-Tylko nie urwij.-zachichotałam rozpinając guziki od jego koszuli

W szybkim tempie pozbyliśmy się z siebie odzień by opaść na ogromne łoże i kochać się namiętnie tak długo ile tylko się da. Pierwszy raz po Bożemu, według Przykazań jako małżeństwo. 
Cudowne uczucie. 

Wtedy myślałam, że tak będzie już do końca. Do końca naszych dni. 
Przecież będziemy żyć razem, kochać się, szanować do grobowej deski. 
Wtedy zapomniałam o wszystkim co wydarzyło się kilka miesięcy przed. To nie było ważne...A może i było? Może miało mieć duży wpływ na naszą przyszłość? Bliższą bądź dalszą? 




____________________________________________
Kończymy. Już niedługo kończymy. Planuję jeszcze 2 rozdziały.
Będzie mi ciężko to zakończyć. Tak cholernie strasznie się zżyłam z Flawią i Bartkiem. Ja nie mogę, będę płakać pisząc ostatni rozdział....






piątek, 8 sierpnia 2014

Śniadanie do łóżka.

 Po raz pierwszy od dwóch miesięcy obudziłam się przy jego boku. 
 Po upojnej nocy jaką zaserwowaliśmy sobie wzajemnie niechętnie otworzyłam oczy przeciągając się leniwie. Zegarek wskazywał dopiero 7:00 a z elektronicznej niani nie dobiegał żaden odgłos, więc postanowiłam jeszcze poleniuchować przytulając się do bartkowego ramienia. 

Bartosz pochrapywał sobie z lekka mając otwartą buzię co jak zwykle budziło we mnie chęć zatkania mu nosa tak jak to miała w zwyczaju robić moja mama ojcu.
No chyba nie będę aż taka wredna, bo chłopak jeszcze mi tu na zawał zejdzie, albo co! 

-Baaaarteeeek, Baaaarteńkuuu...-mruczałam mu do ucha mając nadzieję, że raczy wstać i zrobić śniadanie. A co! Choć raz mógł się poświęcić.

-Kochaaaanieee wstań proszę.-musnęłam ustami jego zarośnięty policzek, ale ten ani myślał wyrwać się ze świata snu. Zmrużyłam powieki obmyślając plan jakby go tu zwalić z wyra. Dumałam, dumałam aż wydumałam. Najwyżej mnie zabije.

-Bartosz! Wstańi z łóźka natichmiast! Piętnaśćię minuti spóźnienia! Pindziesiąti dodatkowi kółek wokół boiska!-zmieniłam nieco barwę głosu starając się połamać polski jak tylko się da upodabniając się tym do samego Stefana Antigi. Chyba się udało, bo na reakcję Kurka długo czekać nie musiałam. 

Wystrzelił spod kołdry jak z procy w pośpiechu łapiąc gatki i spodnie.

-Już, już trenerze! Wybacz Stefan, zapomniałem o treningu!-mówił z takim przejęciem nie zwracając uwagi na nic.  
W podskokach nałożył bokserki a gdy zabrał się za jeansy spostrzegł, że jednak nigdzie trenera nie ma.

Nie kryłam swego rozbawienia śmiejąc się tak głośno, że najprawdopodobniej usłyszała mnie cała dzielnica. 
Co na to Kurek? Gdyby mógł zabijać wzrokiem to pewnie by mnie wśród żywych już nie było. 

-Ty wredna maaaa....., po co żeś to zrobiła?! Ty wiesz jak to jest biegać dodatkowo 50 kółek?!-westchnął ciężko siadając na skraju łóżka. W odpowiedzi oberwał swoją poduszką.

-Ja ci dam małpę! Śniadanko proszę przyszłej małżonce przyrządzić i przynieść do łóżka, raz raz!-zaklaskałam w dłonie układając się wygodnie na swoim miejscu.

-Żartownisia.-parsknął uśmiechnięty rzucając się obok-Podano do stołu. A właściwie do łóżka.-dumny wskazał palcem na siebie sądząc, iż pewnie się na niego połakomię. Ni cholery. 

-Nie rzucam się na stare mięso. Dawaj jajeczniczkę ze szczypiorkiem.-pokazałam mu język wyobrażając sobie Bartka w kuchni. O Boże, miej pod swą opieką me królestwo. 

-Stare mięso?! Stare mięso?!-poderwał się udając obruszonego- No nie...zaraz ci pokażę co to stare mięso potrafi.-naprężył muskuły a nie minęła chwila i zdjął niebieskie bokserki w złote gwiazdki. 
O nie...nawet nie ma mowy! Jeśli on liczy na powtórkę z rozrywki to...

-Ty chyba nie sądzisz, że ja ci się dam, co?!-roześmiałam się pokazując mu kuku na muniu. Wyjęłam z szufladki kalendarzyk, policzyłam co trzeba i z uniesionym palcem wskazującym ku górze stwierdziłam, iż mam płodne dni (od kilku dni, upss) i SORRY. 

Uniósł brwi zastanawiając się poważnie nad tą kwestią i po chwili już miał pewien niecny zamysł.

-A to wcale w niczym nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Naszej Amelci przyda się rodzeństwo a  małe dziecko przy małym dziecku chowa się najlepiej, więc nie widzę przeszkód by rozpocząć pracę nad moim synem.-pokiwał głową wkładając rękę pod kołdrę. No kogoś tu głowa boli. Drugie dziecko?! Teraz?! Jak Amelia nawet roku nie ma on chce dziecko kolejne? Mądrala jeden. Zmajstruje a to ja przecież będę z dwójką w domu siedziała cały czas a on na rozjazdach wiecznie. Ooo nie ma mowy panie kochany. 

Przesuwał dłonią po wewnętrznej stronie mego zgrabnego uda wdzięcząc się na wszystkie sposoby, ale ja taka łatwa nie jestem. Wiecie o tym doskonale.

-Ty żeś się z Winiarem zmówił czy jak?! Ten do dzisiaj Dadze spokoju nie daje. Cholerka następny alvaro się nalazł. -zgromiłam go spojrzeniem a na całe szczęście Amelka zaczęła płakać i mogłam wyjść. 

Jak się domyślacie śniadania nie dostałam. Wyszło na to, że sama musiałam je zrobić nie tylko sobie i córce, ale i Przerośniętemu Orangutanowi, jak to kiedyś go nazwałam.

(...)

W końcu wybraliśmy się do księdza by dać na zapowiedzi. 

Kiedy powiemy sobie sakramentalne "tak"? 25. czerwca!

Dni leciały jak z bicza strzelił. Urządziliśmy taki uroczysty obiad, na który zaprosiliśmy moich i jego rodziców by poinformować ich o ślubie.
Adam z Pawłem zaczęli obmawiać sprawę alkoholu, gdzie, jak, ile i za ile. No tak, przecież to najważniejsza sprawa, nie? Ewa wykonała telefon do ciotki kuzynki by poprosić o numer do orkiestry, która rok temu tak świetnie grała na weselu tej kuzynki córki a Iwona niezbyt zadowolona tą wiadomością siedziała nadąsana z boku kombinując jakby tu wyjść. A już myślałam, że jest okej. Jak widać się pomyliłam. 

-Wesele zróbmy w Bełchatowie tam gdzie Dagmara z Michałem mieli.-zaproponował ojciec wcinając sernika z rodzynkami

-Eee, w Nysie mój brat prowadzi hotel pięciogwiazdkowy, proponowałbym tam.-wtrącił teść spoglądając na żonę, która była niezbyt zainteresowana konwersacją

Wymienialiśmy spojrzenia z Bartkiem podśmiechując pod nosem. Przejęli się jakby to ich wesele było, no ale ja doskonale pamiętałam jak to było przed weselem Winiarów. Niezapomniane przeżycie.

-A może jednak niech młodzi zadecydują gdzie chcą mieć przyjęcie, hmm?-wspaniałomyślna mama skarciła wzrokiem mężczyzn- O Matko i Córko, a suknia?!-uderzyła się z otwartej dłoni w czoło-Flawia, trzeba przymiarki już robić! W końcu czerwiec za 4 miesiące! Zaproszenia, Jezu! Ile roboty!

Na same wyobrażenie rozbolała mnie głowa i odechciało mi się wszystkiego. Przeprosiłam towarzystwo i wyszłam na dwór aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Tyle załatwiania...Pierwszy raz od...cieszę się, że Bartek został zawieszony i jest w domu. Przynajmniej mi pomoże! 
Usiadłam na krześle stojącym na tarasie wpatrując się w gęsto padający śnieg i nabrałam głęboko powietrze w płuca. A niech mnie...Trzeba Amelii mleko zrobić! 
Poderwałam się na równe nogi pędem wpadając do przedpokoju. Zajrzałam do salonu, gdzie babcia Kurkowa karmiła wnusię z butelki. Uśmiechnęłam się pod nosem stając za plecami Bartosza.

-Muzyka załatwiona, termin wolny mają, więc w tym tygodniu musicie do nich pojechać i ustalić co nieco.-rzekł Paweł przesyłając mi całusa w powietrzu. 

Przewróciłam oczami kładąc dłonie na barkach siatkarza. Jak ja chciałam mieć już to wszystko za sobą. Nawet nie macie pojęcia.

(...)


KWIECIEŃ 2016

Wszystko wstępnie załatwione, suknia mniej więcej wybrana to i lekki oddech i odrobina odpoczynku. Amelka 2 tygodnie temu skończyła rok, pomału stawiała kroki zaliczając przy tym wszystkie kąty i szafki w całym domu. Mimo, że jest wcześniakiem to rozwijała się w takim tempie, że sami lekarze byli zdziwieni. Przecież dzieci urodzone wcześniej uczą się wszystkiego później niż dzieci urodzone o czasie. Amelka była wyjątkiem.
Zwaliła na przykład dekoder Cyfrowego Polsatu, który rozleciał się na panelach na dwie części a PlayStation Bartka ucierpiało najbardziej ku jego rozpaczy. Nie dość, że spadło to i jeszcze posmakowało herbatki z owoców leśnych naszej kruszynki. Ot i Kurek się załamał. Biadolił i biadolił aż w końcu nie wytrzymałam i kazałam mu pójść do Neonetu po nową zabawkę, bo szlag jasny zaczął mnie trafiać. No ile można słuchać stęków i jęków dorosłego faceta? 

Nudziło mu się niemiłosiernie, bo poza treningiem siłowym jakim raczył się z rana i wieczorem to nie robił nic co miało cokolwiek wspólnego ze sportem. 
Cieszyć się tylko, że jakoś w maju zgrupowanie w Spale miało się zacząć. 
Chłop z nieróbstwa świruje i Bartosz był na to dobrym przykładem. 

-Mama am!-Mela przydreptała do kuchni  chwiejąc się na nóżkach z miną jaką zawsze miał jej ojciec kiedy był głodny. 

Miałam zajęte ręce, bo wzięłam się za robienie kotletów mielonych, więc wyjścia innego nie było jak zawołanie Bartka. 

-Bartek! Chodź tu!-krzyknęłam mając nadzieję, że mój głos dotrze do pokoju na górze

-Po co?! Nie mogę teraz! 

-Po gó...-powiedziałam sobie pod nosem-No chodź, bo dziecku jeść trzeba zrobić a ja nie mogę!-uformowałam kotlet kładąc go na talerzyku 

-Mama am!-zapiszczała Amelia tupiąc nóżką

-Zaraz skarbie, tata przyjdzie to ci zrobi.-zerknęłam na nią biegnąc w stronę gazówki, na której zaczęło kipieć mleko. No masz! A miało się tylko podgrzać. Chwila nieuwagi i lipa. 

-No zejdź na dół zrobić jej jeść!-warknęłam wściekła, bo serio już nie wiedziałam w co ręce włożyć. Obiad zrób, ciasto upiecz, posprzątaj i jeszcze dziecku am.  A ten sobie na górze siedzi i nie wiadomo co robi.

-Idę, idę...-jęknął schodząc po schodach-Z Ivanem na Skypie gadam. Co chcesz?-uniósł brew do góry wyraźnie zniecierpliwiony

-Tata am!-córcia kochana wyczuła, że mama czasu nie ma to do tatusia poleciała. Przyczepiła mu się do spodni robiąc minę kota ze Shreka. 

-No siedzisz tu i nie możesz jej coś dać?!-wziął ją na ręce i otworzył lodówkę by wyjąć parówki. Znowu mnie wkurza, zaraz nie wytrzymam.-Specjalnie mnie wołasz jakbyś jej zwykłej parówki nie mogła ugrzać.-trajkotał podpalając palnik.

-No kurrrrwa jasna. Tak siedzę tu, piję kawkę, zajadam ciasteczka i czekam aż mi lakier na paznokciach wyschnie. Widzisz, że obiad robię? Łaska przyjść i dziecko nakarmić? 

-Jeeeeju, znowu się denerwujesz...zluzuj trochę.-machnął ręką ładując Amelce jedzonko do buźki. Zmrużyłam oczy chcąc powiedzieć coś jeszcze, ale dałam sobie spokój. Nie miałam siły się kłócić. 



_____________________________________
Ślub już w kolejnym rozdziale a do końca max 4 rozdziały :) 
Cieszycie się?! :D :) Hihi
Tak się zastanawiam o kim pisać następne opowiadanie i czy w ogóle pisać. 
Wiem, że niektórzy z was by chętnie coś poczytali, ale pomysłów na razie brak!
Zaczęłam kiedyś pisać o Wlazłym, ale wyszło jak wyszło. Jakoś się nie czuję, by pisać jego losy. Może dlatego, że go nie lubię? Nie wiem.
Chodzi mi po głowie Zbigniew Bartman, albo jednopartówki. Z Michałem Winiarskim mam już jedną ułożoną. Kaśkablogerka podsunęła mi myśl o Karolu Kłosie, w sumie to czemu by nie? 
Sama nie wiem co z tego wyjdzie. Zobaczę.
Powyższy rozdział pozostawiam wam do oceny.
Zapraszam do czytania  i komentowania :)




sobota, 2 sierpnia 2014

Jak łatwo zwyczajny lęk zmienić w obłęd.

Co jest ze mną nie tak?! Dlaczego przestałam mu ufać? A może...tak naprawdę ja nigdy mu nie ufałam? 
Nie wiem...chyba nie potrafię tego robić. Kiedyś raz zaufałam  pewnemu chłopakowi i skończyło się to źle. Dobrze wiecie.
 Przeszłość odcisnęła piętno na mej psychice. 
Przez to zachowuję się tak jak zachowuję. Nie panuję nad tym. To jest silniejsze od wszystkiego. Przede wszystkim od tego co czuję do Bartka. 


Z przemyśleń wyrwało mnie kwilenie Amelii. Podniosłam się z podłogi, na której siedziałam już spory kawał czasu i ocierając łzy podeszłam do kojca, w którym stała przyglądając mi się jakby chciała spytać: "A tobie co mamusiu?"

Wzięłam ją na ręce wiedząc, iż na pewno jest głodna. W końcu przespała 4 godziny. Złożyłam na jej policzku delikatny pocałunek i przytuliłam mocno do siebie.
Amelka to cały mój świat. Najlepsze co mnie w życiu spotkało.


(...)

Godzina 21:00

"Pomyślałem, że chcesz wiedzieć: Bartek jest u nas :)."-odczytałam SMSa od Jakuba Kurka a na mej twarzy mimowolnie pojawił się lekki uśmiech.
Jest u rodziców.
Głupia ja.
Nie dałam mu się wytłumaczyć, bo być może on nic takiego nie zrobił...
Chociaż...tak! On też był wobec mnie nie fair! Siedział cicho a mógł się przyznać, że utrzymuje kontakt ze swoją byłą! 

Pukanie do drzwi. Zdziwiona wytarłam się ręcznikiem a następnie zarzuciłam na gołe ciało szlafrok i niepewnym krokiem skierowałam się w dół schodów. 

-Kto to może być?-szepnęłam i delikatnie chwyciłam za klamkę...

-Babski wieczór!!!!-mym oczom ukazały się Dagmara z Agnieszką trzymające w dłoniach butelki z czerwonym winem i jakieś przekąski. Zaśmiałam się wpuszczając je do środka.

-No zwariowały! O tej porze?-zaprosiłam je gestem ręki do salonu i wyjęłam z barku trzy lampki.

-Oj, bo musiałyśmy swoich prosić by z dziećmi zostali. A że weekend i do domu przyjechali to postanowiłyśmy się wyrwać.-Winiarska zatarła dłonie i usiadła na kanapie wyjmując z reklamówki ciasto swojej roboty

-A ty gdzie masz Bartka, co?-Aga rozejrzała się dookoła polewając do naczyń alkohol

-Później wam powiem. Pójdę się ubrać.-kiwnęłam głową i zaraz zniknęłam na pierwszym piętrze domu. 

(...)

-I nic ci nie powiedział?!-dziewczyny aż krzyknęły z wrażenia gdy opowiedziałam im o naszych, a właściwie jego przygodach

-Nic a nic. O safieszeniu od Krzyśka sie dowiedziałaaam a o Natalii to od Ywony.-o w mordkę, już nieciekawie z mą mową. Chyba przystopuję z piciem. Zrobiłam dwa łyki wina i westchnęłam ciężko opadając głową na kolana siostry

-A to gnida cholerna!-rzekła zbulwersowana Jaroszowa-Pamiętam Natalę, ty ufaszaj, bo ona mosze namieszać wam w żysiu.-prychnęła zagryzając paluszkiem. Dagmara spojrzała na nią znacząco.

-Agnieszka, weź jej nie dobijaj.

-A dajta spokój juszzz...Spytałam szy snią spał. Nie pofierdził ani nie zaprzeczył. Kazałam mu się do niej wynosić, przy okazji oddałam pieeścionek zaręszynowy zapowiadając, sze nie bede utrudniała kontaktów z dzieckiem. Jebniete żysie.-podniosłam się by zapełnić lampki czerwonym alkoholem

-Zerwałaś zaręczyny?! Jesteś pewna, że dobrze zrobiłaś?-obie wbiły we mnie swój wzrok

-Niszego nie yestem pefna. F jednej chwili obfiniam się sato fszystko, potem szczesze go nenawize, zara mam ochote do niego pojechać i przyprosić a jeszcze innym razem tej blondi oszy wydrapać. Dora...dorajdź...kurrr, doradźcie coś.-kiedy w końcu udało mi się wysłowić opróżniłam  którąś już  z kolei lampeczkę. A miałam przestać.

-Pij słońce, pij. Ja się Amelą zajmę.-siostra, która wypiła dużo mniej ode mnie i Agi poklepała me ramię uśmiechając się

-Wieszy sooo...ja ci razę pogadać z Natlą i Bartkiem na szpokojnie, o yle tak se daa.-wybełkotała pani adwokat, która najwyraźniej miała już nieźle w czubie. 

-A ja ci radzę już się położyć.-roześmiała się Dagmara chwytając Agnieszkę pod ramię. Zaprowadziła ją na górę do gościnnego po czym wróciła by dokończyć rozmowę.

Wpatrywałam się w pustą butelkę  bełkotając coś pod nosem. Pogadam z nimi. A co, muszę wiedzieć czy Kurek był mi wierny czy nie. Skoro Natala chciała do niego wrócić, to musiała coś w tym kierunku robić, tak czy nie?
Gdyby Bartosz nie był typowym samcem alfa to bym wątpliwości nie miała co do jego wierności, ale że jest inaczej to sorry memory. Zrozumcie mnie. 
Czknęłam głośno próbując wstać z kanapy, jednak me starania poszły na marne. Ot panna Flawia się uchlała i zamiast się podnieść to opadłam bezwiednie na mebel zwany kanapą i usnęłam. Daga tylko nakryła mnie kocem i udała się do swej chrześnicy. 

(...)


 2 TYGODNIE  PÓŹNIEJ, 9. LUTEGO

Na wizytę u córki zapowiedział się mój (były?) narzeczony.
Nie mogłam mu przecież odmówić, prawda? 
Od ostatniej kłótni nie widzieliśmy się ani ze sobą nie gadaliśmy. 
Amelia ma niespełna 10 miesięcy, wyszły jej 4 ząbki. Dwa na dole i dwa na górze. Wyobraźcie ją sobie w momencie gdy robi śmieszne miny. 
Wszystkie smutki odchodzą gdzieś na bok. 
Moje małe szczęście.

Nawet nie wiecie jak się ucieszyła kiedy w salonie pojawił się Bartosz. Siedziała akurat na kocyku bawiąc się swoimi grzechotkami i lalkami. Była taka zajęta, że na mnie uwagi nie zwracała, ale jak usłyszała jego głos...
Pisk rozległ się po całym domu, zaklaskała w rączki i szybciutko podreptała w jego stronę na czworaka. 
Łza zakręciła mi się w oku, ale starałam się jej nie uronić, w momencie kiedy on wziął ją na ręce tuląc i całując.
No stęsknił się, ona za nim także.
Na mej twarzy wymalował się uśmiech, spuściłam wzrok tkwiąc go w kolanach. Może zostawię ich samych? 
Tak, tak właśnie zrobię. 

Wstałam z kanapy chcąc wyjść, ale on jak to on. Wykonał dwa kroki w tył zastawiając drogę.

-Kocham cię i nigdy bym cię nie zdradził.-powiedział poważnie patrząc wprost w moje ciemne oczy.

Takie przyjemne ciepło wypełniło me wnętrze. Nie da się tego opisać słowami.

-Chciałabym...-zaczęłam nie mogąc oderwać od niego oczu-Chciałabym ci wierzyć...ale nie potrafię, nie mogę, nie chcę.-szepnęłam 

-Przepraszam, wiem że nie powinienem był tak się zachować. Przepraszam.-ujął mą dłoń splatając ze swoją-Uwierz mi.

-Ostrzegałam, że ze mną nie da się żyć normalnie. Nie potrafię ufać, nawet najbliższym a przecież bez tego nie da się zbudować udanego związku...-zacisnęłam zęby dotykając włosków Meli


-Mimo wszystko...tyle już razem przeszliśmy, nie przekreślajmy tego tylko dlatego, że Natalia przyjechała do Rzeszowa i przyznaję, żeby nie było, adoruje mnie jak tylko może. To nie jest ważne. Ważne jesteście wy. Ty i Amelia. Tylko wy się liczycie. Nie ona.

-Chcę się z nią spotkać, pogadać.-powiedziałam stanowczo

Bartosz wyszczerzył oczy rozdziawiając przy tym usta. Milczał przez parę sekund nie wiedząc co odpowiedzieć.

-No ale po co?!-spytał -Ona powie ci to samo co ja.-posadził dziecko na podłodze i ukrył twarz w dłoniach by po chwili stanąć przy oknie wpatrując się w zaspy śnieżne.

Myślałam wtedy, że tak trzeba, że muszę. Za wszelką cenę chciałam znaleźć na niego haka. A nóż widelec ona powiedziałaby o czymś istotnym?

Poczułam jak coś a w zasadzie ktoś ciągnie mnie za nogawkę spodni, jak się okazało była to Amelcia, która z wdzięcznym uśmieszkiem wyciągnęła łapki ku górze. Nic tylko na rękach by siedziała.

-No chodź do mamusi...

(...)


Zrobiłam kilka kroków w stronę Kurka. Stał tak nieruchomo...
Położyłam dłoń na jego plecach oczekując czegokolwiek. 

-Ty wiesz jak łatwo zwyczajny lęk zmienić w obłęd? Boisz się, że cię skrzywdzę tak jak kiedyś zrobił to Artur. Boisz się, że znowu będziesz cierpieć przez faceta. Boisz się mi zaufać. Boisz się, że pójdę do Natalii. Boisz się, pomimo tego, że jesteśmy już długo ze sobą, miłości, związku, dlatego łapiesz się byle powodu by zerwać. -chwycił mnie za ramiona wiedząc, że swymi słowami trafia w mój najczulszy punkt. Wiedział o tym doskonale, ale nie przestawał widząc jak z oczu ciurkiem płyną mi łzy. Mówił i mówił a ja stałam jak słup nie mogąc się poruszyć. Trafił w dziesiątkę. 

-Nie...nie mów tak, proszę. Nie mów tak...-złapałam się za głowę zanosząc płaczem-Nie mów...nie mów...-błagałam osuwając się pod ścianą-Nie wiesz co ja czuję, nie wiesz co każdego dnia przeżywam. Nie wiesz jaką walkę toczę co dzień ze sobą. Nic nie wiesz. Nie wiesz...-objęłam swe nogi podkurczając je pod brodę. Bujałam się w prawo i lewo trzęsąc jakby w domu panował mróz. 
Tak, tak to prawda. Zerwałam zaręczyny bez powodu chcąc po prostu być samą. Tu nie chodziło o Natalię ani o jego wybryk z klubem nocnym. 
To się po prostu napatoczyło po drodze i według mego mniemania było dobrym powodem ku temu by zostać samotną matką.

-Masz rację, nie wiem i najprawdopodobniej nigdy nawet w małym stopniu się nie dowiem, ale pozwól mi być przy tobie. Pamiętasz? Tak jak za pierwszym razem cię o to prosiłem.-przykucnął naprzeciwko mnie- Niech się dzieje co chce. Nam nie może być źle. Kupię nam obrączki dwie, bo po to by ze sobą być żyjemy ja i ty.Jak stracony czas wróć do mnie. Jak już kiedyś raz wróć do mnie, bo ja wciąż pamiętam ciebie z tamtych lat.-zaczął nucić piosenkę Krzysztofa Krawczyka kładąc dłonie na moich kolanach. Uniosłam wzrok, który jeszcze przed momentem nie wyrażał żadnych emocji.
Teraz?

-Jesteś kobietą mojego życia. Dałaś mi coś czego nikt inny nie może.-kontynuował

-Niby co?-szepnęłam, gdyż gula w gardle na nic więcej mi nie pozwoliła

-Cudowną córkę i siebie.-uśmiechnął się delikatnie zerkając raz na mnie a raz na Amelkę, która przebywała w kojcu

Dopiero teraz wszystko do mnie doszło. Wszystko zrozumiałam.  

-Zrób to jeszcze raz.-otarłam łzy rozmazując w związku z tym tusz po polikach 

Kurek zdezorientowany popatrzył na mnie pytająco.

-Ale co?

-Oświadcz mi się i obiecaj, że w czerwcu weźmiemy ślub. Bez gadania.

Roześmiał się macając rękoma wszystkie kieszenie jakie tylko posiadał. Cały czas nosił go przy sobie.

-Flawio, wyjdziesz za mnie?-obdarował mnie czułym spojrzeniem 

-Wyjdę, jutro idziemy do księdza.-wsunął pierścionek na odpowiedni palec by zaraz ucałować mą dłoń

-Jak sobie życzysz.


____________________________________
Co powiecie na temat tego rozdziału? Jak ocenicie Flawię i Bartka?
Stworzyłam przedziwną i "ciężką" postać jaką jest Flawia. Dziewczyna z przeżyciami, z huśtawką nastrojów itd itd. 
O to mi chodziło od samego początku kiedy tylko powstała pierwsza wersja tego opowiadania (czyt. niżej).

Jak wszystko dobrze zaplanuję to do końca wakacji skończę te opowiadanie i kto wie, kto wie...może wezmę się za następne?
Pod poprzednim rozdziałem pewien Anonim spytał o 2. część opowiadania o Kocie. Tak, usunęłam. Dlaczego? Pomysł był i jest, ale moja wena nie pozwala mi na pisanie. Gdyby nie to, że ja opowiadanie o Kurkach już kiedyś napisałam w zeszycie odręcznie to pewnie tu bym zawiesiła...(Zeszytowa wersja była nieco inna, ale wzoruję się na niej).

Po zakończeniu tego opowiadania o kim chcielibyście poczytać, jeśli w ogóle wzięłabym się za pisanie?
W rachubę wchodzą siatkarze (Polacy) i skoczkowie narciarscy (Polacy lub Austriacy).

PS Nawet nie wiecie jak ja się cieszę, że mam Cyfrowy Polsat!!!! :D 

Pozdrawiam, zapraszam do czytania i komentowania :*