piątek, 8 sierpnia 2014

Śniadanie do łóżka.

 Po raz pierwszy od dwóch miesięcy obudziłam się przy jego boku. 
 Po upojnej nocy jaką zaserwowaliśmy sobie wzajemnie niechętnie otworzyłam oczy przeciągając się leniwie. Zegarek wskazywał dopiero 7:00 a z elektronicznej niani nie dobiegał żaden odgłos, więc postanowiłam jeszcze poleniuchować przytulając się do bartkowego ramienia. 

Bartosz pochrapywał sobie z lekka mając otwartą buzię co jak zwykle budziło we mnie chęć zatkania mu nosa tak jak to miała w zwyczaju robić moja mama ojcu.
No chyba nie będę aż taka wredna, bo chłopak jeszcze mi tu na zawał zejdzie, albo co! 

-Baaaarteeeek, Baaaarteńkuuu...-mruczałam mu do ucha mając nadzieję, że raczy wstać i zrobić śniadanie. A co! Choć raz mógł się poświęcić.

-Kochaaaanieee wstań proszę.-musnęłam ustami jego zarośnięty policzek, ale ten ani myślał wyrwać się ze świata snu. Zmrużyłam powieki obmyślając plan jakby go tu zwalić z wyra. Dumałam, dumałam aż wydumałam. Najwyżej mnie zabije.

-Bartosz! Wstańi z łóźka natichmiast! Piętnaśćię minuti spóźnienia! Pindziesiąti dodatkowi kółek wokół boiska!-zmieniłam nieco barwę głosu starając się połamać polski jak tylko się da upodabniając się tym do samego Stefana Antigi. Chyba się udało, bo na reakcję Kurka długo czekać nie musiałam. 

Wystrzelił spod kołdry jak z procy w pośpiechu łapiąc gatki i spodnie.

-Już, już trenerze! Wybacz Stefan, zapomniałem o treningu!-mówił z takim przejęciem nie zwracając uwagi na nic.  
W podskokach nałożył bokserki a gdy zabrał się za jeansy spostrzegł, że jednak nigdzie trenera nie ma.

Nie kryłam swego rozbawienia śmiejąc się tak głośno, że najprawdopodobniej usłyszała mnie cała dzielnica. 
Co na to Kurek? Gdyby mógł zabijać wzrokiem to pewnie by mnie wśród żywych już nie było. 

-Ty wredna maaaa....., po co żeś to zrobiła?! Ty wiesz jak to jest biegać dodatkowo 50 kółek?!-westchnął ciężko siadając na skraju łóżka. W odpowiedzi oberwał swoją poduszką.

-Ja ci dam małpę! Śniadanko proszę przyszłej małżonce przyrządzić i przynieść do łóżka, raz raz!-zaklaskałam w dłonie układając się wygodnie na swoim miejscu.

-Żartownisia.-parsknął uśmiechnięty rzucając się obok-Podano do stołu. A właściwie do łóżka.-dumny wskazał palcem na siebie sądząc, iż pewnie się na niego połakomię. Ni cholery. 

-Nie rzucam się na stare mięso. Dawaj jajeczniczkę ze szczypiorkiem.-pokazałam mu język wyobrażając sobie Bartka w kuchni. O Boże, miej pod swą opieką me królestwo. 

-Stare mięso?! Stare mięso?!-poderwał się udając obruszonego- No nie...zaraz ci pokażę co to stare mięso potrafi.-naprężył muskuły a nie minęła chwila i zdjął niebieskie bokserki w złote gwiazdki. 
O nie...nawet nie ma mowy! Jeśli on liczy na powtórkę z rozrywki to...

-Ty chyba nie sądzisz, że ja ci się dam, co?!-roześmiałam się pokazując mu kuku na muniu. Wyjęłam z szufladki kalendarzyk, policzyłam co trzeba i z uniesionym palcem wskazującym ku górze stwierdziłam, iż mam płodne dni (od kilku dni, upss) i SORRY. 

Uniósł brwi zastanawiając się poważnie nad tą kwestią i po chwili już miał pewien niecny zamysł.

-A to wcale w niczym nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Naszej Amelci przyda się rodzeństwo a  małe dziecko przy małym dziecku chowa się najlepiej, więc nie widzę przeszkód by rozpocząć pracę nad moim synem.-pokiwał głową wkładając rękę pod kołdrę. No kogoś tu głowa boli. Drugie dziecko?! Teraz?! Jak Amelia nawet roku nie ma on chce dziecko kolejne? Mądrala jeden. Zmajstruje a to ja przecież będę z dwójką w domu siedziała cały czas a on na rozjazdach wiecznie. Ooo nie ma mowy panie kochany. 

Przesuwał dłonią po wewnętrznej stronie mego zgrabnego uda wdzięcząc się na wszystkie sposoby, ale ja taka łatwa nie jestem. Wiecie o tym doskonale.

-Ty żeś się z Winiarem zmówił czy jak?! Ten do dzisiaj Dadze spokoju nie daje. Cholerka następny alvaro się nalazł. -zgromiłam go spojrzeniem a na całe szczęście Amelka zaczęła płakać i mogłam wyjść. 

Jak się domyślacie śniadania nie dostałam. Wyszło na to, że sama musiałam je zrobić nie tylko sobie i córce, ale i Przerośniętemu Orangutanowi, jak to kiedyś go nazwałam.

(...)

W końcu wybraliśmy się do księdza by dać na zapowiedzi. 

Kiedy powiemy sobie sakramentalne "tak"? 25. czerwca!

Dni leciały jak z bicza strzelił. Urządziliśmy taki uroczysty obiad, na który zaprosiliśmy moich i jego rodziców by poinformować ich o ślubie.
Adam z Pawłem zaczęli obmawiać sprawę alkoholu, gdzie, jak, ile i za ile. No tak, przecież to najważniejsza sprawa, nie? Ewa wykonała telefon do ciotki kuzynki by poprosić o numer do orkiestry, która rok temu tak świetnie grała na weselu tej kuzynki córki a Iwona niezbyt zadowolona tą wiadomością siedziała nadąsana z boku kombinując jakby tu wyjść. A już myślałam, że jest okej. Jak widać się pomyliłam. 

-Wesele zróbmy w Bełchatowie tam gdzie Dagmara z Michałem mieli.-zaproponował ojciec wcinając sernika z rodzynkami

-Eee, w Nysie mój brat prowadzi hotel pięciogwiazdkowy, proponowałbym tam.-wtrącił teść spoglądając na żonę, która była niezbyt zainteresowana konwersacją

Wymienialiśmy spojrzenia z Bartkiem podśmiechując pod nosem. Przejęli się jakby to ich wesele było, no ale ja doskonale pamiętałam jak to było przed weselem Winiarów. Niezapomniane przeżycie.

-A może jednak niech młodzi zadecydują gdzie chcą mieć przyjęcie, hmm?-wspaniałomyślna mama skarciła wzrokiem mężczyzn- O Matko i Córko, a suknia?!-uderzyła się z otwartej dłoni w czoło-Flawia, trzeba przymiarki już robić! W końcu czerwiec za 4 miesiące! Zaproszenia, Jezu! Ile roboty!

Na same wyobrażenie rozbolała mnie głowa i odechciało mi się wszystkiego. Przeprosiłam towarzystwo i wyszłam na dwór aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Tyle załatwiania...Pierwszy raz od...cieszę się, że Bartek został zawieszony i jest w domu. Przynajmniej mi pomoże! 
Usiadłam na krześle stojącym na tarasie wpatrując się w gęsto padający śnieg i nabrałam głęboko powietrze w płuca. A niech mnie...Trzeba Amelii mleko zrobić! 
Poderwałam się na równe nogi pędem wpadając do przedpokoju. Zajrzałam do salonu, gdzie babcia Kurkowa karmiła wnusię z butelki. Uśmiechnęłam się pod nosem stając za plecami Bartosza.

-Muzyka załatwiona, termin wolny mają, więc w tym tygodniu musicie do nich pojechać i ustalić co nieco.-rzekł Paweł przesyłając mi całusa w powietrzu. 

Przewróciłam oczami kładąc dłonie na barkach siatkarza. Jak ja chciałam mieć już to wszystko za sobą. Nawet nie macie pojęcia.

(...)


KWIECIEŃ 2016

Wszystko wstępnie załatwione, suknia mniej więcej wybrana to i lekki oddech i odrobina odpoczynku. Amelka 2 tygodnie temu skończyła rok, pomału stawiała kroki zaliczając przy tym wszystkie kąty i szafki w całym domu. Mimo, że jest wcześniakiem to rozwijała się w takim tempie, że sami lekarze byli zdziwieni. Przecież dzieci urodzone wcześniej uczą się wszystkiego później niż dzieci urodzone o czasie. Amelka była wyjątkiem.
Zwaliła na przykład dekoder Cyfrowego Polsatu, który rozleciał się na panelach na dwie części a PlayStation Bartka ucierpiało najbardziej ku jego rozpaczy. Nie dość, że spadło to i jeszcze posmakowało herbatki z owoców leśnych naszej kruszynki. Ot i Kurek się załamał. Biadolił i biadolił aż w końcu nie wytrzymałam i kazałam mu pójść do Neonetu po nową zabawkę, bo szlag jasny zaczął mnie trafiać. No ile można słuchać stęków i jęków dorosłego faceta? 

Nudziło mu się niemiłosiernie, bo poza treningiem siłowym jakim raczył się z rana i wieczorem to nie robił nic co miało cokolwiek wspólnego ze sportem. 
Cieszyć się tylko, że jakoś w maju zgrupowanie w Spale miało się zacząć. 
Chłop z nieróbstwa świruje i Bartosz był na to dobrym przykładem. 

-Mama am!-Mela przydreptała do kuchni  chwiejąc się na nóżkach z miną jaką zawsze miał jej ojciec kiedy był głodny. 

Miałam zajęte ręce, bo wzięłam się za robienie kotletów mielonych, więc wyjścia innego nie było jak zawołanie Bartka. 

-Bartek! Chodź tu!-krzyknęłam mając nadzieję, że mój głos dotrze do pokoju na górze

-Po co?! Nie mogę teraz! 

-Po gó...-powiedziałam sobie pod nosem-No chodź, bo dziecku jeść trzeba zrobić a ja nie mogę!-uformowałam kotlet kładąc go na talerzyku 

-Mama am!-zapiszczała Amelia tupiąc nóżką

-Zaraz skarbie, tata przyjdzie to ci zrobi.-zerknęłam na nią biegnąc w stronę gazówki, na której zaczęło kipieć mleko. No masz! A miało się tylko podgrzać. Chwila nieuwagi i lipa. 

-No zejdź na dół zrobić jej jeść!-warknęłam wściekła, bo serio już nie wiedziałam w co ręce włożyć. Obiad zrób, ciasto upiecz, posprzątaj i jeszcze dziecku am.  A ten sobie na górze siedzi i nie wiadomo co robi.

-Idę, idę...-jęknął schodząc po schodach-Z Ivanem na Skypie gadam. Co chcesz?-uniósł brew do góry wyraźnie zniecierpliwiony

-Tata am!-córcia kochana wyczuła, że mama czasu nie ma to do tatusia poleciała. Przyczepiła mu się do spodni robiąc minę kota ze Shreka. 

-No siedzisz tu i nie możesz jej coś dać?!-wziął ją na ręce i otworzył lodówkę by wyjąć parówki. Znowu mnie wkurza, zaraz nie wytrzymam.-Specjalnie mnie wołasz jakbyś jej zwykłej parówki nie mogła ugrzać.-trajkotał podpalając palnik.

-No kurrrrwa jasna. Tak siedzę tu, piję kawkę, zajadam ciasteczka i czekam aż mi lakier na paznokciach wyschnie. Widzisz, że obiad robię? Łaska przyjść i dziecko nakarmić? 

-Jeeeeju, znowu się denerwujesz...zluzuj trochę.-machnął ręką ładując Amelce jedzonko do buźki. Zmrużyłam oczy chcąc powiedzieć coś jeszcze, ale dałam sobie spokój. Nie miałam siły się kłócić. 



_____________________________________
Ślub już w kolejnym rozdziale a do końca max 4 rozdziały :) 
Cieszycie się?! :D :) Hihi
Tak się zastanawiam o kim pisać następne opowiadanie i czy w ogóle pisać. 
Wiem, że niektórzy z was by chętnie coś poczytali, ale pomysłów na razie brak!
Zaczęłam kiedyś pisać o Wlazłym, ale wyszło jak wyszło. Jakoś się nie czuję, by pisać jego losy. Może dlatego, że go nie lubię? Nie wiem.
Chodzi mi po głowie Zbigniew Bartman, albo jednopartówki. Z Michałem Winiarskim mam już jedną ułożoną. Kaśkablogerka podsunęła mi myśl o Karolu Kłosie, w sumie to czemu by nie? 
Sama nie wiem co z tego wyjdzie. Zobaczę.
Powyższy rozdział pozostawiam wam do oceny.
Zapraszam do czytania  i komentowania :)




5 komentarzy:

  1. Czyżby to zdenerwowanie było spowodowane synem, o którego Bartek tak zabiega? Mam nadzieję. Choć Bartunia mógłby się postarać trochę, a nie wszystko na żonę zrzuca. A tak z innej beczki... kiedy następny? :D. Nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam
    Vea
    www.siatkarskie-miniaturki.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny i zabawny rozdział :D Oj ten Bartuś :P Taki leń :D
    Flawia ma z nim ciężko :D Pozdrawiam i weny :*
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przygotowania do ślubu pełną parą :) Bartek od tego zawieszenia to leń patentowany się zrobił :P Niech Flawia trzyma go krótko. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej no ja nie chce końca :(
    Rozdział się zaczął tak mega pozytywnie, a potem każde zdanie powodowało coś złego. Tak jakby wszystko od połowy wskazywało na coś złego. Na tą kłótnie.
    Dodatkowo myślę teraz i tym, co mówiłaś mi na gadu na temat końca tej historii.
    Sama już nie wiem co myśleć, jak przygotować się na to :(
    Całuje :*

    OdpowiedzUsuń
  5. ech, Kurek, Kurek, ty się musisz przyzwyczajać do zajmowania się dzieckiem, skoro takiś chętny na kolejnego potomka :P
    p.s. co do nowego bloga to - tu cię zaskoczę - w ankiecie zagłosowała na Zbigniewa Bartmana (a nie na Michała), bo dobre blogi o nim czytałam dobre parę lat temu, a teraz ciężko takie znaleźć (oczywiście są wyjątki) :)

    OdpowiedzUsuń