poniedziałek, 28 lipca 2014

Nie trzeba mi Twoich łez, czy słyszysz?

Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka przez tego dupka.Ciągle o nim myślałam przewracając się z boku na bok.
Dodatkowo mą głowę zaprzątało pytanie "Co takiego ma mi do przekazania Iwona?"
Cholera jasna, takiego faceta mieć to skaranie Boskie.
Wywlokłam się z łóżka jakoś po 6 rano, ogarnęłam się tuszując na twarzy wszystkie niedoskonałości a następnie spięłam włosy klamrą i założyłam niebieskie rurki i bluzę. 

-Piękna jestem.-stwierdziłam dumnie szczerząc się jak głupia do lustra i wyszłam z domu przed odziewając się w kozaczki i kurtkę.

Wczoraj nie odebrałam Amelii, gdyż dosyć późno wróciłam z Rzeszowa a jak zadzwoniłam do teściów to już spała, więc uzgodniliśmy, że zostanie u nich na jedną noc. 

Ciekawe czy Kurkowie wiedzą o wybryku syna? Na pewno tak. Media musiały podać już tą cudowną wiadomość przecież!
Ślizgając się na lodzie przed tarasem pomału dotarłam do drzwi i wdusiłam dzwonek. Po chwili mały Kuba otworzył mi je z uśmiechem zapraszając do środka.

-Kawy?! A może śniadanie! Jadłaś już?!-teść zasypał mnie pytaniami a ja w tym czasie będąc zajętą zabawą z córką oderwałam się na moment od zabawek i spojrzałam na niego nieco zdezorientowana

-Kawę poproszę.

-A jadłaś?-uniósł brew  podejrzliwie. Była 9, więc domyślił się, że mogłam nie jeść.

-Tak. W zasadzie to nie, ale nie jestem głodna.-westchnęłam ciężko zerkając na wyświetlacz komórki

20 połączeń nieodebranych od Bartosza. Sumienie go ruszyło?
A nieee czekajcie!!! Toż to on musi dzisiaj mieszkanie klubowe opuścić, więc pewnie chce spytać czy może do domu przyjechać.
Takiego wała jak Polska cała panie kochany.
Kanapa 1,70 cm długości czeka.

-Co ten mój syn zrobił znowu?-zapytał stawiając kubki z kawą na stole

-Znowu?

-No nie udawaj, wiemy z matką przecież czemu żeś z Maceraty wtedy sama przyleciała.-ujął mą dłoń posyłając mi delikatny uśmiech.

-Czyli, że wiecie też o Arturze i o tym co mi zrobił, tak?-popatrzyłam na niego niepewnie zaciskając zęby. Adam w odpowiedzi tylko pokiwał głową.

Teraz przynajmniej wiem czemu pani Iwona zrobiła się tak nagle miła dla mnie. Ech...nie ważne.
Postanowiłam opowiedzieć panu Adamowi o przyczynie zawieszenia Bartosza. Nie mógł uwierzyć. Zawiódł się na nim. Widziałam to po wyrazie jego twarzy. Był tak wściekły, że zapowiedział, iż się z nim rozprawi jak tylko wróci z Rzeszowa. A proszę bardzo. Ja nie mam nic przeciwko temu! Może ojca posłucha, bo mnie ani myśli.

Zabrałam Amelkę i wróciłyśmy do domu. Włożyłam ją do chodaka a sama zabrałam się za szykowanie jakichś pyszności, bo przecież niedługo zawita do mnie Ignaczakowa z dzieciaczkami.

-Tatatatata-moja kruszynka podjechała do mnie ciągnąc za nogawkę-Tatatata-przeniosłam swą uwagę na nią i klęknęłam 

-Tatuś później przyjedzie skarbie-cmoknęłam jej policzek i powróciłam do gotowania zupy jarzynowej. Amelia ani myślała przestać. 
Kurna, ona wołała tatę, w sumie to ja też lekko za nim tęskniłam. 
Tylko delikatnie! Nie żeby coś.

-Cześć ciociu!-usłyszałam radosne głosy Dominisi i Sebastiana, którzy wpadli do salonu jak stado dzikich bawołów i uwiesili mi się na szyi

-Cześć Iglątka moje kochane, gdzie mama?!-zaciekawiona rozejrzałam się dookoła

-W samochodzie jeszcze, z tatą gada.-Sebuś posłał mi rezolutny uśmiech i podbiegł do kojca, w którym spała Melka

-A ja jej przywiozłam laleczkę.-Ignaczakówna wyjęła z swej mini torebki szmacianą lalę i ułożyła ją koło mego śpiącego skarba

-Na pewno się ucieszy jak zobaczy.-pogłaskałam ją po głowie-Wleję wam soczku.-stwierdziłam udając się z powrotem do kuchni

(...)

Postawiłam wazę z zupą oraz talerze i sztućce na stole a zaraz całą czwórką zasiedliśmy by zjeść posiłek. Dzieciaki jadły aż im się uszy trzęsły a Iwonka co jakiś czas spoglądając raz na mnie raz na swe latorośle uśmiechała się delikatnie. 

Czekałam aż zacznie rozmowę. Byłam potwornie ciekawa tego co chciała mi przekazać. 
Sebastian i Dominika usiedli przed telewizorem oglądając bajkę a ja z ich matką zaparzyłyśmy sobie po kawce.

-No to o czym chciałaś mi powiedzieć?-nie wytrzymałam, musiałam o to spytać. 

-Flawia...bo...on...to znaczy...-nie wiedziała jak zacząć. Błądziła wzrokiem po całym pomieszczeniu aż w końcu wzięła głęboki wdech i...-Wiesz kim jest Natalia?

Zmarszczyłam brwi upijając łyk kawy z mlekiem.

-Jego była? Coś kiedyś słyszałam, był z nią parę lat niegdyś.-wzruszyłam obojętnie ramionami, ale po chwili do mej głowy dotarła myśl, iż ona i Bartosz mogą coś ze sobą...wiecie.

-Tak, ona. Rozstali się jakieś 3 lata temu, potem wyjechała do Wielkiej Brytanii i wróciła niedawno.-brunetka usiadła przy stole stukając paznokciami o blat

-I...?-dopytałam niecierpliwie

-I...zaczęła się wokół niego kręcić. Przychodziła na mecze w jego koszulce, rozmawiała z nim nie jeden raz i nawet była z Bartkiem i Krzyśkiem wtedy w tym cholernym klubie.-wypowiedziała na jednym wdechu

Że co?! Czego ona...odebrało mi mowę. Odstawiłam kubek na sam róg blatu, więc nie było innej możliwości jak ta, że szkło spadło i się potłukło w drobny mak. 
Obie podskoczyłyśmy ze strachu.
Biegiem poleciałam po miotłę i szufelkę by to posprzątać. 

-Uważaj na nią. Pilnuj go, bo ja wiem, że jej zależy na tym by z nim znowu być. Nie mogła się pogodzić z tym, że ją rzucił.-nachyliła się nade mną chwytając za ścierkę.-Flawia, słyszysz?

-Tak, tak.-niemrawo kiwnęłam głową by zaraz się za nią złapać. Tego za dużo. 
Dużo za dużo.

(...)

-O, przyjechał...-Iwona popatrzyła za okno kuchenne, gdzie właśnie Kurek wjechał swym Oplem-Dzieci, jedziemy już! Trzymaj się słońce.-ucałowała mnie w czoło i niedługo po tym zniknęła mijając się z siatkarzem w drzwiach.

Nie chciałam z nim gadać. Pomimo tego, iż mieliśmy zmywarkę to wszystkie brudne naczynia włożyłam do zlewu i zaczęłam je myć byleby się czymś zająć.

Postawił walizki w przedpokoju, zdjął buty, kurtkę i wszedł do salonu. 
Mimowolnie zerknęłam za nim by zobaczyć co robi. Ucałował wciąż śpiącą córkę a ja zaczęłam się modlić by tu nie przyszedł.
Jak zwykle moje modlitwy nie zostały wysłuchane i nie minęła chwila a już stał przy szafce.

-Cześć.-rzucił krótko krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Cześć? No masz, jaki mnie zaszczyt kopnął i pan raczył mi "cześć" powiedzieć.
Parsknęłam głośno opłukując ostatni talerz z płynu do naczyń, wytarłam dłonie i już chciałam skierować się ku wyjściu, jednak nie wyszło mi to, bo chwycił mnie za ramię.

-Puść.-rzekłam stanowczo posyłając mu mordercze spojrzenie

-Nie. Pogadajmy.-odpowiedział cicho

-Nie mamy o czym.-wyrwałam mu się-Chciałam rozmawiać wczoraj, ale ty jakoś miałeś mnie gdzieś.

-To nie tak Flawia....-tłumaczenia?! Pokręciłam głową.

-A jak?! Kurwa! Myślałam, że mogę ci ufać!-wykrzyczałam zapominając na moment, iż Amelka śpi

-Możesz...

-Mogę? Po tym jak się nawaliłeś i nie powiedziałeś mi o tym, że Natalia się przy tobie kręci?! Niech to szlag!-trzasnęłam dłonią w ścianę

Jego mina w momencie kiedy wspomniałam o byłej dziewczynie? Bezcenna.
Sądził, że się nie dowiem? Człowieku...

-Natala...to nie tak...To znaczy... Fakt, wróciła, parę razy się z nią spotkałem...-mówił nie wiedząc jak obrać słowa

-Spałeś z nią?-podeszłam do niego patrząc mu w oczy

-Za kogo ty mnie masz do cholery?!-zdenerwował się i to kurcze nawet bardzo

-Odpowiedz. Spałeś z nią? Tak albo nie. Proste.-zmrużyłam oczy chcąc zatamować łzy, które napływały w coraz to większych ilościach 

-Ty mi naprawdę nie ufasz!-warknął wychodząc

-Jasne! Idź do niej! Zabierz swoje rzeczy, pewnie cię przygarnie!-niewiele myśląc zdjęłam pierścionek zaręczynowy i rzuciłam nim w jego tors-Nie będę ci utrudniała kontaktów z dzieckiem.-otarłam łzę wpatrując się w zamykające drzwi. Odjechał. Po prostu odjechał.

_____________________________
Nie jestem zadowolona. Wena mi uciekła cholerka jasna. 
Wyrażajcie swoją opinię w komentarzach, pozdrawiam! :*

PS Jeśli ktoś z was czyta a jeszcze nigdy nie komentował, lub robi to rzadko, to bardzo proszę by pod tym rozdziałem się ujawnił :) Wystarczy jedno słowo, minka, cokolwiek :)

poniedziałek, 21 lipca 2014

Zejdź mi z oczu i nie wracaj.

Słuchałam, słuchałam i nie wierzyłam własnym uszom.Gdybym teraz była tam na miejscu w Rzeszowie to pewnie rozniosłabym ze złości Bartka i całe jego mieszkanie.
On jest niby dorosłym, dojrzałym i odpowiedzialnym mężczyzną?!
Przez tyle dni się nie odzywał. A czemu?!
Bo razem z szanownym Krzysztofem Ignaczakiem postanowili złamać zasady i pójść w tygodniu do klubu nocnego, gdzie doprowadzili się do stanu totalnego upojenia alkoholowego, a gdy następnie usnęli gdzieś pod klubem jak menele to zostali okradzeni. 
Kurek z nowiuśkiego iPhone'a i portfela (co wyjaśnia, iż nie odbierał ani nie dzwonił) a Ignaczak z pieniędzy i kart kredytowych. 
Spotkała ich już należyta kara ze strony Asseco Resovii, otóż zostali zawieszeni do końca sezonu, ale i ja dołożę swoje trzy grosze-podobnie jak Iwona dam swojemu mężczyźnie nieźle popalić. Niech wie, że ja nie jestem z tych co patrzą na wybryki swoich ukochanych przez palce.

-Amelciu, kochanie!-zwróciłam się do córki bawiącej się piłeczką-Zawiozę cię do babci Iwonki, dobrze? Mamusia musi się z tatą rozprawić.-wzięłam ją na ręce kierując się do jej pokoju

-Tatatatatatatatatata-no patrzcie jak się rozgadała. Aż dziw, że w ogóle mówi "tata", bo przecież ojca to ona widzi raz na ruski rok. 
Teraz to tatusia będzie miała na dłużej, bo najbliższe 4 miesiące spędzi on w domu. Obiecuję, że uprzykrzę mu życie. 

-Tata, tata. Tata to dostanie od mamy po łbie, tak że mu się odechce wszystkiego. Imprezowania, alkoholu... Mówię ci mała, będzie chodził jak w zegarku.

Włożyłam ją do łóżeczka po czym spakowałam kilka jej rzeczy do torby i ruszyłam do Nysy. Nie mówiąc zbyt wiele poprosiłam teściów o zajęcie się Amelką a sama obrałam kierunek Rzeszów.

"Ja ci dam popalić"-pomyślałam włączając głośno muzykę. Nie przepuszczę no. Za cholerę.

(...)

Pukać, nie pukać? Stanęłam pod jego drzwiami chwilę się zastanawiając, ale jednak wybrałam drugą opcję i przydusiłam klamkę w dół ładując się do środka. 
On akurat leżał sobie na kanapie pociągając browara. Zapijał smutki? Być może. 
Kurcze, przecież sam zasłużył sobie na zawieszenie. 
Gdy usłyszał trzask drzwi poderwał się szybko na równe nogi odstawiając puszkę na stolik. 

-Aaa, to tylko ty...-sapnął z powrotem chwytając za alkohol

Pomyliłam drzwi czy co? Przecież ja tego człowieka nie znam. Chyba zapomniał do czego służy maszynka do golenia i grzebień!
Do tego ten zaduch w mieszkaniu. Omijając go podeszłam do okna, które otworzyłam na oścież i odwróciłam się w jego stronę.

-Czy cię pogięło?! Na dworze -20 stopni a ty okno otwierasz?!-warknął zamykając okno

-Mnie pogięło?! Człowieku! Co ty wyrabiasz?!-wyrwałam mu puszkę i nie zwracając uwagi na to, że jest prawie pełna, rzuciłam nią w kąt salonu

-No pojebało cię, sprzątaj to.-wskazał palcem na kałużę z piwa i poszedł po mop stojący w kuchni. Wręczył mi to i usiadł na kanapę. 

-Ooo nie...Będziesz się teraz na mnie wyżywał, tak?! To z twojej winy prezes klubu cię zawiesił. Jesteś tak nieodpowiedzialny, jak mogłeś coś takiego zrobić?! Poszedłeś do klubu i się najebałeś! Dzień przed meczem! -no byłam taka wściekła, że szkoda gadać. Miałam ochotę mu teraz walnąć tym mopem.

-Kim ty jesteś, żeby mi kazania prawić, co?!-poderwał się stając na przeciwko mnie. Zlękłam się, jednak na zewnątrz starałam się tego nie okazywać. Gdybym go tak dobrze nie znała to pomyślałabym, że chce mnie uderzyć. 

-Twoją narzeczoną. Przyszłą żoną. Matką twojego dziecka.-zelżałam wyraźnie z tonu dając mały krok w tył-Jednakże nie wiem czy dobrze zrobiłam zgadzając się za ciebie wyjść.-wypowiedziałam przez zęby tkwiąc wzrok na pierścionku zaręczynowym, który w tej chwili zaczęłam okręcać na palcu

-Nikt cię do tego nie zmuszał.-rzekł obojętnie krzyżując ręce na klatce piersiowej- Zamierzasz mi robić awantury za każdym razem kiedy tylko wyskoczę gdzieś z kumplami?! Ja nie mówię nic kiedy ty idziesz dokądś z Zośką czy Dagmarą.-parsknął 

Co proszę?! Odkąd urodziłam wyszłam z dziewczynami 2 razy do kawiarni. Zaszokował mnie.

-Ty pierdolony idioto. Dla twojej wiadomości, ostatnie 5 dni spędziłam z Amelią w szpitalu a ty raczyłeś się świetnie bawić w jakimś cholernym klubie i potem nawet nie zadzwoniłeś.-w oczach zaszkliły mi się łzy. Co mu się stało? To zawieszenie tak na niego podziałało? Nie wiem, nic już nie wiem. Mam poważne wątpliwości co do naszego związku. Chwyciłam za torebkę i ruszyłam w stronę drzwi. Bartek przyjrzał mi się dokładnie na chwilę się uciszając.

-Jak w szpitalu? Co się stało?- chwycił mnie za ramię obracając w swoją stronę a drugą ręką zamknął drzwi.

-Teraz cię to interesuje? Zejdź mi z oczu i nie wracaj do domu. Nie chcę cię widzieć.-wyrwałam mu się i wyszłam.

Weszłam do samochodu, odpaliłam silnik, ale nie ruszyłam. Rozpłakałam się opierając głowę o kierownicę.
Po paru minutach spojrzałam w lusterko, otarłam łzy i wyjechałam z parkingu. 
"Flawia, nie płacz! To on ma teraz cierpieć, nie ty. Nie maż się. Pokaż, że jesteś silna a jak przyjedzie do domu to daj mu porządnie popalić." Kolejna myśl przeszła mi przez głowę. Tak zrobię. U niego w mieszkaniu górę wzięły emocje, ale postanowiłam sobie, że pożałuje. Cholernie pożałuje. Nie muszę robić nic szczególnego. Ja doskonale wiem co będzie dla niego najbardziej bolesne.

-I jak kochana? Gadałaś z nim?-usłyszałam w słuchawce głos Iwony Ignaczak

-Jeśli kłótnie można tak nazwać...-westchnęłam ciężko hamując na światłach

-Ech...z tymi facetami...Igła ze mną ma istne piekło. Rozumiesz, że zrobił on to po raz drugi?! Już kiedyś odwalił taki numer.

-Nie gadaj! I nic go to nie nauczyło...-nie dowierzałam, serio. Nie wiedziałam, że libero już raz wywinął taki numer

-Ten typ tak niestety ma. Wiesz co Flawiuń kochanie, jest jeszcze coś o czym powinnaś wiedzieć.-rzekła znacznie ciszej jakby bała się, że jej mąż usłyszy

Coś jeszcze?! Chyba nic gorszego od tego nie może być.

-Mów, już mnie nic nie zaskoczy.-zmieniłam bieg a zaraz minęłam tablicę z napisem Wrocław

-To nie jest rozmowa na telefon, jutro przyjadę z dziećmi to pogadamy.


_________________________________
A pokomplikujmy im jeszcze życie. A co tam :P
Spodziewałyście się czegoś takiego po Bartku czy liczyłyście na coś innego?
No i teraz kolejna zagadka, jakiego newsa ma Iwonka? Zgadujcie jeśli macie chęć :)
Do niedzieli nic się nie pojawi, bo jutro jadę na wieś, w sobotę 18stka a w niedzielę...wiadomo co :D KAC! :D 
Zapraszam do czytania i komentowania :*

sobota, 19 lipca 2014

Ty będziesz moja, ja będę twój...!

-No to weźmy sobie w końcu ten ślub!-rzecze mi do słuchawki mój luby podczas kiedy ja akurat zmęczona całym dniem siedzę sobie w wannie pełnej wody a on przebywa w Rzeszowie nastawiając się psychicznie do jutrzejszego meczu ze Skrą Bełchatów


-Weźmy sobie. Mówisz to ot tak jakby to była decyzja podobna do wzięcia telewizora na raty.-westchnęłam głośno nabierając pianę na dłoń

-Marudzisz. 7 miesięcy temu zgodziłaś się za mnie wyjść, więc po co to przeciągać? Dalej chcesz żyć w grzechu umierającym, nie po Bożemu?!-jęknął z zawodem rzucając się na kanapę. Parsknęłam śmiechem o mało nie zachłysnąwszy się swoją śliną

-Chyba w  grzechu śmiertelnym kochanie!-walnęłam się z otwartej dłoni w czoło nie mogąc opanować rozbawienia

-Jeden kij. Wiadomo o co chodzi, z religii zawsze miałem dopuszczający.-zaczął się sam z siebie śmiać-To jak będzie? TY BĘDZIESZ MOJA, JA BĘDĘ TWÓJ RAZEM BĘDZIEMY WYWALAĆ GNÓJ...-zanucił doskonale znaną wszystkim piosenkę-Chajtniemy się na lato?-mruknął seksownym głosem dobrze wiedząc jak na mnie tym zadziała. 

Me ciało przeszedł przyjemny dreszcz jakby co najmniej był tu obok i robił striptiz przede mną.

-Wywalać gnoju na pewno nie będę.-zastrzegłam zdecydowanie chwytając za lampkę z winem. Amelia ładnie śpi, więc mały relaks mi się należy. -Chajtniemy się, chajtniemy.  Ale do tego czasu zero seksu, bo nam ksiądz przed ślubem rozgrzeszenia nie da jak się dowie ile żeśmy nagrzeszyli.

Chwila ciszy w słuchawce. Najprawdopodobniej uruchomił mózg by się zastanowić nad tym wszystkim. W oczekiwaniu na jego reakcję łyknęłam trochę czerwonego napoju alkoholowego przymykając powieki. Trzy, dwa, jeden...

-Ty sobie żartujesz, nie?!-spytał nie dowierzając 

-Ani trochę, taki swego rodzaju post dobrze nam zrobi. Potem po ślubie będzie cudownie, wiesz zrobisz to ze świadomością, że już jest według Przykazań.-wzruszyłam ramionami wyobrażając sobie to wszystko. Szczerze? Jakoś nie mogłam tego ogarnąć, ale dosyć ciekawe doświadczenie. Zastanawiało mnie tylko jedno, które z nas pierwsze pęknie? Jak to kto!? Oczywiście, że on!

-Ale ja tak nie chcę! Błagam skarbie, nie bierz tego grzechu umierającego tak bardzo do siebie, przecież księdzu się przyznawać nie musimy!-skomlenie zbitego psiaka. Tak tylko można opisać ton Bartosz Kurka. Śmiać mi się zachciało, ale postanowiłam zachować powagę i pod pretekstem płaczu Amelki zakończyć rozmowę. 

Odłożyłam komórkę na stojącą niedaleko pralkę i po chwili opatulona ręcznikiem poszłam do sypialni by się ubrać. W podskokach wręcz udałam się jeszcze do córki, jednakże spała słodko, więc nie pozostało mi nic innego jak tylko pójść spać. 

Płacz. 
Przeraźliwy płacz Melki dochodzący z elektronicznej niani zerwał mnie na równe nogi. Chwyciłam tylko za szlafrok, który narzuciłam w biegu na plecy i szybkim krokiem udałam się do jej pokoju. 

-Jesteś rozpalona...-stwierdziłam dotykając jej czoła. Zmartwiona wzięłam ją na ręce próbując jakoś uspokoić. Nie pomagało. 
Łzy stanęły mi w oczach, w jednej chwili w głowie zrobiła mi się pustka. Nie wiedziałam co zrobić. Dziwne, prawda? Jak można nie wiedzieć co zrobić w takiej sytuacji?
Jednakże Amelia nigdy wcześniej nie chorowała, więc mogłam się tym usprawiedliwić. 
Po przebraniu jej oraz siebie pojechałyśmy do pediatry. 
Na szczęście nie było kolejki, więc miła pani doktor natychmiast nas przyjęła. 
Zmierzyła jej temperaturę, która wynosiła 39 stopni, osłuchała z każdej strony stetoskopem i zajrzała do buźki. 
Wypisała skierowanie na RTG płuc i nakazała udać się do pracowni. 
Po wykonaniu zdjęcia pani Tylska nie miała wątpliwości, iż mój skarbek ma zapalenie płuc. 

-Amelia ma zapalenie płuc, oto skierowanie na oddział dziecięcy, będzie potrzebna hospitalizacja.-wręczając mi kartkę posłała pocieszający uśmiech a ja z Melką na rękach wyszłam z gabinetu totalnie roztrzęsiona. 

(...)

Serce mi się krajało gdy słyszałam jej płacz podczas pobierania krwi do badań oraz zakładania wenflonu. 
Jezu, co to dziecko musi teraz przeżywać.
Podali jej odpowiednie leki, po których usnęła a ja miałam czas by powiadomić o wszystkim Bartosza.

Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty, piąty, szósty i..."Cześć, tu Bartek! Nie mogę teraz odebrać, nagraj się po sygnale" piiiip.

-Jestem z Amelią w szpitalu, odezwij się jak tylko będziesz mógł.-z nietęgim grymasem na twarzy odłożyłam komórkę głaszcząc dziecko po główce. Wyglądała jak aniołek. Taka mała, słodziutka blondyneczka.

-Kocham cię...-szepnęłam ledwo słyszalnie i nie wiedząc kiedy sama odpłynęłam.

(...)

Minął jeden dzień, drugi dzień, potem trzeci i czwarty a Kurek nie wysłał choćby SMSa z zapytaniem o zdrowie córki. Miałam mu to cholernie za złe. Jak on tak może? Nie obchodzi go to czy jak?
Kiedy próbowałam się z nim połączyć też nie odbierał, w sumie to przerywał połączenie po kilku sygnałach. 
Nie miałam jak się z nim skontaktować.
Wyszłyśmy ze szpitala, Amelia czuje się już o wiele lepiej, antybiotyki zadziałały co mnie bardzo cieszy. 
Posadziłam ją na panelach gdzie miała rozstawione swoje zabawki i po raz kolejny wybrałam numer do narzeczonego. Byłam tak przejęta stanem zdrowia córki, że nawet nie pomyślałam, iż to że Kurek nie odpowiada może być spowodowane czymś poważnym. 
Może coś mu się stało? 
Jaka ja jestem głupia. Zamiast zadzwonić do któregoś z jego kolegów czy coś to ja tu już wymyślam jak go opierdzielić.

-Flawia! Halo?! Tu Igła! Miałem do ciebie dzwonić wczoraj i zapomniałem, słuchaj no...-rozpoczął Ignaczak po odebraniu przeze mnie telefonu


-Krzyś, co z Bartkiem?! Masz tam go gdzieś obok?!-poderwałam się z kanapy gryząc paznokcie z nerwów

-Zabijesz nas jak ci coś powiem, a bo wiesz... Może najpierw obiecaj, że nas nie zabijesz! Wiesz co, w sumie to już wszystko jedno, bo Iwonka zapowiedziała, że mnie za jaja powiesi...-jak się rozgadał to mocnych na niego nie było. Cały Krzysztof . Kolana się pode mną ugięły na same wyobrażenie o tym co chce mi przekazać

-Mam usiąść?!-wolałam się upewnić, lepiej siedzieć jak potem rypnąć z wrażenia na podłogę i jeszcze sobie coś zrobić

-Klapnij sobie  i oddychaj głęboko. Pamiętasz jak cię uczyłem?! Wdech, wydech, wdech, wydech...

Jak go pierdalnę to zobaczy.

-No gadaj żesz!-krzyknęłam zniecierpliwiona 

-To było tak...





_________________________________
Co będzie dalej? Co powie Igła? Co się takiego stało z Bartkiem?
Proszą mnie co niektóre z was, abym jeszcze nie kończyła tego opowiadania.
Okej, poradzę się Vea'y i będę pisała dopóki mam jakiekolwiek pomysły :)
Przedłużenie "Podstawą siatkówki..." krzyżuje mi plany z płaczliwym zakończeniem, ale podejrzewam, że was to uszczęśliwia?! :D
Proszę o szczere opinie w komentarzach, zapraszam do czytania i komentowania oczywiście :*




niedziela, 13 lipca 2014

It's christmas time.

Grudzień 2015 roku

Do świąt pozostał jakiś tydzień. Poza tym, że upichciłam kilka gołąbków dla mojego głodomora, które zaraz wrzuciłam do zamrażarki, to nie robiłam nic więcej, bo jak już wiecie Wigilia w Bełchatowie. 
Za oknem bez przerwy sypie śnieg i jest bardzo mroźno. Nawet wczoraj ulepiłam z Melką bałwana. Oczywiście ona siedziała w wózku, ale jaką miała frajdę z tego to nie da się opisać słowami. 
Z resztą ja także, bo nic tak nie poprawia samopoczucia matki jak szczęście jej dziecka.

20. grudnia

-Jestem! Gdzie jakiś komitet powitalny, co?!-usłyszałam bardzo dobrze znany mi męski głos i szybko zbiegłam schodami z piętra rzucając się siatkarzowi na szyję

-Wybacz, kompletnie zapomniałam o chlebie i soli.-zmrużyłam oczy całując go czule w usta

-Żeby mi to ostatni raz było. Gdzie Amelka?-pogroził palcem stawiając mnie na podłodze

-U Jaroszów, Agnieszka była dzisiaj na kawie i wzięła ją na parę godzin.

-Oddałaś nasze dziecko na pół dnia?!-przyjrzał mi się uważnie zdejmując buty ze stóp. Doskonale wiedział, że rozłąka z małą ciężko mi przychodzi, więc jego zdziwienie było uzasadnione.

-No co?! Kuba jest w końcu jej chrzestnym, nie?-wzruszyłam ramionami opierając się o ścianę-Głodny jesteś? Odgrzać ci ogórkową?

-No jest, jest.-zaśmiał się wchodząc do kuchni-Sam sobie odgrzeję, jeszcze potrafię włączyć palnik przy gazówce.

-Robisz postępy Siuraku.-uśmiechnęłam się szeroko a widząc jego nietęgą minę na twarzy, która wymalowała się za Siuraka, zwiałam niczym struś pędziwiatr z pomieszczenia. Tak, złapał mnie w połowie schodów przerzucając przez ramię niczym worek z ziemniakami.

-Koniec, pożałujesz teraz naprawdę. Już nigdy w życiu nie nazwiesz mnie Siurakiem.-warknął obierając kurs SYPIALNIA

-Puść mnie baranie.-krzyczałam waląc pięściami w jego plecy, jednak on na to nie reagował. Rzucił mnie na łóżko, więc pierwsze co przeszło mi przez głowę, to myśl, że teraz dopuści się gwałtu na mej osobie, ale miał on zupełnie inny zamiar. Otóż przyssał się do mej szyi niczym glonojad do ściany w akwarium, by po chwili odsunąć się z triumfalnym uśmiechem.

-Aua, ty idioto powalony, debilu jeden!-złapałam się za piekące miejsce na skórze-Malinkę mi zrobiłeś! Jak ja się ludziom pokażę na oczy! Będę musiała ciągle w szaliku chodzić! -poderwałam się z łoża waląc go poduszką w łeb. Bartek nie ukrywał swego rozbawienia i śmiał się głośno uciekając przede mną.

-Oberwiesz patafianie! Niech ja cię tylko dorwę!-pobiegłam za nim, lecz wiedziałam, że nie mam szans. Nawet tych najmniejszych, co nie znaczyło, że przestałam za nim biegać z łyżką drewnianą w ręku. 
Zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy poczułam zapach czegoś przypalonego. No tak! Zupa stoi na gazówce! 
Wyłączyłam palnik, otworzyłam okno a cały garnek z zawartością wpakowałam do zlewu a potem do śmietnika.

-I jeszcze przez ciebie garnek z Tefala mi się spalił, no zatłukę!

Zmęczona bieganiną, zła a za razem szczęśliwa usiadłam na krześle wyczekując momentu aż Kurek raczy wejść do kuchni. Nie jest on jednak tak głupi jak się wydaje i postanowił zakitrać się w łazience, by wziąć kąpiel, ale i po to aby przeczekać niebezpieczny okres.


(...)

-Przybieżeli do Betlejem pasterze! Grając skocznie dzieciąteczku na lirze!-jak myślicie, kto uraczył nas swoimi zdolnościami wokalnymi, hmm? Winiar! A kto by inny?! My już sobie u rodziców byliśmy, spokojnie szykując kolację wigilijną, tylko Winiarskich brakowało. Nagle rozległo się ciche pukanie i drzwi otworzyły się z wielkim impetem a zaraz po tym szwagier zaczął emanować swym głosem.

-Chwała na wysokości, chwała na wysokości a pokój na Ziemi.-dokończył witając się ze wszystkimi po kolei

-Wesołych świąt!-krzyknęła Dagmara wchodząc po chwili do mieszkania z chłopcami

-Wesołych, wesołych!-ucieszony tata chwycił wnuków na ręce całując ich w policzka

-Teściowa, makowiec zrobiony?!-Misiek wparował do kuchni rozglądając się dookoła

-Jest w lodówce zięciu kochany.-odpowiedziała z salonu

-Ja już jednego opyliłem.-stwierdził Bartosz dając córce herbatkę

-Więcej nie dostaniesz.-na twarzy Winiarskiego zagościł powalający uśmiech kiedy jego błękitnym oczom ukazał się placek-Ten jest mój.-niczym małe dziecko schował go za plecami wytykając w stronę Kurka język

-Podzielisz się ze mną.

-Chyba śnisz.-parsknął drugi przyjmujący

-Podzielisz, podzielisz tylko jeszcze o tym nie wiesz.-rzekł rezolutnie Bartek co wywołało rozbawienie wśród zgromadzonych

(...)

Pierwsze święta mej księżniczki! Jeju, wzroku od świecącej się choinki oderwać nie mogła. Wręcz jak zaczarowana wpatrywała się w nią reagując tylko jak ktoś zawołał ją po imieniu. 
Podzieliliśmy się opłatkiem składając sobie wzajemnie życzenia a następnie zasiedliśmy do kolacji. Barszcz czerwony z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami oraz krokiety. Kocham to i mogłabym to jeść i jeść aż pewnie w końcu bym pękła. 
Święta są cudowne, zwłaszcza jeśli spędza się je w rodzinnym gronie. 
Tak było i tym razem, jednak te święta były dla mnie wyjątkowe. Pierwszy raz spędziłam je ze SWOJĄ RODZINĄ, narzeczonym i córką. 


_______________________
Mam małe pytanie: ile jeszcze ciągnąć te opowiadanie, hmm?
Według moich planów będzie jeszcze kilka rozdziałów i koniec, ale może już za długo ono trwa i skończyć je szybciej???
Piszcie w komentarzach swoje opinie.
To u góry "takie se"  :)
Pozdrawiam, zapraszam do czytania i komentowania.

wtorek, 8 lipca 2014

Urlop to czas, w którym przeszłość należy utopić w promieniach słońca.

Pierwsze dwa dni były dla mnie bardzo, ale to bardzo ciężkie. Nie potrafiłam cieszyć się pięknem tego miejsca, bo wciąż myślami byłam przy naszym dziecku. Nie ruszałam się nigdzie bez telefonu myśląc, że teście zaraz będą dzwonić z jakimś problemem, ale tak nie było. Nie było żadnych problemów. Jeśli już się odezwali to tylko po to by się dowiedzieć jak mija nam urlop i czy piękną mamy pogodę. Wtedy dotarło do mnie, że przecież Amelii jest z nimi dobrze, wiedzą jak się nią zajmować, kochają ją, czasem mam wrażenie, że bardziej od swoich dzieci. Podobno tak jest, że wnuki kocha się bardziej. 
Wrzuciłam na luz. Zasypiałam i budziłam się z uśmiechem na ustach, wiedząc że moja córka jest bezpieczna a obok mam swojego ukochanego mężczyznę.
Zwiedzaliśmy przeróżne miejsca na wyspie, chodziliśmy na cudowną plażę gdzie następnie odbywaliśmy kąpiele w nieziemsko pięknej wodzie Oceanu Indyjskiego. Życie jak w Madrycie. 
Chciałoby się tu zamieszkać na stałe.
Każdego ranka o punkt 9 dostawaliśmy pyszne śniadanie do naszego apartamentu, później wychodziliśmy z hotelu udając się dokąd nas tylko nogi poniosły a wieczorami po orzeźwiającej kąpieli kochaliśmy się godzinami.
Nawet nie sądziłam, że może być tak cudownie. 
Oczywiście tęskniłam za córką. Bartek także, lecz on tego tak nie okazywał, gdyż do wiecznych rozłąk był przyzwyczajony, w przeciwieństwie do mnie. 
Mam nadzieję, że w kolejną podróż wybierzemy się już całą trójką.


29. listopada, tego dnia w samo południe mieliśmy samolot powrotny do Wrocławia.
Słońce dobijało się do okna naszego pokoju zza zasłon, więc chcąc nie chcąc otworzyłam oczy przeciągając się jak kot. Zerknęłam na śpiącego obok Kurka a potem na zegarek stojący na szafce nocnej, który wybijał dopiero 6:56.
Ziewnęłam podciągając się do pozycji siedzącej, ale nie chciało mi się jeszcze wychodzić z łóżka. Mieliśmy przecież jeszcze dużo czasu do odlotu.
Muskając ustami zarośnięty policzek Bartosza rozpoczęłam wędrówkę dłoni po jego umięśnionym torsie. Ten mruknął cicho zadowolony by następnie wtopić się w me wargi namiętnie. 

-Trzeba zacząć się pakować...-wydyszałam odrywając się od niego i usiadłam na skraju łoża

-Zaraz-jęknął niezadowolony ciągnąc mnie z powrotem do siebie

-Zaraz to będzie śniadanie.-wyrwałam się z jego silnych ramion biegnąc do łazienki by się ogarnąć. Bartosz z grymasem wymalowanym na twarzy wyszedł spod kołdry i podszedł do wielkiego okna aby je odsłonić. Uśmiechnął się pod nosem na widok wody podpływającej co raz bliżej ludzi wylegujących się na złotym piasku i udał się do mnie gdzie chwycił za ręcznik i wlazł pod prysznic.

Po zjedzeniu posiłku włożyliśmy wszystkie swoje rzeczy do walizek i pojechaliśmy taksówką na lotnisko gdzie zaraz miała odbyć się odprawa.
Gdy wszystko minęło bez przeszkód wygodnie zajęliśmy miejsca w Boeingu.
Bartosz szybko włożył słuchawki do uszu i zamknął oczy starając się nie myśleć o tym, że właśnie przebywa w samolocie. Jak wiadomo on strasznie boi się latać.

(...)

-Amelka, kochany aniołku mamusi! Jestem już.-wpadłam niczym torpeda do kuchni państwa Kurków, w której cała rodzina siedziała zajadając się kolacją przyrządzoną przez panią Iwonę. Amelia siedziała u dziadka na kolanach wcinając kaszkę owocową, ale jakoś uwagi na to specjalnie nie zwróciłam, wzięłam ją szybko na ręce przytulając mocno do siebie.

-Jak się urlop udał?-spytał pan Adam zaciekawiony

-Widzisz jacy opaleni, wiadomo, że bardzo dobrze.-Iwona poklepała męża po ramieniu witając się ze mną i synem, który chwilę po mnie uzupełnił towarzystwo stolikowe i chwycił za kanapkę z szynką i warzywami. 

-Było wspaniale.-krótko i na temat podsumował mój narzeczony oblizując palce.-Melcia, chodź do tatusia swego kochanego!-zaklaskał w ręce a ona z uśmiechem na buźce wyciągnęła do niego rączki

-Wspaniale to mało powiedziane, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam polecimy.-pokiwałam głową siadając obok szwagra

-A Bartol pewnie znowu panikował jak baba przed lotem, co?-zaśmiał się Kuba popijając kakao

-A w łeb byś młody nie chciał?!-starszy brat zmroził go wzrokiem-Nie moja wina, że boję się latać.-złożył usta w podkówkę

-Dobra, dobra. Kiedyś jak lecieliśmy razem do Grecji to dwie noce przed nie spał a jak nadszedł dzień wylotu to z domu musieliśmy go na chama wypychać. Zaparł się o framugę drzwi i mama z tatą nie mogli sobie z nim poradzić.-Kubuś zaczął wspominać a rodzice i ja chcąc nie chcąc śmialiśmy się pod nosem. Siatkarz obruszył się i z córką na rękach wstał od stołu mówiąc:

-Śmiejcie się z biednego Bartka, śmiejcie się. Wychodzę stąd i nie wiem kiedy wrócę. Arrivederci Roma! Idziemy córcia po twoje rzeczy i jedziemy do domu.-prychnął udając obrażonego i poszedł schodami na górę.

Buchnęliśmy śmiechem a chwilę potem rozpoczęłam opowiadać jak to było na Seszelach.

(...)

Czas leciał strasznie szybko. Bartek powrócił do gry a  ja z córką w domu pomału szykując wszystko na zbliżające się święta Bożego Narodzenia. 
Gdzie spędzimy je w tym roku? Pewnie u Stęplewskich, którzy od miesiąca mówili o tym, że Wigilia u nich i koniec kropka. No skoro tak to czemu by nie?
Kurek z Winiarskim strasznie się podjarali tym faktem, bo to oznacza iż na stole wyląduje alkohol wyrobu mego ojca a mama zrobi smaczne pierogi z kapustą i grzybami oraz makowca. Ba, kilka makowców, bo jak te łosie się dopadną to każdy ma po dwa na całe święta. Nic tylko makowca by jedli.
Bartek wciąż mi dupę truje, bym nauczyła się robić takiego jak moja mama, ale co ja poradzę na to, że mi nie wychodzi?! No właśnie nic, ale on tego nie czai. Teściowa mu zrobi, niech się cieszy.



______________________________________
Koniec Ligii Światowej dla naszych chłopaków :(
Ech...ale mamy jeszcze Mistrzostwa Świata, w których mam nadzieję, że zdobędziemy coś bardzo cennego! :)
Jak się podoba rozdział? Piszcie swoje opinie w komentarzu.
Przybyła mi nowa czytelniczka, dziękuję ci bardzo :*
Pozdrawiam :)



piątek, 4 lipca 2014

Urlop? Czemu nie! Bez dziecka? Nie lecę!

PAŹDZIERNIK 
Plus Liga ruszyła pełną parą, więc Bartosz przebywa aktualnie w Rzeszowie, gdzie trenuje i pomieszkuje w klubowym lokum. Nie ma go już jakiś miesiąc a ja tak jak przedtem marudziłam, że za długo jest w domu tak teraz marudzę, że za długo go nie ma. No i wieź zrozum babę, nie? Sama siebie nie rozumiem a co dopiero mają powiedzieć faceci o nas kobitkach?!

-Amela, weź już się uspokój no. Sucho masz, najedzona, zabawek multum i ciągle płaczesz. Głowa mi już pęka.-pochyliłam się nad wrzeszczącą w łóżeczku małą blondyneczką i wzięłam ją na ręce. Cały dzień mam tu swój własny, osobisty i darmowy koncert. Dziękuję za takie atrakcje, ale dzieci niestety tak już mają. Płakać muszą.
Bujam w lewo, w prawo,w górę i w dół. Potem wkładam do wózka i znowu to samo. Może bujak pomoże? 
Nic z tego. 

-Brzuszek cię boli? Kropelki ci dam.-martwiąc się już przeraźliwym wręcz płaczem córki podałam jej odpowiednią ilość kropelek dla niemowląt i po kilkunastu minutach w końcu mogłam się cieszyć chwilą spokoju. 
Ułożyłam ją delikatnie na łożu sypialnianym przykrywając różową kołderką i wyszłam do kuchni by odebrać dzwoniący telefon. Ucieszyłam się niezmiernie widząc napis: ~Ruda dzwoni~
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i z uśmiechem na ustach rozpoczęłam rozmowę:

-Jak tam? Wpadasz do mnie?

-Skąd wiesz?!-zaśmiała się-Właśnie wsiadam z Michasiem do pociągu i za parę godzin będziemy, to nie problem mam nadzieję?

-No co ty! Czekam na was!-zapewniłam zaglądając do lodówki upewniając się czy mam wszystko by móc ugościć Zosię

Gdy młoda się rozłączyła zaczęłam szykować małe co nieco. Sernik na zimno! Z truskawkami, taaa nie mam truskawek a do sklepu nie pójdę, bo jak Mela się obudzi to znowu będzie się działo. No to bez, sama galaretka też może być. Kilka godzin i na sam wieczór Maciejewska z małym Bartmanem zawitali w nasze progi. Kurka wodna. Istny Zbyszek. Jakby skórę z niego zdjął. A pomyśleć, że go nie chciał. Dobrze, że mu się odmieniło. 
Michaś mnie nie zna, więc nawet na ręce nie chciał do mnie przyjść. Wstydzioch mały, schował głowę w jej włosy i tyle go widziano. Trochę czasu minęło nim się do mnie przyzwyczaił, za to Amelia bez problemu wyciągnęła rączki do Rudej a potem nie chciała z niej zejść. No masz, dziecka się pozbyłam. 

-I jak ze Zbyszkiem?-postanowiłam zrobić rozeznanie, bo w końcu sporo czasu się nie widziałyśmy

-Dobrze, przyjeżdża do nas jak tylko może, kocha Miśka, ciężko mu się z nim rozstać.-opowiadała z uśmiechem na twarzy. Taką ją lubię.

-A Asia?

-Co Asia?-zmarszczyła czoło upijając łyk kawy z kubka

-Zaakceptowała Michałka, czy nie?-podałam siedzącym na panelach dzieciom grzechotki i z powrotem przeniosłam wzrok na przyjaciółkę

-Flawia, ona o nim nie wie.-wypowiedziała znacznie ciszej zaciskając zęby

Że co kurwa?! 7 miesięcy po narodzinach dziecka a Bartman nie raczył oświadczyć swej żonie, że ma syna z nieprawego łoża???

-Co za zakłamany gnojek...-pokręciłam głową z niedowierzaniem. No jak tak można?!?!

-Mówiłam mu, ale on się boi, że ona go zostawi i wiesz...

-Nie, nie wiem! Kuźwa, z resztą...i bardzo dobrze! Tyle miesięcy nic jej nie powiedział, więc nie zdziwiłabym się gdyby to zrobiła.-nawet nie wyobrażacie sobie jak się wkurzyłam. A już myślałam, że ten chłopak zmądrzał a tu nic z tych rzeczy.

Położyłyśmy dzieciaczki spać a same jeszcze do późnych godzin nocnych rozmawiałyśmy o Zibim i Aśce, o niej i Michasiu oraz o mnie, Bartku i Amelce. Kolejnej osobie musiałam tłumaczyć się z tego, dlaczego tak odwlekamy decyzje o ślubie. Dobra, zaręczyliśmy się, ale czy to znaczy, że zaraz mamy się chajtać? Kto to powiedział niby? Po prostu nie mamy czasu na to i tyle. Może coś w przyszłym roku, kto wie? 

KILKA DNI PÓŹNIEJ

-No nie daj się prosić, zarezerwuję nam bilety i polecimy, dobrze?

-Ale Bartek, ty widziałeś cenę tego hotelu?!

-A ty znowu o tym samym. Lecimy, koniec i kropka. Bukuję bilety i za 3 tygodnie lecimy na Seszele.-pip, pip, pip rozłączyła się gnida jedna, gad chodzący

Westchnęłam ciężko rzucając telefon na drugi koniec łóżka i przymknęłam oczy czując jak Amelka wspina mi się na klatkę piersiową. Zaczęła się czołgać, bo chodzeniem na czworaka tego jeszcze nazwać nie można.

-Mamamamamamama-mówiła śliniąc się przy tym, więc chwyciłam za pieluszkę tetrową wycierając jej buźkę

-Co słonko? Tata to uparciuch, wiesz? Nic a nic mamy nie słucha.-uniosłam ją nad sobą by zaraz ucałować mocno jej policzek-Kocham cię-uśmiechnęłam się szeroko a ona odpowiedziała tym samym.



LISTOPAD


Dzisiaj wylatujemy. Mela zostaje z dziadkami Kurkami, więc z samego rana zawieźliśmy ją do Nysy. Nigdy nie zostawiałam jej na dłużej niż kilka godzin. Boże, jak ja to przeżyję?! 2 tygodnie bez mojego cukiereczka? Zapłaczę się chyba, no nie dam rady. Teście wzięli ją ode mnie, Bartek z Kubą pozanosili jej rzeczy do pokoju a ja jak to ja wyciągnęłam z torebki ogromną kartkę, na której zapisałam co mają robić gdyby coś się działo.

-Ona je 150 ml mleka 4 razy dziennie, raz w nocy. Do tego 2 deserki owocowe, jakby nie chciała mleka to wtedy kaszkę, bananową najlepiej, bo to jej ulubiona. Bez smoczka nie zaśnie i swojej ulubionej pieluszki. Musicie ją jej na podusi położyć. Coś jeszcze?! A! Właśnie, zapomniałabym. Uwielbia długie kąpiele.-jak się rozgadałam to koniec, nie szło mi wejść w słowo, ale uwierzcie, ja naprawdę się przejęłam! 

-Już kochanie, przecież rodzice to wiedzą.-Kurek złapał mnie za rękę próbując wyciągnąć na dwór jednak ja dalej stałam uparcie próbując przypomnieć sobie czy aby na pewno wszystko im powiedziałam

-Bartek, ja nie lecę, ja nie mogę jej zostawić na tyle dni.-łzy stanęły mi w oczach a broda mimowolnie drżała jakby z zimna

-Flawia, wszystko będzie dobrze! Już, jedźcie, bo się spóźnicie.-popędzał Adam Kurek 

Wlokąc za sobą nogi usiadłam na miejscu pasażera wpatrując się tępo w dom rodziców Bartosza. Ten zajął zaraz fotel kierowcy i wyjechał spod posesji.

Będąc już na lotnisku wyciągnęłam telefon szukając numeru do Iwony co zaraz przyuważył Bartek i zabrał mi urządzenie z ręki.

-5 minut temu dzwoniłaś, przecież Amela ma dobrą opiekę.-przytulił mnie do siebie głaszcząc po głowie

-Ja wiem, przepraszam...-pociągnęłam nosem a niedługo potem siedzieliśmy już w samolocie lecącym na piękną wyspę.


_____________________________
Przepraszam was za ten rozdział, takie byle co wyszło, że szkoda gadać -,- .
Dzisiaj mecz, ściskamy kciuki za wygraną za 3 pkt! :)
Chłopaki dalej bez Bartka, ale liczę, że im się uda :)
Zapraszam do czytania i komentowania.