No czemu ten człowiek tak mi działa na nerwy?! Chyba za długo jest w domu. 2 tygodnie to zdecydowanie za dużo!
Jak bywał raz na jakiś czas to miałam spokój a tak muszę się z nim użerać jak z dzieckiem jakimś. Ba! On jest gorszy od dziecka.
Dziecko by przecież zrozumiało proste polecenia typu: "Wynieś śmierdzące skarpetki do kosza na pranie" albo "Brudne talerze do zmywarki a nie na stół".
On tego nie rozumie i chyba nigdy nie zrozumie. Wchodzę do pokoju i pierwsze co rzuca mi się w oczy to jego zwinięte, wczorajsze skarpeciochy. Nóż się w kieszeni otwiera. Za co Boże żeś mnie tak pokarał?!
Co ja takiego zrobiłam?!
Teraz wychodzi na to, że mam dwójkę dzieci do wychowania. Na to się nie pisałam.
A z resztą, do kogo ja mam pretensje? Sama tego olbrzyma wybrałam. Cierp ciało coś chciało.
-Kiedy zaczynasz treningi?- usiadłam mu na kolana uśmiechając się wdzięcznie.
Uniósł brew do góry odkładając szklankę z napojem na kuchenny stół i objął mnie swymi silnymi ramionami w pasie.
-A co, już chcesz się mnie pozbyć?!-spytał podejrzliwie
-No coś ty?! Ja?! W życiu.-pokręciłam głową przecząco jednak jak się domyślacie chciałam się go pozbyć na parę dni. Tak, wiem. Świnia ze mnie.
-Yhym...-zwalił mnie z kolan po czym wstał krzyżując ręce na klatce piersiowej. Z jego wyrazu twarzy mogłam wyczytać obrazę. Sądzę, że udawaną, ale zawsze.
-Obraziłeś się?
-No coś ty?! Ja?! W życiu.-powtórzył me wcześniejsze słowa naśladując mój głos co wywołało u mnie rozbawienie. Postanowiłam trochę go rozruszać. Niech się nie gniewa, Boziu no.
-Wiesz co...? Amela dopiero zasnęła...-mruknęłam zbliżając się do niego na niebezpieczną odległość. Wsunęłam dłoń pod jego koszulkę kreśląc różne wzorki na umięśnionej klacie siatkarza.
-Nooo iiii???-przewrócił oczami niewzruszony. Uniosłam się na palcach czule całując go w usta a ma dłoń zjechała ku dolnej partii brzucha
-Idziesz do sypialni czy wolisz tutaj?-szepnęłam mu do ucha
Myślicie że go ugięłam? A co wy. Nie dał się skubaniec jeden. Jak mu się chce to muszę być na zawołanie a tu patrzcie państwo. Focha rzucił i tyle. Westchnęłam ciężko odsuwając się na bok.
-Nie to nie, ale do Ignaczaków jutro nie jedziemy. Możesz do nich zadzwonić.-rzuciłam obojętnie wyjmując ziemniaki z dolnej szafki. Pora się wziąć za obiad.
-Eeee...No weź... Już się nie gniewam. Jak chcesz to możemy nawet na stole kochanie.-powiedział zachodząc mnie od tyłu. Ułożył dłonie na mych biodrach zatapiając twarz w pachnących brzoskwinią włosach. Zaśmiałam się pod nosem wrzucając obierki do śmietnika.
-Szkoda stołu.
-To na podłodze.
-Aż tak nisko nie upadłam.
-Oj, są jeszcze blaty co za różnica?!-zniecierpliwiony zabrał mi nożyk kładąc go na szafce i odwrócił mnie w swoją stronę-To jak będzie? Mamy jeszcze łazienkę, jeśli potrzebujesz wrażeń.-poruszał zabawnie brwiami całując mnie zachłannie na co dostał ścierką po tyłku.
-Obiad muszę zrobić. Mogło ci się chcieć jak mi się chciało. Teraz za późno.- wzruszyłam ramionami i powróciłam do wcześniejszych zajęć. Zawiedziony wyszedł z pomieszczenia ze spuszczoną głową udając się do salonu by pomęczyć swoją ukochaną konsolę PS.
(...)
Droga długa i wyczerpująca. Jezu, dziękuję, że mamy klimę w aucie, bo bym oszalała. Jesteśmy właśnie w drodze do Rzeszowa. Tak, tak. Dałam się namówić. Widzicie jaka jestem uparta i stawiam na swoim. Wystarczy, że się pięknie uśmiechnie i mu ulegam. No ale ja się pytam czemu? Przecież brzydal z niego niebywały! Te niebieskie oczy, które wcale na mnie nie działają, oj nie. Zarost na twarzy, którym zawsze drażni mą szyję lub brzuch wywołując przy tym ciarki na całym ciele. Uszy wielkości ponad normę, które w dodatku odstają... W kimś takim można się zakochać?
Można. Uwierzcie mi.
-Winiary już są na miejscu?-zerknęłam na narzeczonego dając akurat Amelii pić
-Taaa. My zajedziemy za jakąś godzinkę a Jarosze w połowie drogi musieli się wrócić, bo Adze się przypomniało, że kosmetyków nie wzięła.-pokręcił głową zatrzymując się na czerwonym świetle- Z babami...-dodał waląc się z otwartej dłoni w czoło
-Co z babami?! Te baby się malują by podobać się swoim facetom Siuraku mój kochany.- ach jak ja go kocham denerwować. Doskonale wiedziałam, że wkurzy się za Siuraka. Z nerwów aż się zaczerwienił!
-Według mnie to mogłabyś się nie malować.
-Serio?
-Tak, przynajmniej ten Filipek może by się na ciebie nie gapił jak pies na kiełbasę.-rzucił wduszając gaz do dechy
-Zazdrośnik.-wytknęłam jęzor na co on popukał się w czoło
(...)
Zajechaliśmy na posesję rodziny naszego kochanego, byłego libero.
Wysiadłam z samochodu jako pierwsza biorąc córkę na ręce. Na tarasie Ignaczak rozpalał grilla a Winiarski męczył się z psem Dominiki i Sebastiana, który raczył mu się przyczepić do buta.
-Cholerny szczekacz! Igła zabierz go, bo mi Adaśki zniszczy!- histeryzował machając nogą w powietrzu a co za tym idzie, także biednym Yorkiem.
Krzyś nasz kochany nie omieszkał w tym momencie chwycić za kamerę i nagrać przekomicznie wyglądającej sytuacji.
Wybuchnęłam śmiechem na to wszystko biorąc jeszcze torbę od wózka i ruszyłam w ich stronę.
-Misiu, co ty robisz Mordercy?!- tak właśnie ten mały piesio został nazwany. Powiem wam, że trafnie, bo jak kogoś nie lubi to potrafi być niebezpieczny.
Bartosz podprowadzając wózek córki pod dom podszedł bliżej wołając zwierzaka. Akurat do Kurka czuje sympatię, więc szybko oderwał się od Michała i podreptał do drugiego przyjmującego.
-Nie na widzę psów.-warknął otrzepując się z góry na dół- Igła, kurwa! Wyłącz tę kamerę!
-Haha, ani myślę! I tak o to kochani, Michał Winiarski o pseudonimie Winiar, przegrał walkę z naszym Mordercą.-uśmiechnął się szeroko do kamery i wyłączył urządzenie.
-Dziewczyny w domu?- nie czekając na odpowiedź wcisnęłam Amelę wujkowi Michałowi i weszłam do środka, gdzie w kuchni krzątały się Iwona z Dagmarą szykując szaszłyki, kiełbaski, boczek i inne smakołyki.
-Pomóc w czymś?- stanęłam w progu na co kobiety ucieszone podeszły witając się ze mną. Iwonka wycałowała mnie jakbyśmy się z rok nie widziały a przecież byłam tu tydzień temu.
Wzięłam się za nabijanie składników na długie wykałaczki. Ale będzie jedzonko. Aż ślinka na samą myśl leci. Dzieci biegały po podwórku bawiąc się w piaskownicy i na przydomowym placu zabaw, które niegdyś szanowny Krzysio zrobił swym pociechom. W trójkę plotkowałyśmy na przeróżne tematy i śmiałyśmy się z żartów, które serwowała nam Ignaczakowa. Ta to ma poczucie humoru niczym jej mąż. Z resztą, z kim przystajesz takim się stajesz czy jakoś tak, prawda?
-Jak wam coś powiem to nie uwierzycie.-wywaliła ma siostra po jakimś czasie
-Jesteś w ciąży!-zgodnie z Iwoną stwierdziłyśmy z uśmiechem na twarzy
-Nie! Oszalałyście chyba.-zastrzegła unosząc ręce do góry. Obie chyba lekko zawiedzione wypuściłyśmy powietrze z ust by po chwili dowiedzieć się co tak naprawdę się stało
-Misiek wraca do Skry!-zaklaskała w dłonie ciesząc się jak małe dziecko.
-To świetnie! Ten rok w Rosji trochę źle się na nim odbił. Ba! Na was!
-Żebyś wiedziała Flaw, kurcze do ostatniej chwili trzymał to w tajemnicy, nie chciał nic mówić, bo Fakieł nie chciał z nim zerwać umowy, ale jakoś poszło szczęśliwie...
Dawno nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Serio! Chyba ostatni raz jak urodziła Antosia, później była jakaś taka nie taka. Wyszłyśmy z talerzami na dwór gdzie chłopaki raczyli się już zimną wódeczką. Tak, tak. Na oko musieli już jedną buteleczkę opróżnić.
Rozpoczęło się grillowanie a Jarskich nie widać. Bartek wyjął komórkę dzwoniąc do przyjaciela, który powiedział, że za chwilę będą. Fajnie, więc poleciałam po czyste talerzyki dla nich.
Późne godziny wieczorne. Dzieci poszły spać, a my już w komplecie gościliśmy się na tarasie. Zapach pieczonego mięska roznosił się przyjemnie w powietrzu a siatkarze już trochę podpici swoim zachowaniem wywoływali u nas niepohamowany śmiech.
-Idę się położyć, głowa mnie boli.-mruknęła Daga łapiąc się za czoło
-Idź, idź. Zaraz przyjdę, to się tobą zajmę.-wybełkotał jej mąż uśmiechając się zadziornie.
-Taak, erotoman gawędziarz.-poklepała go po ramieniu a Kurek, Jarosz i Ignaczak zaczęli się z kumpla nabijać
-Czego się ryjecie, my tu z Dagunią pracę nad kolejnym Winiarskim rozpoczynamy!
-Pfff, chyba cię matka nie kocha. Nie zamierzam znowu męczyć się na porodówce przez 18 godzin. Nie ma mowy!-wstała z krzesła podchodząc do niego
-Winiarskich nigdy za wiele. Zwłaszcza jak będzie miał mój kolor oczu. Kobieto, ja zamierzam stworzyć drużynę siatkarską!-w taki o to sposób rozbawił znowu całe towarzystwo
-To nie ze mną kochany.-cmoknęła go w policzek i szybkim krokiem udała się do domu
-Ja tam na miejscu Dagmary bym się zgodziła.-rzekła Agnieszka zerkając co chwila ma męża, który zmroził ją wzrokiem- No co się tak patrzysz?! Nie każdy facet jest tak chętny na seks.-spojrzała na niego znacząco. Ciekawa jestem czy mówiła by tak gdyby była trzeźwa?! Kubuś nasz rudzielec kochany wypiął klatę do przodu wyciągając rękę do małżonki by zaraz zniknąć za drzwiami willi Ignaczaków
-Tylko cicho tam! Dzieci nie obudźcie!-krzyknął Krzysio a my w śmiech.
Jak ja ich kocham! Bez nich moje życie chyba nie miałoby sensu.
Koło 1 w nocy gdy chłopacy doczłapali do łóżek my postanowiłyśmy posprzątać ze stołu. Naczynka do zmywarki, lekki prysznic i spać.
____________________________________
Dzisiaj serwuję coś takiego.
Dla mnie wyszła kicha, ale oczywiście zostawiam wam do oceny.
Już niedługo zacznie się komplikować. Mogę wam tylko powiedzieć, że końcówka opowiadania będzie należała do tych smutnych, być może płaczliwych. Jak na razie jeszcze kilka rozdziałów będzie takich jak ten u góry.
Wczoraj nasi przegrali z Iranem 1;3. Zagrali słabo, ale według mnie chyba we znaki daje im się zmęczenie.
Czy tylko mi się wydaje, że w reprezentacji brakuje zdecydowanie Krzysia Ignaczaka i Zbysia Bartmana? Już nie wspomnę o Bartku Kurku, ale kurcze ja mogę sobie tylko pogadać, bo to decyzja trenera :)
Zapraszam do czytania i komentowania :*
sobota, 28 czerwca 2014
poniedziałek, 23 czerwca 2014
Panie Kurek, a w łeb by pan nie chciał?!
SIERPIEŃ 2015
-A chrzciny kiedy planujecie?-usłyszeliśmy od pana Kurka siedząc wspólnie przy stole jedząc obiad przyrządzony przez jego małżonkę
-Właśnie! Kiedy planujemy chrzciny?!-mój genialny narzeczony wywalił wytrzeszczając gały. No tak...wszystko znowu na mojej głowie.
-Najpierw geniuszu to trzeba do księdza iść.-rzekłam uszczypliwie odsuwając pusty talerz po rosole
-Nie lubię księży...-westchnął wlewając sobie soku do szklanki
-Czyli mam pójść tam sama, bo ty księży nie lubisz. Fajnie.-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej zagryzając wargę
-Spokojnie dzieci, Mela ma 4 miesiące, więc trzeba coś pomyśleć.-teściowa wskazała na nas obojga palcami i wstała udając się do kuchni po ugotowane już ziemniaki
Zerknęłam ukradkiem na przyjmującego i kopnęłam go w kostkę na co on jęknął szczypiąc mnie w udo. Debil jednym słowem.
Do jadalni wparował Jakub z Amelią na rękach. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Coś tu śmierdzi.
-Przewińcie ją!-wcisnął małą bratu na kolana i zatkał nos. Bartosz chciał coś powiedzieć, ale jak do jego nosa dostał się pewien zapach od razu przekazał ją mi.
-Śmierdząca sprawa kochanie! Mama się tobą zajmie!-i wstał wybiegając wręcz z pomieszczenia. Teść się roześmiał a ja jak to ja, kochana mama wyjęłam z torby pampersa i chusteczki po czym wzięłam się za przewijanie swego maleństwa.
Nazajutrz wyjechaliśmy z Nysy i powróciliśmy do swojego domu. Uwaga, uwaga...NOWEGO DOMU! Nie mieszkamy już u mnie na tych kilkudziesięciu metrach kwadratowych a na 220 we Wrocławiu (klik).
Po rozpakowaniu rzeczy, zjedzeniu małego posiłku i innych domowych czynnościach wybraliśmy się we trójkę na spacer do parku. Pogoda piękna, jakieś 30 stopni ciepła, aż żal nie wyjść na zewnątrz!
Bartosz prowadził wózek(wyobraźcie sobie to, on taki wielki a wózek...trochę przypomina się sytuacja z tej drugiej reklamy Monte, gdy idzie on z wózkiem na zakupy), a ja szłam obok rozglądając się dookoła i podziwiając piękno tego miasta. Nie obyło się oczywiście bez napadu szalonych fanek, które z nie wiadomo skąd znalazły się obok nas, a właściwie obok Kurka, któremu ledwo zdążyłam dziecko zabrać. Jeszcze by brakowało tego, żeby mi do wózia zaglądały. Co to to nie. Odsunęłam się na bok siadając na ławce oddalonej o jakieś 20 metrów od zbiorowiska i z cierpliwością czekałam na koniec.
Biedny Siurak. Poradzić sobie nie mógł. Tu jednej podpisuje kartkę, w tym samym momencie druga prosi go o fotkę, trzecia zadaje pytania a jeszcze inne podniecają się jakby go nago zobaczyły. Westchnęłam ciężko i wyjęłam Amelię z wózka, która nie za bardzo chce już leżeć a podciąga się do pozycji siedzącej.
-Widzisz kochanie co tatuś musi przechodzić?-skrzywiłam się poprawiając jej koszulkę z Myszką Miki- Chyba sobie trochę poczekamy...-przeniosłam na niego wzrok a ten posłał mi przepraszające spojrzenie i powrócił do swoich zajęć. No choć raz nie można spokojnie wyjść na spacer, no nie da rady...
(...)
-Mamo, potrzymasz ją? Skoczę jeszcze tylko po aparat, zaraz będziemy wychodzić do kościoła.-nie czekając na odpowiedź wcisnęłam Ewie córkę ubraną już w piękne, białe ciuszki do chrztu i skierowałam się w stronę schodów
-A gdzie Bartosz?!-Iwona nerwowo spojrzała na zegarek wiszący na ścianie-Za 20 minut mamy już być przecież!
Faktycznie, ej! Nie ma go...No co on sobie myśli?! Mamy się spóźnić na chrzciny własnej córki?! O nie...
Weszłam na górę a gdy usłyszałam dźwięk wody lecącej spod prysznica od razu skumałam co robi w tej chwili mój kochany.
-Kurek, otwieraj te drzwi!-krzyknęłam waląc z pięści w brązowe drzwi łazienki. Zakluczył się, więc nie miałam jak wejść.-Otwórz, słyszysz?!-no nie słyszy. Nic dziwnego, więc zbiegłam szybko na dół do kuchni, wzięłam nóż(nie po to by go zabić oczywiście) i wróciłam na piętro. Przekręciłam nim w prawo wcześniej wtykając go w zamek i weszłam do środka.
-One way ticket, one way ticket(...)-podśpiewywał sobie pod nosem myjąc głowę-może jednak go zabiję? W końcu mam nóż w ręku, przyda się na coś. Dobra, może lepiej go oszczędzę. Otworzyłam kabinę i zakręciłam wodę. Zmarszczył czoło na mój widok z nożem kuchennym w ręku i wyszedł chwytając za ręcznik kąpielowy.
-Oszalałeś? Teraz się kąpiesz? Za 10 minut na dole, bo jak nie to coś ci zrobię, obiecuję...-syknęłam trzaskając za sobą drzwiami. W salonie czekali goście, tj dziadkowie Amelii, Daga z rodziną jako chrzestna i Jarski jako chrzestny z Agą i synkiem. Usiadłam na kanapie nerwowo stukając obcasem o panele.
-No prysznic sobie brał, teraz jakby nie mógł wcześniej. Jak się spóźnimy to go zatłukę, przyrzekam.
-Oj tam, kościół niedaleko przecież.-uśmiechnął się Adam Kurek na co o dziwo jego żona natychmiast zareagowała
-Żadne oj tam. Dobrze, niech go Flawia tresuje! Musi chłopak wiedzieć, że beztroskie życie się skończyło i pora zacząć być odpowiedzialnym.
Zaszokowała mnie, znowu.
-Jestem już, idziemy.-stwierdził Bartosz zaszczycając nas swoją obecnością. Ubrany w garnitur i lakierki włożył córkę do wózka i uśmiechnął się do mnie łobuzersko.-No dalej, dalej!-popędził na co warknęłam ledwo słyszalnie i poszliśmy do kościoła.
(...)
-AMELIO, JA CIEBIE CHRZCZĘ W IMIĘ OJCA I SYNA I DUCHA ŚWIĘTEGO, AMEN.-polał jej główkę kilka razy wodą a ona nieco zdezorientowana zaczęła płakać ile tylko sił w płucach.
(...)
Miało nie być alkoholu. Ale jakby to było gdyby u Kurków i Stęplewskich wódki na stole nie postawiono, prawda? No zawsze musi być, nie ważne co za okazja, napić się trzeba. Ku uciesze wszystkich mężczyzn ma się rozumieć. Jedynie Bartek nie mógł sobie za bardzo pozwolić, bo jutro ma się wstawić na badaniach jakichś tam przed nowym sezonem w nowym klubie. Wiecie jakim? W Resovii Rzeszów, oj tak! Nigdy nie lubiłam tego zespołu, ale chłopak chciał spróbować czegoś nowego a zarazem być bliżej rodziny, więc wybrał odrzucając wcześniej oferty między innymi PGE Skry Bełchatów, Casa Modeny, Sir Safety Peruggi, Jastrzębskiego Węgla, Halkbanku Ankara i jeszcze paru innych.
Połowa gości się rozjechała, pozostali tylko Winiarscy i rodzice. Położyłam Amelkę spać i przy okazji siebie, bo zmęczenie dawało mi się we znaki. Koło 23 odwiedziła mnie w sypialni siostra, która uspała swych chłopców, tu patrz także Miśka i po paru minutach rozmowy udała się do męża i synów.
(...)
Jeb! Coś spadło! Poderwałam się zapalając lampkę nocną. Co się stało? Kurek wchodząc do pokoju zwalił żelazko stojące zaraz przy wejściu. Spiorunowałam go swym spojrzeniem i odwróciłam się na drugi bok próbując usnąć, ale to COŚ mi nie dało. Rzucił się obok mnie a zaraz poczułam jego ciepły oddech na szyi. Delikatnie zaczął muskać mą skórę swymi wargami. Nie byłoby w tym nic złego i nawet bym nie protestowała gdyby nie to, że cały śmierdział wódą. A kuźwa miał nie chlać ochlapus jeden.
-Piłeś!-stwierdziłam siadając po turecku
-No skąd.-zaczął się bronić, ale widziałam jak jego oczka były zaczerwienione
-Chlałeś, przyznaj się.
-F szadnym wypadku koszanie.-czknął po czym mlasnął głośno zakrywając się po same uszy kołdrą
-Przeginasz, już mnie dzisiaj raz wkurwiłeś, dwa razy to za dużo Kurek.
Nie dość, że Amela nie dała spać, bo ciągle płakała to jeszcze ten raczył mi uprzykrzyć noc. Wiercił się, chuchał mi wódką prosto w twarz, czkał, mlaskał, stękał. No ja pierdolę...
-Alkohol to zło...Już więcej nie piję, nikt mnie nie namówi...-rozpoczął swój monolog o 2 w nocy-Boże, jak mnie głowa boli. Źle się czuję...
-A kto ci kazał pić...?-warknęłam wściekła
-Winiar.-no tak, najlepiej na kogoś winę zwalić
-A ty się zapierałeś rękoma i nogami.
-Żebyś wiedziała-wybełkotał
(...)
-Będę rzygał...
Coo?!
-No to leć do łazienki!-wstałam szybko zapalając światło. Żeby mi tylko na podłogę nie nahaftował!
Teraz uwaga. Sturlał się z łóżka, bo na więcej nie miał siły, a jak mu się to udało to na czworaka udał się do łazienki i tak też objął muszę i spędził z nią upojną noc aż do 8 rano.
A żebyś cholero miał takiego kaca, że głowa mała! Nie żebym mu źle życzyła :)
(...)
No i się spełniło. Przez swój stan nie mógł jechać samochodem, więc po południu zawiozłam go do Rzeszowa. A niech cię szlag Kurek. Zamiast odpoczywać to przyszło mi jechać tyle kilometrów, bo jaśnie pan musiał się dzień wcześniej nachlać. Szkoda słów.
Polazł tam gdzie musiał a ja z córką odwiedziłyśmy Ignaczaków. Spory czas się nie widzieliśmy. Dobre 2-3 miesiące jak nic. Krzyś jako że już nie gra w reprezentacji ma dużo wolnego czasu i ku zadowoleniu Iwony i dzieci jest w domu. Zachodzę na podwórko a tu Igła z kosiarką zasuwa na trawniku, bez koszulki w samych spodenkach. Widoki...mniam mniam. Flaw, ogarnij się. Chlasnęłam się w czoło żwawo kierując się w stronę drzwi wejściowych.
-Kurasie moje! Czołem dziewczęta, jak zdrówko?!- libero wyłączył sprzęt i szybko podbiegł do nas. Nim się spostrzegłam a zabrał mi Amelię i szybko wszedł do domu w celu pokazania jej Iwonce
-Heh, lepiej spytaj o to Bartola.-zaśmiałam się udając się za mężczyzną
-Mela!-krzyknęła szczęśliwa żona duszy reprezentacji- Aleś urosła! Słoneczko, chodź do cioci!-zaklaskała w dłonie a Amelka wyciągnęła do niej rączki(mądra mała, po mnie ma się rozumieć)
-A co to Montelli narozrabiał?! Aaa...czekaj, wy chrzciny wczoraj mieliście. Zachlał pałę pewnie, co?!-parsknął śmiechem wlewając wodę do czajnika.
Usiadłam na krześle przy stole chwytając za ciasteczko z czekoladą. Miałam dbać o linię... Od jutra, dieta nie zając, nie ucieknie.
-Narąbał się jak messerschmitt, całą noc stękał, jęczał a dzisiaj musiałam go przywieźć na te badania czy coś.-machnęłam ręką gryząc kawałek słodkiego
-O, a za tydzień w sobotę robimy grilla, wpadniecie?-nagle wystrzeliła Iwona bawiąc się z mą latoroślą. Zerknęłam na nią kątem oka wyobrażając sobie kolejną popijawę w wykonaniu siatkarzy. Ugh...to będzie się działo!
Pokiwałam głową a niedługo potem przyszedł Kurek. Wypiliśmy po kawce i do domku.
(...)
__________________________
Przegraliśmy 3:0. Hmm...mecz w wykonaniu naszych był kiepski a Kanarki zlali nam tyłki. No tyle w temacie, ale oczywiście dalej trzymamy kciuki za naszych chłopców! :) Bartek nie grał, bo ma jakąś kontuzję pleców-oby szybko przeszło, choć jak wiadomo na mecze do Iranu nie poleci.
Za to w piątek na nowej hali się działo, mecz był cudowny, aż się dziwiłam jak to możliwe, że Brazylia tak łatwo "przepuściła" meczyk :) !
Co do rozdziału, nawet mi się podoba, ale zostawiam go wam do oceny moje kochane.
PS Jak widzicie zmieniłam czcionkę, niezbyt ważna informacja ( hehe :D), ale to tylko dlatego, że chcę pokombinować :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Monika
-A chrzciny kiedy planujecie?-usłyszeliśmy od pana Kurka siedząc wspólnie przy stole jedząc obiad przyrządzony przez jego małżonkę
-Właśnie! Kiedy planujemy chrzciny?!-mój genialny narzeczony wywalił wytrzeszczając gały. No tak...wszystko znowu na mojej głowie.
-Najpierw geniuszu to trzeba do księdza iść.-rzekłam uszczypliwie odsuwając pusty talerz po rosole
-Nie lubię księży...-westchnął wlewając sobie soku do szklanki
-Czyli mam pójść tam sama, bo ty księży nie lubisz. Fajnie.-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej zagryzając wargę
-Spokojnie dzieci, Mela ma 4 miesiące, więc trzeba coś pomyśleć.-teściowa wskazała na nas obojga palcami i wstała udając się do kuchni po ugotowane już ziemniaki
Zerknęłam ukradkiem na przyjmującego i kopnęłam go w kostkę na co on jęknął szczypiąc mnie w udo. Debil jednym słowem.
Do jadalni wparował Jakub z Amelią na rękach. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Coś tu śmierdzi.
-Przewińcie ją!-wcisnął małą bratu na kolana i zatkał nos. Bartosz chciał coś powiedzieć, ale jak do jego nosa dostał się pewien zapach od razu przekazał ją mi.
-Śmierdząca sprawa kochanie! Mama się tobą zajmie!-i wstał wybiegając wręcz z pomieszczenia. Teść się roześmiał a ja jak to ja, kochana mama wyjęłam z torby pampersa i chusteczki po czym wzięłam się za przewijanie swego maleństwa.
Nazajutrz wyjechaliśmy z Nysy i powróciliśmy do swojego domu. Uwaga, uwaga...NOWEGO DOMU! Nie mieszkamy już u mnie na tych kilkudziesięciu metrach kwadratowych a na 220 we Wrocławiu (klik).
Po rozpakowaniu rzeczy, zjedzeniu małego posiłku i innych domowych czynnościach wybraliśmy się we trójkę na spacer do parku. Pogoda piękna, jakieś 30 stopni ciepła, aż żal nie wyjść na zewnątrz!
Bartosz prowadził wózek(wyobraźcie sobie to, on taki wielki a wózek...trochę przypomina się sytuacja z tej drugiej reklamy Monte, gdy idzie on z wózkiem na zakupy), a ja szłam obok rozglądając się dookoła i podziwiając piękno tego miasta. Nie obyło się oczywiście bez napadu szalonych fanek, które z nie wiadomo skąd znalazły się obok nas, a właściwie obok Kurka, któremu ledwo zdążyłam dziecko zabrać. Jeszcze by brakowało tego, żeby mi do wózia zaglądały. Co to to nie. Odsunęłam się na bok siadając na ławce oddalonej o jakieś 20 metrów od zbiorowiska i z cierpliwością czekałam na koniec.
Biedny Siurak. Poradzić sobie nie mógł. Tu jednej podpisuje kartkę, w tym samym momencie druga prosi go o fotkę, trzecia zadaje pytania a jeszcze inne podniecają się jakby go nago zobaczyły. Westchnęłam ciężko i wyjęłam Amelię z wózka, która nie za bardzo chce już leżeć a podciąga się do pozycji siedzącej.
-Widzisz kochanie co tatuś musi przechodzić?-skrzywiłam się poprawiając jej koszulkę z Myszką Miki- Chyba sobie trochę poczekamy...-przeniosłam na niego wzrok a ten posłał mi przepraszające spojrzenie i powrócił do swoich zajęć. No choć raz nie można spokojnie wyjść na spacer, no nie da rady...
(...)
-Mamo, potrzymasz ją? Skoczę jeszcze tylko po aparat, zaraz będziemy wychodzić do kościoła.-nie czekając na odpowiedź wcisnęłam Ewie córkę ubraną już w piękne, białe ciuszki do chrztu i skierowałam się w stronę schodów
-A gdzie Bartosz?!-Iwona nerwowo spojrzała na zegarek wiszący na ścianie-Za 20 minut mamy już być przecież!
Faktycznie, ej! Nie ma go...No co on sobie myśli?! Mamy się spóźnić na chrzciny własnej córki?! O nie...
Weszłam na górę a gdy usłyszałam dźwięk wody lecącej spod prysznica od razu skumałam co robi w tej chwili mój kochany.
-Kurek, otwieraj te drzwi!-krzyknęłam waląc z pięści w brązowe drzwi łazienki. Zakluczył się, więc nie miałam jak wejść.-Otwórz, słyszysz?!-no nie słyszy. Nic dziwnego, więc zbiegłam szybko na dół do kuchni, wzięłam nóż(nie po to by go zabić oczywiście) i wróciłam na piętro. Przekręciłam nim w prawo wcześniej wtykając go w zamek i weszłam do środka.
-One way ticket, one way ticket(...)-podśpiewywał sobie pod nosem myjąc głowę-może jednak go zabiję? W końcu mam nóż w ręku, przyda się na coś. Dobra, może lepiej go oszczędzę. Otworzyłam kabinę i zakręciłam wodę. Zmarszczył czoło na mój widok z nożem kuchennym w ręku i wyszedł chwytając za ręcznik kąpielowy.
-Oszalałeś? Teraz się kąpiesz? Za 10 minut na dole, bo jak nie to coś ci zrobię, obiecuję...-syknęłam trzaskając za sobą drzwiami. W salonie czekali goście, tj dziadkowie Amelii, Daga z rodziną jako chrzestna i Jarski jako chrzestny z Agą i synkiem. Usiadłam na kanapie nerwowo stukając obcasem o panele.
-No prysznic sobie brał, teraz jakby nie mógł wcześniej. Jak się spóźnimy to go zatłukę, przyrzekam.
-Oj tam, kościół niedaleko przecież.-uśmiechnął się Adam Kurek na co o dziwo jego żona natychmiast zareagowała
-Żadne oj tam. Dobrze, niech go Flawia tresuje! Musi chłopak wiedzieć, że beztroskie życie się skończyło i pora zacząć być odpowiedzialnym.
Zaszokowała mnie, znowu.
-Jestem już, idziemy.-stwierdził Bartosz zaszczycając nas swoją obecnością. Ubrany w garnitur i lakierki włożył córkę do wózka i uśmiechnął się do mnie łobuzersko.-No dalej, dalej!-popędził na co warknęłam ledwo słyszalnie i poszliśmy do kościoła.
(...)
-AMELIO, JA CIEBIE CHRZCZĘ W IMIĘ OJCA I SYNA I DUCHA ŚWIĘTEGO, AMEN.-polał jej główkę kilka razy wodą a ona nieco zdezorientowana zaczęła płakać ile tylko sił w płucach.
(...)
Miało nie być alkoholu. Ale jakby to było gdyby u Kurków i Stęplewskich wódki na stole nie postawiono, prawda? No zawsze musi być, nie ważne co za okazja, napić się trzeba. Ku uciesze wszystkich mężczyzn ma się rozumieć. Jedynie Bartek nie mógł sobie za bardzo pozwolić, bo jutro ma się wstawić na badaniach jakichś tam przed nowym sezonem w nowym klubie. Wiecie jakim? W Resovii Rzeszów, oj tak! Nigdy nie lubiłam tego zespołu, ale chłopak chciał spróbować czegoś nowego a zarazem być bliżej rodziny, więc wybrał odrzucając wcześniej oferty między innymi PGE Skry Bełchatów, Casa Modeny, Sir Safety Peruggi, Jastrzębskiego Węgla, Halkbanku Ankara i jeszcze paru innych.
Połowa gości się rozjechała, pozostali tylko Winiarscy i rodzice. Położyłam Amelkę spać i przy okazji siebie, bo zmęczenie dawało mi się we znaki. Koło 23 odwiedziła mnie w sypialni siostra, która uspała swych chłopców, tu patrz także Miśka i po paru minutach rozmowy udała się do męża i synów.
(...)
Jeb! Coś spadło! Poderwałam się zapalając lampkę nocną. Co się stało? Kurek wchodząc do pokoju zwalił żelazko stojące zaraz przy wejściu. Spiorunowałam go swym spojrzeniem i odwróciłam się na drugi bok próbując usnąć, ale to COŚ mi nie dało. Rzucił się obok mnie a zaraz poczułam jego ciepły oddech na szyi. Delikatnie zaczął muskać mą skórę swymi wargami. Nie byłoby w tym nic złego i nawet bym nie protestowała gdyby nie to, że cały śmierdział wódą. A kuźwa miał nie chlać ochlapus jeden.
-Piłeś!-stwierdziłam siadając po turecku
-No skąd.-zaczął się bronić, ale widziałam jak jego oczka były zaczerwienione
-Chlałeś, przyznaj się.
-F szadnym wypadku koszanie.-czknął po czym mlasnął głośno zakrywając się po same uszy kołdrą
-Przeginasz, już mnie dzisiaj raz wkurwiłeś, dwa razy to za dużo Kurek.
Nie dość, że Amela nie dała spać, bo ciągle płakała to jeszcze ten raczył mi uprzykrzyć noc. Wiercił się, chuchał mi wódką prosto w twarz, czkał, mlaskał, stękał. No ja pierdolę...
-Alkohol to zło...Już więcej nie piję, nikt mnie nie namówi...-rozpoczął swój monolog o 2 w nocy-Boże, jak mnie głowa boli. Źle się czuję...
-A kto ci kazał pić...?-warknęłam wściekła
-Winiar.-no tak, najlepiej na kogoś winę zwalić
-A ty się zapierałeś rękoma i nogami.
-Żebyś wiedziała-wybełkotał
(...)
-Będę rzygał...
Coo?!
-No to leć do łazienki!-wstałam szybko zapalając światło. Żeby mi tylko na podłogę nie nahaftował!
Teraz uwaga. Sturlał się z łóżka, bo na więcej nie miał siły, a jak mu się to udało to na czworaka udał się do łazienki i tak też objął muszę i spędził z nią upojną noc aż do 8 rano.
A żebyś cholero miał takiego kaca, że głowa mała! Nie żebym mu źle życzyła :)
(...)
No i się spełniło. Przez swój stan nie mógł jechać samochodem, więc po południu zawiozłam go do Rzeszowa. A niech cię szlag Kurek. Zamiast odpoczywać to przyszło mi jechać tyle kilometrów, bo jaśnie pan musiał się dzień wcześniej nachlać. Szkoda słów.
Polazł tam gdzie musiał a ja z córką odwiedziłyśmy Ignaczaków. Spory czas się nie widzieliśmy. Dobre 2-3 miesiące jak nic. Krzyś jako że już nie gra w reprezentacji ma dużo wolnego czasu i ku zadowoleniu Iwony i dzieci jest w domu. Zachodzę na podwórko a tu Igła z kosiarką zasuwa na trawniku, bez koszulki w samych spodenkach. Widoki...mniam mniam. Flaw, ogarnij się. Chlasnęłam się w czoło żwawo kierując się w stronę drzwi wejściowych.
-Kurasie moje! Czołem dziewczęta, jak zdrówko?!- libero wyłączył sprzęt i szybko podbiegł do nas. Nim się spostrzegłam a zabrał mi Amelię i szybko wszedł do domu w celu pokazania jej Iwonce
-Heh, lepiej spytaj o to Bartola.-zaśmiałam się udając się za mężczyzną
-Mela!-krzyknęła szczęśliwa żona duszy reprezentacji- Aleś urosła! Słoneczko, chodź do cioci!-zaklaskała w dłonie a Amelka wyciągnęła do niej rączki(mądra mała, po mnie ma się rozumieć)
-A co to Montelli narozrabiał?! Aaa...czekaj, wy chrzciny wczoraj mieliście. Zachlał pałę pewnie, co?!-parsknął śmiechem wlewając wodę do czajnika.
Usiadłam na krześle przy stole chwytając za ciasteczko z czekoladą. Miałam dbać o linię... Od jutra, dieta nie zając, nie ucieknie.
-Narąbał się jak messerschmitt, całą noc stękał, jęczał a dzisiaj musiałam go przywieźć na te badania czy coś.-machnęłam ręką gryząc kawałek słodkiego
-O, a za tydzień w sobotę robimy grilla, wpadniecie?-nagle wystrzeliła Iwona bawiąc się z mą latoroślą. Zerknęłam na nią kątem oka wyobrażając sobie kolejną popijawę w wykonaniu siatkarzy. Ugh...to będzie się działo!
Pokiwałam głową a niedługo potem przyszedł Kurek. Wypiliśmy po kawce i do domku.
(...)
__________________________
Przegraliśmy 3:0. Hmm...mecz w wykonaniu naszych był kiepski a Kanarki zlali nam tyłki. No tyle w temacie, ale oczywiście dalej trzymamy kciuki za naszych chłopców! :) Bartek nie grał, bo ma jakąś kontuzję pleców-oby szybko przeszło, choć jak wiadomo na mecze do Iranu nie poleci.
Za to w piątek na nowej hali się działo, mecz był cudowny, aż się dziwiłam jak to możliwe, że Brazylia tak łatwo "przepuściła" meczyk :) !
Co do rozdziału, nawet mi się podoba, ale zostawiam go wam do oceny moje kochane.
PS Jak widzicie zmieniłam czcionkę, niezbyt ważna informacja ( hehe :D), ale to tylko dlatego, że chcę pokombinować :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Monika
sobota, 21 czerwca 2014
Nie bój się. Już po wszystkim.
29. czerwca 2015 roku
To już jutro. Już jutro odbędzie się rozprawa sądowa.
Co czuję? Nie wiem. Nie potrafię tego określić. To dziwne uczucie. Z jednej strony przepełnia mnie radość, że być może to już koniec, że już jutro zostanie wydany wyrok...Ale z drugiej, w głowie krąży mi myśl, iż będę musiała stanąć z nim twarzą w twarz, słuchać jego tłumaczeń, wyzwisk, przekleństw, obwiniania mnie o to co się wydarzyło. Tak, obwiniania.
Za pierwszym razem przed sądem powiedział, że to moja wina, że mnie zgwałcił. Musiałam tego wszystkiego wysłuchiwać przez 2 godziny na każdej z pięciu rozpraw. To mnie dobijało coraz bardziej i bardziej.
Dzisiejszy dzień o dziwo bardzo mi się dłużył.
Starałam się nie siedzieć i nie myśleć, co chwilę wynajdowałam sobie coś do roboty. Sprzątałam, gotowałam, piekłam, latałam po zakupy.
Bartek wziął sobie kilka dni wolnego by móc jutro być ze mną na sali. Z resztą nie tylko on, bo Michał także, gdyż został wezwany w charakterze świadka.
Późnym wieczorem położyłam się do łóżka przytulając do siebie poduszkę mego narzeczonego. Zaciągając się jego zapachem przymknęłam powieki chcąc jak najszybciej usnąć.
-Popatrz, a mama już śpi.-Bartosz wszedł do sypialni z prawie 3-miesięczną dziewczynką na rękach, którą właśnie wykąpał- Położymy się obok niej, tylko cicho, żeby się nie obudziła.-położył ją tuż obok mnie a zaraz delikatnie wyjął z mych objęć białą poduchę. Mruknęłam cicho czując jak mała blondyneczka macha swą rączką po mojej twarzy. Gaworzenie córki wywołało u mnie uśmiech. Niby spałam, ale doskonale słyszałam to co działo się wokół.
-Ciii łobuziaku.-zaśmiał się mężczyzna zajmując wolne miejsce na łożu sypialnianym
-I tak już nie śpię...-wbiłam wzrok w sufit kiedy Kurek postanowił spleść swe długie palce dłoni z moimi
Wiedział co w mej głowie teraz siedzi, więc nic nie mówił. Wpatrywał się w mą postać co jakiś czas zerkając na córkę, która leżąc między nami uśmiechała się szeroko wydobywając z siebie przeróżne dźwięki.
Tak też zasnęliśmy, w trójkę.
W nocy kilkakrotnie należało wstać by nakarmić Melę. Na szczęście Kurek dwa razy postanowił mnie wyręczyć bym mogła się wyspać.
Mam farta. Świetnego faceta u boku, córeczkę i kochającą rodzinę, którzy cały czas mnie wspierają. To dla mnie bardzo ważne.
(...)
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Mów to co ustaliłyśmy, nie daj mu się sprowokować. Artur może mówić przeróżne rzeczy, by tylko się w jakiś sposób wybronić, ale nie reaguj na to. Jesteśmy na wygranej pozycji, ta rozprawa to tylko formalność.- Agnieszka ubrana już w strój adwokacki trzymała mnie za ramiona posyłając mi delikatny uśmiech. Staliśmy przed salą rozpraw. Czułam się tak jakbym to ja miała zasiąść na ławie oskarżonych. Stanęłam pod ścianą zamykając oczy, chciałam w tej chwili być sama, ale Bartosz nie pozwolił mi na to. Przytulił mnie do siebie a ja nawet nie protestowałam.
-Znowu się tu spotykamy!-z końca korytarza dobiegł znajomy nam głos Artura Krawczyka, który prowadzony przez dwóch policjantów śmiał się szyderczo, jakby był pewien, że wszystko ujdzie mu na sucho.
Bartosz przeniósł na niego mordercze spojrzenie i już chciał coś powiedzieć, ale Jaroszowa go powstrzymała.
-Nie masz dość?! Mało tej biednej dziewczynie złego wyrządziłeś?- z żalem zapytała moja mama, której łzy cisnęły się do oczu
-Gdyby dziwka nie podjudzała to bym jej nie przeleciał, proste. Potem taką biedną zgrywała, oj bo się popłaczę zaraz!-puścił oczko w mą stronę nie kryjąc zadowolenia z swej postawy. Zabolało. Cholernie zabolało. To nie była prawda. Każdy dobrze o tym wiedział, ale on to mówił specjalnie by kogoś zdenerwować. Bardzo dobrze się mu to udało. Jego słowa zadziałały na Bartka jak płachta na byka. Myślałam, że go tam rozniesie.
-Zapierdolę cię skurwysynie!-krzyknął udając się w jego kierunku. Nie zwracał uwagi na to, że obok Artura stoją policjanci i adwokat. To działo się tak szybko, ale na szczęście Winiarski wraz z moim ojcem w ostatniej chwili go złapali i odciągnęli na bok. Co by się stało gdyby ich nie było?
Można się tylko domyślać, ale na pewno zaszkodził by tym sobie.
W innych okolicznościach nikt by go nie zatrzymywał. Jakby dostał w mordę to by mu nie zaszkodziło, wręcz przeciwnie, ale w sądzie?!
Zostaliśmy wezwani do środka. Prokurator przeczytał treść oskarżenia, następnie swe mowy rozpoczęli adwokaci obu stron.
Wysoki sąd dokładnie przysłuchiwał się każdemu z osobna zadając przeróżne pytania.
Do głosu doszedł Artur. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego co usłyszałam. Każdy był w ogromnym szoku. Teraz nie wiem czy to było odegrane czy mówione na serio...Jeśli udawał to bardzo dobrze a jeśli to prawda, to nie mam wątpliwości iż jest on psychicznie chory.
-Kocham cię Flawia. Tak bardzo, odkąd cię tylko poznałem. Wtedy...myślałem, że też tego chcesz tak jak ja, ale niestety wyszło jak wyszło...Teraz...Tęskniłem za tobą! Musiałem wrócić do Bełchatowa, znalazłem cię, chciałem przeprosić, ale mnie odepchnęłaś!-płakał, naprawdę płakał. Nie mogłam tego słuchać.-Byłaś w ciąży, teraz masz dziecko i faceta. To ja miałem zająć miejsce w twym sercu, nie on!-wskazał palcem na siedzącego Bartosza, który nie krył zdziwienia-Chciałem być twoim mężem, mieć z tobą dzieci, ale ty wybrałaś inne życie. Nigdy się z tym nie pogodzę!
-Przestań, przestań...-po sali rozległ się mój błagalny ton. Zakryłam uszy wybiegając na korytarz. Wszyscy odprowadzili mnie wzrokiem łącznie z sędzią, który na to nic nie powiedział a tylko zarządził krótką przerwę.
Wbiegłam do łazienki stając przed lustrem wiszącym nad umywalką. Słone łzy rozmyły mój makijaż, więc odkręciłam wodę by opłukać buzię. Oparłam się o ścianę nie mogąc powstrzymać płaczu.
Czyli, że to moja wina??? To wszystko co miało miejsce wiele lat temu stało się przeze mnie? Nie! Nawet nie daj sobie tego wmówić dziewczyno!
(...)
-(...) Uznaje się Artura Krawczyka za winnego zarzucanych mu czynów i skazuje się go na rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata, karę odszkodowania na rzecz pokrzywdzonej Flawii Stęplewskiej w wysokości 10 tysięcy złotych oraz dożywotni zakaz zbliżania się na odległość przynajmniej 10 metrów do pokrzywdzonej i jej rodziny.(...)- tak też zakończył się przewód sądowy. Odetchnęłam z ulgą. Podziękowałam Agnieszce, która odwaliła kawał dobrej roboty na sali.
-Już po wszystkim skarbie, już po wszystkim...-przyjmujący wyszeptał mi do ucha a ja wtuliłam się w jego bardzo umięśniony tors. Tak, już mogę zacząć normalnie żyć. O to mi chodziło. By mieć święty spokój.
_____________________________
Nie myślcie sobie, że już będzie pięknie! :D
Mam w głowie pomysł by im jeszcze pomieszać w życiu, ale to trochę później :P
Zaręczyny Flawii i Bartka nie były zbyt oryginalne, wiem o tym doskonale, ale powstały tylko po to by mieć je z głowy, bo w tym opowiadaniu skupiam się na innych wątkach :)
Dzięki za wszystkie wasze opinie, zapraszam do czytania i komentowania :*
PS Nasi wczoraj wygrali!!!! Łiiiii :D Jest moc panowie!
Monika Kowalska :*
To już jutro. Już jutro odbędzie się rozprawa sądowa.
Co czuję? Nie wiem. Nie potrafię tego określić. To dziwne uczucie. Z jednej strony przepełnia mnie radość, że być może to już koniec, że już jutro zostanie wydany wyrok...Ale z drugiej, w głowie krąży mi myśl, iż będę musiała stanąć z nim twarzą w twarz, słuchać jego tłumaczeń, wyzwisk, przekleństw, obwiniania mnie o to co się wydarzyło. Tak, obwiniania.
Za pierwszym razem przed sądem powiedział, że to moja wina, że mnie zgwałcił. Musiałam tego wszystkiego wysłuchiwać przez 2 godziny na każdej z pięciu rozpraw. To mnie dobijało coraz bardziej i bardziej.
Dzisiejszy dzień o dziwo bardzo mi się dłużył.
Starałam się nie siedzieć i nie myśleć, co chwilę wynajdowałam sobie coś do roboty. Sprzątałam, gotowałam, piekłam, latałam po zakupy.
Bartek wziął sobie kilka dni wolnego by móc jutro być ze mną na sali. Z resztą nie tylko on, bo Michał także, gdyż został wezwany w charakterze świadka.
Późnym wieczorem położyłam się do łóżka przytulając do siebie poduszkę mego narzeczonego. Zaciągając się jego zapachem przymknęłam powieki chcąc jak najszybciej usnąć.
-Popatrz, a mama już śpi.-Bartosz wszedł do sypialni z prawie 3-miesięczną dziewczynką na rękach, którą właśnie wykąpał- Położymy się obok niej, tylko cicho, żeby się nie obudziła.-położył ją tuż obok mnie a zaraz delikatnie wyjął z mych objęć białą poduchę. Mruknęłam cicho czując jak mała blondyneczka macha swą rączką po mojej twarzy. Gaworzenie córki wywołało u mnie uśmiech. Niby spałam, ale doskonale słyszałam to co działo się wokół.
-Ciii łobuziaku.-zaśmiał się mężczyzna zajmując wolne miejsce na łożu sypialnianym
-I tak już nie śpię...-wbiłam wzrok w sufit kiedy Kurek postanowił spleść swe długie palce dłoni z moimi
Wiedział co w mej głowie teraz siedzi, więc nic nie mówił. Wpatrywał się w mą postać co jakiś czas zerkając na córkę, która leżąc między nami uśmiechała się szeroko wydobywając z siebie przeróżne dźwięki.
Tak też zasnęliśmy, w trójkę.
W nocy kilkakrotnie należało wstać by nakarmić Melę. Na szczęście Kurek dwa razy postanowił mnie wyręczyć bym mogła się wyspać.
Mam farta. Świetnego faceta u boku, córeczkę i kochającą rodzinę, którzy cały czas mnie wspierają. To dla mnie bardzo ważne.
(...)
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Mów to co ustaliłyśmy, nie daj mu się sprowokować. Artur może mówić przeróżne rzeczy, by tylko się w jakiś sposób wybronić, ale nie reaguj na to. Jesteśmy na wygranej pozycji, ta rozprawa to tylko formalność.- Agnieszka ubrana już w strój adwokacki trzymała mnie za ramiona posyłając mi delikatny uśmiech. Staliśmy przed salą rozpraw. Czułam się tak jakbym to ja miała zasiąść na ławie oskarżonych. Stanęłam pod ścianą zamykając oczy, chciałam w tej chwili być sama, ale Bartosz nie pozwolił mi na to. Przytulił mnie do siebie a ja nawet nie protestowałam.
-Znowu się tu spotykamy!-z końca korytarza dobiegł znajomy nam głos Artura Krawczyka, który prowadzony przez dwóch policjantów śmiał się szyderczo, jakby był pewien, że wszystko ujdzie mu na sucho.
Bartosz przeniósł na niego mordercze spojrzenie i już chciał coś powiedzieć, ale Jaroszowa go powstrzymała.
-Nie masz dość?! Mało tej biednej dziewczynie złego wyrządziłeś?- z żalem zapytała moja mama, której łzy cisnęły się do oczu
-Gdyby dziwka nie podjudzała to bym jej nie przeleciał, proste. Potem taką biedną zgrywała, oj bo się popłaczę zaraz!-puścił oczko w mą stronę nie kryjąc zadowolenia z swej postawy. Zabolało. Cholernie zabolało. To nie była prawda. Każdy dobrze o tym wiedział, ale on to mówił specjalnie by kogoś zdenerwować. Bardzo dobrze się mu to udało. Jego słowa zadziałały na Bartka jak płachta na byka. Myślałam, że go tam rozniesie.
-Zapierdolę cię skurwysynie!-krzyknął udając się w jego kierunku. Nie zwracał uwagi na to, że obok Artura stoją policjanci i adwokat. To działo się tak szybko, ale na szczęście Winiarski wraz z moim ojcem w ostatniej chwili go złapali i odciągnęli na bok. Co by się stało gdyby ich nie było?
Można się tylko domyślać, ale na pewno zaszkodził by tym sobie.
W innych okolicznościach nikt by go nie zatrzymywał. Jakby dostał w mordę to by mu nie zaszkodziło, wręcz przeciwnie, ale w sądzie?!
Zostaliśmy wezwani do środka. Prokurator przeczytał treść oskarżenia, następnie swe mowy rozpoczęli adwokaci obu stron.
Wysoki sąd dokładnie przysłuchiwał się każdemu z osobna zadając przeróżne pytania.
Do głosu doszedł Artur. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego co usłyszałam. Każdy był w ogromnym szoku. Teraz nie wiem czy to było odegrane czy mówione na serio...Jeśli udawał to bardzo dobrze a jeśli to prawda, to nie mam wątpliwości iż jest on psychicznie chory.
-Kocham cię Flawia. Tak bardzo, odkąd cię tylko poznałem. Wtedy...myślałem, że też tego chcesz tak jak ja, ale niestety wyszło jak wyszło...Teraz...Tęskniłem za tobą! Musiałem wrócić do Bełchatowa, znalazłem cię, chciałem przeprosić, ale mnie odepchnęłaś!-płakał, naprawdę płakał. Nie mogłam tego słuchać.-Byłaś w ciąży, teraz masz dziecko i faceta. To ja miałem zająć miejsce w twym sercu, nie on!-wskazał palcem na siedzącego Bartosza, który nie krył zdziwienia-Chciałem być twoim mężem, mieć z tobą dzieci, ale ty wybrałaś inne życie. Nigdy się z tym nie pogodzę!
-Przestań, przestań...-po sali rozległ się mój błagalny ton. Zakryłam uszy wybiegając na korytarz. Wszyscy odprowadzili mnie wzrokiem łącznie z sędzią, który na to nic nie powiedział a tylko zarządził krótką przerwę.
Wbiegłam do łazienki stając przed lustrem wiszącym nad umywalką. Słone łzy rozmyły mój makijaż, więc odkręciłam wodę by opłukać buzię. Oparłam się o ścianę nie mogąc powstrzymać płaczu.
Czyli, że to moja wina??? To wszystko co miało miejsce wiele lat temu stało się przeze mnie? Nie! Nawet nie daj sobie tego wmówić dziewczyno!
(...)
-(...) Uznaje się Artura Krawczyka za winnego zarzucanych mu czynów i skazuje się go na rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata, karę odszkodowania na rzecz pokrzywdzonej Flawii Stęplewskiej w wysokości 10 tysięcy złotych oraz dożywotni zakaz zbliżania się na odległość przynajmniej 10 metrów do pokrzywdzonej i jej rodziny.(...)- tak też zakończył się przewód sądowy. Odetchnęłam z ulgą. Podziękowałam Agnieszce, która odwaliła kawał dobrej roboty na sali.
-Już po wszystkim skarbie, już po wszystkim...-przyjmujący wyszeptał mi do ucha a ja wtuliłam się w jego bardzo umięśniony tors. Tak, już mogę zacząć normalnie żyć. O to mi chodziło. By mieć święty spokój.
_____________________________
Nie myślcie sobie, że już będzie pięknie! :D
Mam w głowie pomysł by im jeszcze pomieszać w życiu, ale to trochę później :P
Zaręczyny Flawii i Bartka nie były zbyt oryginalne, wiem o tym doskonale, ale powstały tylko po to by mieć je z głowy, bo w tym opowiadaniu skupiam się na innych wątkach :)
Dzięki za wszystkie wasze opinie, zapraszam do czytania i komentowania :*
PS Nasi wczoraj wygrali!!!! Łiiiii :D Jest moc panowie!
Monika Kowalska :*
niedziela, 15 czerwca 2014
Na wspólną radość, na chleb powszedni (...) Wybieram Ciebie.
No to tak. Liga Światowa się rozkręca, Bartosz opuścił nas i pojechał pograć sobie w siatkówkę a my jak to my. Dom-zakupy, zakupy-dom. Od dłuższego czasu moje życie właśnie tak wygląda. Jako, że prokuratura wydała nakaz aresztowania Artura Krawczyka to mam spokój. Nikt mnie nie dręczy, nie dzwoni, nie wysyła maili i tak dalej. Żyć nie umierać.
Babcia Iwonka zaoferowała pomoc w opiece nad wnuczką, więc przyjechała do Bełchatowa bym mogła zrobić coś dla siebie.
Zdziwko, prawda?!?!
Sama jestem w szoku, no ale jak tak bardzo nalegała to nie mogłam odmówić.
Mamy 15.06.2015 roku, poniedziałek. Niedługo wakacje a nasza Amelia ma już ponad 2 miesiące. Jak ten czas leci. Jak z bicza strzelił normalnie.
Zaraz po śniadaniu, a było koło 10 rano, teściowa wygoniła mnie na miasto a ja błąkając się z jakąś godzinę bez celu postanowiłam odwiedzić swoje miejsce pracy, w którym nie byłam od wielu miesięcy.
Szefowa strasznie się ucieszyła widząc mnie, więc zaraz nastawiła wodę na kawę a na talerz wyłożyła świeże ciasteczka. Plotkowałyśmy jak za dawnych dobrych czasów, żartowałyśmy, śmiałyśmy się z największych głupot. Oj tak. Brakowało mi tego jak cholera.
Niedługo po tym powiedziała, że przydałby mi się nowy look. Zaprosiła mnie na fotel i rozpoczęła stylizację mych zaniedbanych włosów.
Wiecie, niby jestem fryzjerką i powinnam mieć wiecznie piękną fryzurę, ale odkąd urodziłam nie miałam na to czasu ani ochoty.
Mycie głowy, cięcie i farbowanie a efekt końcowy taki.
No nie mogłam się na siebie napatrzeć. Zawsze miałam długie, czarne włosy. A teraz? Blondi. Kurcze, zupełnie inna kobieta. Jak nie ja.
Zapłaciłam i wyszłam jakoś po 14.
Wykonałam telefon do pani Kurek z zapytaniem o córkę i czy mam już wracać a jej odpowiedź była natychmiastowa: "A u kosmetyczki i na zakupach byłaś?".
No nie byłam, więc można rzec, że mnie tam pogoniła.
Odwiedziłam pierwszy napotkany salon gdzie wykonano mi maseczki, masaże i zrobiono paznokcie i świetny makijaż.
Co jest grane? Po co to komu? Na wesele jakieś idę czy jak? Dlaczego własna teściowa, która mnie nie lubi, każe mi robić coś takiego? Nie uwierzę w to, że to dla mojego dobra czy coś.
Dobra, jak szaleć to szaleć. Zaszłam do centrum handlowego, ale jak zobaczyłam ceny tych wszystkich ciuchów to natychmiast z niego wyszłam. Dzisiaj i tak zbyt dużo kasy wydałam...
Jakby Kurek usłyszał moje lamentowanie na ten temat to znowu zaczął by swój wykład na temat: "Pieniądze to jedyna rzecz, o którą nie musimy się martwić."
Tak czy inaczej: w domu zlądowałam dopiero po 17.
Cały dzień sama bez dziecka!
Wpadłam do salonu gdzie Iwona właśnie przewijała Amelię. Dobrze sobie beze mnie radzą. Nie musiałam się tak śpieszyć.
-No od razu inna dziewczyna! Bardzo ładnie! Kupiłaś sobie coś?-kobieta w średnim wieku ogarnęła mnie wzrokiem a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Czy ona przestanie mnie w końcu zadziwiać? Coś tu śmierdzi, ale nie wiem co. Muszę to wybadać.
-Nieee bo...nie zdążyłam.-skłamałam biorąc niemowlaka na ręce-Stęskniłam się za tobą robaczku, co robiłyście cały dzień?-spojrzałam w jej niebieskie oczka i cmoknęłam nosek.
-Guugg-usłyszałam dźwięczny głosik mej córeczki i również ja się uśmiechnęłam. Jaka z niej gaduła ostatnio!
-Byłyśmy na spacerze, dzwoniłyśmy do taty i...a właśnie! Zbieraj się, bo o 20:30 mecz w Łodzi się zaczyna!-popędziła mnie zabierając mi małą z rąk. Mecz?! No tak w telewizji leci, ale gdzie ja mam się zbierać?
-Czy ja o czymś nie wiem?-uniosłam brwi do góry wyraźnie zdziwiona
-Zapomniałam ci powiedzieć, Bartek dał bilet dla ciebie. Wiesz, z głowy mi wypadło. Skleroza nie boli.-zaśmiała się wyjmując z torebki bilet na mecz Polska-Brazylia. No nie... Co się dzieje?! Dzień dobroci dla zwierząt dzisiaj czy jak?
Pokręciłam głową i zaczęłam powoli pakować kilka rzeczy do małej torby podróżniczej.
Całe 55 km drogi zastanawiałam się o co chodzi. To wszystko było jakieś dziwne.
Między czasie dowiedziałam się również, że mam zarezerwowany pokój w hotelu blisko łódzkiej hali.
Zameldowałam się i pojechałam windą na 3. piętro. Usidłam na łóżku bijąc się myślami. To nie jest normalne. Wyjęłam komórkę z torebki i wykręciłam numer do Bartosza.
-No halo?! Powiesz mi co jest grane?!-wywaliłam na przywitanie zaraz po odebraniu przez niego telefonu
-Przyjechałaś na mecz, to jest grane.-powiedział jak gdyby nigdy nic.
-Nie wkurwiaj mnie, tylko gadaj o co chodzi. Fryzjer, kosmetyczka, mecz. Co ty kombinujesz, co?-uniosłam się normalnie. Wybaczcie, ale nie panowałam nad tym.
-Oj kochanie, nic no. Przyjdziesz na mecz to się przekonasz. Do później!-rozłączył się. No zabije. Wezmę coś i go zatłukę na oczach kilkutysięcznej widowni. A co. Niech mają.
(...)
Tłumy kibiców przeciskało się w wejściu do Atlas Areny a wśród nich ja. Nie pasowało mi to. Wolałabym teraz być w domu z Amelką a nie.
Nie żebym nie lubiła siatkówki, dobrze wiecie, że ją kocham.
Zasiadłam na swoim miejscu, zaraz przy samym dole niedaleko band reklamowych. Miałam wspaniały widok na rozgrzewających się siatkarzy brazylijskich i naszych.
Kurek siedział na parkiecie rozciągając się na przeróżne sposoby. Spoglądał na mnie co jakiś czas, ale nawet się nie uśmiechnął.
Nie wiem co mam o tym sądzić.
Byłam taka zła, że miałam chęć wstać i wyjść. Za późno.
Najpierw hymn Brazylii a zaraz po tym nasz. Wszyscy kibice z całych sił zaczęli śpiewać Mazurka Dąbrowskiego. Jak zwykle niesamowite przeżycie.
Wyjściowe składy ciągle stały z boku. Wszystko pięknie, ładnie. Ja tu przygotowana, że zaraz wbiegną na boisko i usłyszymy pierwszy gwizdek w tym meczu a tu nic.
Spiker, czyli Marek Magiera zaczął gadać o czymś przedziwnym byleby rozgrzać i rozbawić kibiców a Szampon z Igłą wybiegli z hali, jak się zaraz okazało do szatni by zaraz przybiec z ogromnym bukietem czerwonych róż. Co to?!
-Czy jest na hali pani Flawia Stęplewska?-wszyscy usłyszeli głos Magiery wydobywający się z głośników. Rozejrzałam się zdezorientowana z myślą czy aby na pewno chodzi o mnie. No jestem, jestem! Paulina i Dagmara poklepały mnie po ramieniu uśmiechając się tajemniczo a gdy spojrzałam w stronę parkietu to przy bandzie stał Kłos i Wrona wyciągając do mnie ręce.
-Poprosimy panią na boisko!-wypowiedział ponownie spiker a kibice zaczęli klaskać. Nie świadoma niczego, serio, podeszłam do Karola i Andrzeja a ci "przenieśli" mnie przez bandy. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić jaka byłam speszona czując na sobie wzrok tylu ludzi. Chłopacy podprowadzili mnie na sam środek i odeszli na bok. No co, mam tu stać jak jakiś debil? Kurka nigdzie nie ma, cholera go wie dokąd polazł a ja tu stoję jak porąbana i wszyscy się na mnie patrzą. A weźcie, idę stąd. Przynajmniej taki miałam zamiar, bo gdy po hali rozbrzmiała piosenka Metallicy "Nothing else matters" (wspomnę tylko, że to nasza ukochana piosenka z niebywale mądrym i prawdziwym tekstem), to połowa świateł przygasła a z nie wiadomo skąd wyłonił się sam Bartosz Kurek i uklęknął przede mną. O fuck! Zakryłam usta dłonią a ten mając w jednej dłoni mikrofon a w drugiej pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym zaczął:
-Teraz już wiesz po co to wszystko...-posłał mi uśmiech a moje nogi zrobiły się jak z waty-Flawio...Jesteś ze mną już jakiś czas i z każdą następną chwilą
coraz bardziej rozumiem, że chcę być z Tobą.
Wiem, że możesz być zaskoczona, ale jestem pewien,
że to co do Ciebie czuję nie jest chwilowe.
To uczucie twarde jak diament
i chciałbym, żebym ten diament-i właśnie teraz otworzył czerwone pudełeczko- był tego symbolem.
Wyjdziesz za mnie?
Wszyscy zaczęli skandować nasze imiona. Rozpłakałam się. Kurka wodna, co za uczucie.
-Sej jes! Ja chcę wesele!-darł się z boku Winiarski co wywołało rozbawienie wśród tych co zdołali to usłyszeć.
-Wyjdę za ciebie Kurek.-szepnęłam ocierając łzy a on nałożył mi błyskotkę na palec a zaraz po tym wręczył róże. Czyż to nie romantyczne?
-Brawa dla nich! Gorzko, gorzko, gorzko!-wykrzyczał Marek Magiera a zaraz po nim gorzko rozeszło się wszędzie. No jak gorzko to trzeba posłodzić trochę.
-No pocałuj mnie!-wypowiedziałam przez zęby, ale nie czekając na niego sama wtopiłam się w jego wargi. Nie trwało to długo, bo trzeba było w końcu zacząć mecz. Powróciłam na swoje miejsce by w doborowym towarzystwie obejrzeć rozgrywkę. Wygraliśmy 3:2 a MVP został Andrzej Wrona. Po tym Antiga zezwolił na małe świętowanie, więc wszyscy udaliśmy się do klubu na tańce i drinki.
__________________________________
Coś miłego tak w ramach odskoczni od problemów Flawii. Jej też się coś od życia należy :P
Zapraszam do czytania i komentowania!
Babcia Iwonka zaoferowała pomoc w opiece nad wnuczką, więc przyjechała do Bełchatowa bym mogła zrobić coś dla siebie.
Zdziwko, prawda?!?!
Sama jestem w szoku, no ale jak tak bardzo nalegała to nie mogłam odmówić.
Mamy 15.06.2015 roku, poniedziałek. Niedługo wakacje a nasza Amelia ma już ponad 2 miesiące. Jak ten czas leci. Jak z bicza strzelił normalnie.
Zaraz po śniadaniu, a było koło 10 rano, teściowa wygoniła mnie na miasto a ja błąkając się z jakąś godzinę bez celu postanowiłam odwiedzić swoje miejsce pracy, w którym nie byłam od wielu miesięcy.
Szefowa strasznie się ucieszyła widząc mnie, więc zaraz nastawiła wodę na kawę a na talerz wyłożyła świeże ciasteczka. Plotkowałyśmy jak za dawnych dobrych czasów, żartowałyśmy, śmiałyśmy się z największych głupot. Oj tak. Brakowało mi tego jak cholera.
Niedługo po tym powiedziała, że przydałby mi się nowy look. Zaprosiła mnie na fotel i rozpoczęła stylizację mych zaniedbanych włosów.
Wiecie, niby jestem fryzjerką i powinnam mieć wiecznie piękną fryzurę, ale odkąd urodziłam nie miałam na to czasu ani ochoty.
Mycie głowy, cięcie i farbowanie a efekt końcowy taki.
No nie mogłam się na siebie napatrzeć. Zawsze miałam długie, czarne włosy. A teraz? Blondi. Kurcze, zupełnie inna kobieta. Jak nie ja.
Zapłaciłam i wyszłam jakoś po 14.
Wykonałam telefon do pani Kurek z zapytaniem o córkę i czy mam już wracać a jej odpowiedź była natychmiastowa: "A u kosmetyczki i na zakupach byłaś?".
No nie byłam, więc można rzec, że mnie tam pogoniła.
Odwiedziłam pierwszy napotkany salon gdzie wykonano mi maseczki, masaże i zrobiono paznokcie i świetny makijaż.
Co jest grane? Po co to komu? Na wesele jakieś idę czy jak? Dlaczego własna teściowa, która mnie nie lubi, każe mi robić coś takiego? Nie uwierzę w to, że to dla mojego dobra czy coś.
Dobra, jak szaleć to szaleć. Zaszłam do centrum handlowego, ale jak zobaczyłam ceny tych wszystkich ciuchów to natychmiast z niego wyszłam. Dzisiaj i tak zbyt dużo kasy wydałam...
Jakby Kurek usłyszał moje lamentowanie na ten temat to znowu zaczął by swój wykład na temat: "Pieniądze to jedyna rzecz, o którą nie musimy się martwić."
Tak czy inaczej: w domu zlądowałam dopiero po 17.
Cały dzień sama bez dziecka!
Wpadłam do salonu gdzie Iwona właśnie przewijała Amelię. Dobrze sobie beze mnie radzą. Nie musiałam się tak śpieszyć.
-No od razu inna dziewczyna! Bardzo ładnie! Kupiłaś sobie coś?-kobieta w średnim wieku ogarnęła mnie wzrokiem a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Czy ona przestanie mnie w końcu zadziwiać? Coś tu śmierdzi, ale nie wiem co. Muszę to wybadać.
-Nieee bo...nie zdążyłam.-skłamałam biorąc niemowlaka na ręce-Stęskniłam się za tobą robaczku, co robiłyście cały dzień?-spojrzałam w jej niebieskie oczka i cmoknęłam nosek.
-Guugg-usłyszałam dźwięczny głosik mej córeczki i również ja się uśmiechnęłam. Jaka z niej gaduła ostatnio!
-Byłyśmy na spacerze, dzwoniłyśmy do taty i...a właśnie! Zbieraj się, bo o 20:30 mecz w Łodzi się zaczyna!-popędziła mnie zabierając mi małą z rąk. Mecz?! No tak w telewizji leci, ale gdzie ja mam się zbierać?
-Czy ja o czymś nie wiem?-uniosłam brwi do góry wyraźnie zdziwiona
-Zapomniałam ci powiedzieć, Bartek dał bilet dla ciebie. Wiesz, z głowy mi wypadło. Skleroza nie boli.-zaśmiała się wyjmując z torebki bilet na mecz Polska-Brazylia. No nie... Co się dzieje?! Dzień dobroci dla zwierząt dzisiaj czy jak?
Pokręciłam głową i zaczęłam powoli pakować kilka rzeczy do małej torby podróżniczej.
Całe 55 km drogi zastanawiałam się o co chodzi. To wszystko było jakieś dziwne.
Między czasie dowiedziałam się również, że mam zarezerwowany pokój w hotelu blisko łódzkiej hali.
Zameldowałam się i pojechałam windą na 3. piętro. Usidłam na łóżku bijąc się myślami. To nie jest normalne. Wyjęłam komórkę z torebki i wykręciłam numer do Bartosza.
-No halo?! Powiesz mi co jest grane?!-wywaliłam na przywitanie zaraz po odebraniu przez niego telefonu
-Przyjechałaś na mecz, to jest grane.-powiedział jak gdyby nigdy nic.
-Nie wkurwiaj mnie, tylko gadaj o co chodzi. Fryzjer, kosmetyczka, mecz. Co ty kombinujesz, co?-uniosłam się normalnie. Wybaczcie, ale nie panowałam nad tym.
-Oj kochanie, nic no. Przyjdziesz na mecz to się przekonasz. Do później!-rozłączył się. No zabije. Wezmę coś i go zatłukę na oczach kilkutysięcznej widowni. A co. Niech mają.
(...)
Tłumy kibiców przeciskało się w wejściu do Atlas Areny a wśród nich ja. Nie pasowało mi to. Wolałabym teraz być w domu z Amelką a nie.
Nie żebym nie lubiła siatkówki, dobrze wiecie, że ją kocham.
Zasiadłam na swoim miejscu, zaraz przy samym dole niedaleko band reklamowych. Miałam wspaniały widok na rozgrzewających się siatkarzy brazylijskich i naszych.
Kurek siedział na parkiecie rozciągając się na przeróżne sposoby. Spoglądał na mnie co jakiś czas, ale nawet się nie uśmiechnął.
Nie wiem co mam o tym sądzić.
Byłam taka zła, że miałam chęć wstać i wyjść. Za późno.
Najpierw hymn Brazylii a zaraz po tym nasz. Wszyscy kibice z całych sił zaczęli śpiewać Mazurka Dąbrowskiego. Jak zwykle niesamowite przeżycie.
Wyjściowe składy ciągle stały z boku. Wszystko pięknie, ładnie. Ja tu przygotowana, że zaraz wbiegną na boisko i usłyszymy pierwszy gwizdek w tym meczu a tu nic.
Spiker, czyli Marek Magiera zaczął gadać o czymś przedziwnym byleby rozgrzać i rozbawić kibiców a Szampon z Igłą wybiegli z hali, jak się zaraz okazało do szatni by zaraz przybiec z ogromnym bukietem czerwonych róż. Co to?!
-Czy jest na hali pani Flawia Stęplewska?-wszyscy usłyszeli głos Magiery wydobywający się z głośników. Rozejrzałam się zdezorientowana z myślą czy aby na pewno chodzi o mnie. No jestem, jestem! Paulina i Dagmara poklepały mnie po ramieniu uśmiechając się tajemniczo a gdy spojrzałam w stronę parkietu to przy bandzie stał Kłos i Wrona wyciągając do mnie ręce.
-Poprosimy panią na boisko!-wypowiedział ponownie spiker a kibice zaczęli klaskać. Nie świadoma niczego, serio, podeszłam do Karola i Andrzeja a ci "przenieśli" mnie przez bandy. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić jaka byłam speszona czując na sobie wzrok tylu ludzi. Chłopacy podprowadzili mnie na sam środek i odeszli na bok. No co, mam tu stać jak jakiś debil? Kurka nigdzie nie ma, cholera go wie dokąd polazł a ja tu stoję jak porąbana i wszyscy się na mnie patrzą. A weźcie, idę stąd. Przynajmniej taki miałam zamiar, bo gdy po hali rozbrzmiała piosenka Metallicy "Nothing else matters" (wspomnę tylko, że to nasza ukochana piosenka z niebywale mądrym i prawdziwym tekstem), to połowa świateł przygasła a z nie wiadomo skąd wyłonił się sam Bartosz Kurek i uklęknął przede mną. O fuck! Zakryłam usta dłonią a ten mając w jednej dłoni mikrofon a w drugiej pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym zaczął:
-Teraz już wiesz po co to wszystko...-posłał mi uśmiech a moje nogi zrobiły się jak z waty-Flawio...Jesteś ze mną już jakiś czas i z każdą następną chwilą
coraz bardziej rozumiem, że chcę być z Tobą.
Wiem, że możesz być zaskoczona, ale jestem pewien,
że to co do Ciebie czuję nie jest chwilowe.
To uczucie twarde jak diament
i chciałbym, żebym ten diament-i właśnie teraz otworzył czerwone pudełeczko- był tego symbolem.
Wyjdziesz za mnie?
Wszyscy zaczęli skandować nasze imiona. Rozpłakałam się. Kurka wodna, co za uczucie.
-Sej jes! Ja chcę wesele!-darł się z boku Winiarski co wywołało rozbawienie wśród tych co zdołali to usłyszeć.
-Wyjdę za ciebie Kurek.-szepnęłam ocierając łzy a on nałożył mi błyskotkę na palec a zaraz po tym wręczył róże. Czyż to nie romantyczne?
-Brawa dla nich! Gorzko, gorzko, gorzko!-wykrzyczał Marek Magiera a zaraz po nim gorzko rozeszło się wszędzie. No jak gorzko to trzeba posłodzić trochę.
-No pocałuj mnie!-wypowiedziałam przez zęby, ale nie czekając na niego sama wtopiłam się w jego wargi. Nie trwało to długo, bo trzeba było w końcu zacząć mecz. Powróciłam na swoje miejsce by w doborowym towarzystwie obejrzeć rozgrywkę. Wygraliśmy 3:2 a MVP został Andrzej Wrona. Po tym Antiga zezwolił na małe świętowanie, więc wszyscy udaliśmy się do klubu na tańce i drinki.
__________________________________
Coś miłego tak w ramach odskoczni od problemów Flawii. Jej też się coś od życia należy :P
Zapraszam do czytania i komentowania!
sobota, 14 czerwca 2014
Trust I seek and I find in you. Every day for us something new
Stanął na parkingu nerwowo szukając kluczyków od swej Insignii w kieszeni spodni. Wsiadł do środka odpalając ją i już miał ruszyć kiedy Stęplewski zjawił się obok niego niespodziewanie niczym duch. Zgasił silnik zabierając zięciowi klucze a kiedy ten zaczął krzyczeć by mu oddał nawet się nie ugiął.
-No co zrobisz?! Przecież on teraz na komisariacie jest! Co, pojedziesz tam i go pobijesz?! Nawet cie nie wpuszczą, tylko problemów sobie narobisz!-Paweł starał się przemówić do rozsądku przyjmującemu, który w tym momencie był w takim stanie, że mógł zrobić naprawdę coś durnowatego
-Nie musi mi pan oddawać kluczy, dostanę się tam w inny sposób i przyrzekam, że go zniszczę!-wykrzyczał to memu ojcu prosto w twarz i wyszedł z samochodu. Tata udał się za nim a gdy udało mu się do niego zbliżyć, wtedy złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę
-Spróbuj tylko tam pójść a obiecuję, że wtedy ja ci coś zrobię!-wypowiedział bez namysłu za wszelką cenę chcąc zatrzymać Kurka-Ona cię teraz potrzebuje, idź na górę.-dodał już ciszej klepiąc Bartka po plecach. Ponad dwumetrowy mężczyzna zaczął się poważnie nad czymś zastanawiać krzyżując ręce na klatce piersiowej. Uspokoił się. Nerwy jakoś mu uleciały, tyle że teraz nie wiedział co ma zrobić, jak się wobec mnie zachować, co powiedzieć.
-Co ja mam...
-Bądź przy niej, wspieraj ją. Nie musisz nic mówić. Po prostu bądź.-poradził facet w średnim wieku i wskazał na kilkupiętrowy budynek-Idź.
Chwilę jeszcze wpatrując się w chodnik zacisnął szczękę i wolnym krokiem udał się z powrotem do domu. Miał mieszane uczucia. Wyobrażał sobie co by zrobił gdyby go teraz spotkał. Dlaczego Artur pojawia się jak go nie ma w domu? Skąd on wie kiedy jestem sama, co?
Otworzył drzwi cicho wchodząc do środka. Wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Ewą i Dagmarą, które zaraz opuściły mieszkanie udając się do siebie. Siedziałam skulona na kanapie lekko pociągając nosem i z trudem powstrzymując łzy, które zbierały mi się w oczach na skutek bólu i strachu. Jak dobrze, że mama i siostra zajęły się mą córką. Sama nie dałabym rady. Teraz Amelia smacznie spała nakarmiona i wykąpana.
Wpatrywałam się w jeden martwy punkt a mianowicie w kubek stojący na stoliku. Cisza wokół przyprawiała mnie o nieprzyjemne dreszcze. Dopiero kiedy usłyszałam stuknięcie, tj miotłę, która spadła przez to, że Kurek o nią zahaczył, wyrwałam się ze swojego drugiego świata i skierowałam wzrok na wejście do pokoju, w którym zaraz pojawił się mój mężczyzna. Niepewnie zajął miejsce obok i niewiele myśląc przytulił mnie do siebie mieszając rękoma w mych gęstych włosach. Dopiero teraz dałam upust swym emocjom. Rozryczałam się jak mała dziewczynka dławiąc się łzami.
-Płacz kochanie, płacz...-wyszeptał całując mnie w ucho-Kocham cię, będzie dobrze. Zobaczysz, to wszystko skończy się już niedługo...-miał na myśli oczywiście zbliżającą się rozprawę sądową, która odbędzie się pod koniec czerwca. Mnie jakoś to nie uspokoiło. Będę spokojna kiedy sąd wyda jakiś wyrok w tej sprawie.
(...)
Minęło kilka dni. Zgrupowanie się skończyło, Kurek znowu pojawił się w domu, tym razem na tydzień, gdyż nie będzie grał w pierwszych wyjazdowych meczach w Iranie. Co dzień przeglądam się w lustrze. Wyglądam jak Andrzej Gołota po przegranej walce. Wychodząc na miasto zakładam czarne okulary przeciwsłoneczne, by nie było widać lima, które mam pod okiem i jeszcze sinego policzka, które staram się tuszować kosmetykami. To samo jest z wargą. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że dostałam od Bartka, ale wiadomo, że tak nie było.
Dzisiaj postanowiliśmy pójść na zakupy. Ponownie założyłam okulary. Słońce nie świeci, pogoda szara i bura a ja w przeciwsłonecznych. Głupio trochę. Pierwsza wyszłam ja z Amelią na rękach. Schodziłyśmy po schodach, gdzie na dole czekał już wózek. Z naprzeciwka wyszedł akurat Filip, który z ogromnym uśmiechem na ustach nie zwracając uwagi na Bartka, który siłował się z drzwiami, których nie mógł zamknąć, rzekł:
-Cześć piękne!-i przystanął na moment by pogadać do Melki. Nie umknęło to uwadze przyjmującego, który w końcu uporał się z zamkiem od drzwi i natychmiast stanął obok nas.
-Cześć piękny.-rzucił niemiło mierząc chłopaka od góry do dołu. Sąsiad lekko zdziwiony popatrzył na siatkarza, którego nigdy wcześniej na żywo nie widział.
-To twój chłopak?!-spytał zerkając na mnie
-Nie, dziewczyna.-sarknął-Idziemy, bo nam sklepy zamkną.-popędził mnie przejmując ode mnie córkę i wyszedł z bloku.
-Milutki.-Filip wzruszył ramionami a ja posłałam mu przepraszające spojrzenie i podążyłam za Kurkiem.
Ten stał bujając wózkiem, gdyż naszej córce zachciało się pomarudzić. Zachodząc go od tyłu chlasnęłam jego tyłek z otwartej dłoni.
-Kto to był?!-zapytał od razu wyraźnie zdenerwowany
-Kochanek-odpowiedziałam bez namysłu udając poważną. Jego mina była bezcenna.
-Jaki kochanek?! Jak kochanek?!
-Sąsiad baranino! Nie wiedziałam, że taki zazdrosny jesteś.-uśmiechnęłam się zadziornie wtykając mu palec między żebra
-Nie jestem zazdrosny.-skrzyżował ręce na klatce piersiowej składając usta w wąską kreskę.
-Yhym...-pokiwałam głową nie wierząc mu oczywiście i poszłam przed siebie.
Nie musiałam długo czekać na to, aż wyrównał ze mną kroku.
___________________________
Chłopaki wczoraj wygrali 3:2, mamy 2 pkt do tabeli! Nie obyło się bez masy błędów, ale liczy się zwycięstwo, prawda?! No i zagrywki Bartka *-*
Pewnie was zawiodłam tym, że Kurek nic takiego nie zrobił na początku rozdziału, ale tak miałam w zamyśle :P Po co sprawy komplikować ciągle??? :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
-No co zrobisz?! Przecież on teraz na komisariacie jest! Co, pojedziesz tam i go pobijesz?! Nawet cie nie wpuszczą, tylko problemów sobie narobisz!-Paweł starał się przemówić do rozsądku przyjmującemu, który w tym momencie był w takim stanie, że mógł zrobić naprawdę coś durnowatego
-Nie musi mi pan oddawać kluczy, dostanę się tam w inny sposób i przyrzekam, że go zniszczę!-wykrzyczał to memu ojcu prosto w twarz i wyszedł z samochodu. Tata udał się za nim a gdy udało mu się do niego zbliżyć, wtedy złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę
-Spróbuj tylko tam pójść a obiecuję, że wtedy ja ci coś zrobię!-wypowiedział bez namysłu za wszelką cenę chcąc zatrzymać Kurka-Ona cię teraz potrzebuje, idź na górę.-dodał już ciszej klepiąc Bartka po plecach. Ponad dwumetrowy mężczyzna zaczął się poważnie nad czymś zastanawiać krzyżując ręce na klatce piersiowej. Uspokoił się. Nerwy jakoś mu uleciały, tyle że teraz nie wiedział co ma zrobić, jak się wobec mnie zachować, co powiedzieć.
-Co ja mam...
-Bądź przy niej, wspieraj ją. Nie musisz nic mówić. Po prostu bądź.-poradził facet w średnim wieku i wskazał na kilkupiętrowy budynek-Idź.
Chwilę jeszcze wpatrując się w chodnik zacisnął szczękę i wolnym krokiem udał się z powrotem do domu. Miał mieszane uczucia. Wyobrażał sobie co by zrobił gdyby go teraz spotkał. Dlaczego Artur pojawia się jak go nie ma w domu? Skąd on wie kiedy jestem sama, co?
Otworzył drzwi cicho wchodząc do środka. Wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Ewą i Dagmarą, które zaraz opuściły mieszkanie udając się do siebie. Siedziałam skulona na kanapie lekko pociągając nosem i z trudem powstrzymując łzy, które zbierały mi się w oczach na skutek bólu i strachu. Jak dobrze, że mama i siostra zajęły się mą córką. Sama nie dałabym rady. Teraz Amelia smacznie spała nakarmiona i wykąpana.
Wpatrywałam się w jeden martwy punkt a mianowicie w kubek stojący na stoliku. Cisza wokół przyprawiała mnie o nieprzyjemne dreszcze. Dopiero kiedy usłyszałam stuknięcie, tj miotłę, która spadła przez to, że Kurek o nią zahaczył, wyrwałam się ze swojego drugiego świata i skierowałam wzrok na wejście do pokoju, w którym zaraz pojawił się mój mężczyzna. Niepewnie zajął miejsce obok i niewiele myśląc przytulił mnie do siebie mieszając rękoma w mych gęstych włosach. Dopiero teraz dałam upust swym emocjom. Rozryczałam się jak mała dziewczynka dławiąc się łzami.
-Płacz kochanie, płacz...-wyszeptał całując mnie w ucho-Kocham cię, będzie dobrze. Zobaczysz, to wszystko skończy się już niedługo...-miał na myśli oczywiście zbliżającą się rozprawę sądową, która odbędzie się pod koniec czerwca. Mnie jakoś to nie uspokoiło. Będę spokojna kiedy sąd wyda jakiś wyrok w tej sprawie.
(...)
Minęło kilka dni. Zgrupowanie się skończyło, Kurek znowu pojawił się w domu, tym razem na tydzień, gdyż nie będzie grał w pierwszych wyjazdowych meczach w Iranie. Co dzień przeglądam się w lustrze. Wyglądam jak Andrzej Gołota po przegranej walce. Wychodząc na miasto zakładam czarne okulary przeciwsłoneczne, by nie było widać lima, które mam pod okiem i jeszcze sinego policzka, które staram się tuszować kosmetykami. To samo jest z wargą. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że dostałam od Bartka, ale wiadomo, że tak nie było.
Dzisiaj postanowiliśmy pójść na zakupy. Ponownie założyłam okulary. Słońce nie świeci, pogoda szara i bura a ja w przeciwsłonecznych. Głupio trochę. Pierwsza wyszłam ja z Amelią na rękach. Schodziłyśmy po schodach, gdzie na dole czekał już wózek. Z naprzeciwka wyszedł akurat Filip, który z ogromnym uśmiechem na ustach nie zwracając uwagi na Bartka, który siłował się z drzwiami, których nie mógł zamknąć, rzekł:
-Cześć piękne!-i przystanął na moment by pogadać do Melki. Nie umknęło to uwadze przyjmującego, który w końcu uporał się z zamkiem od drzwi i natychmiast stanął obok nas.
-Cześć piękny.-rzucił niemiło mierząc chłopaka od góry do dołu. Sąsiad lekko zdziwiony popatrzył na siatkarza, którego nigdy wcześniej na żywo nie widział.
-To twój chłopak?!-spytał zerkając na mnie
-Nie, dziewczyna.-sarknął-Idziemy, bo nam sklepy zamkną.-popędził mnie przejmując ode mnie córkę i wyszedł z bloku.
-Milutki.-Filip wzruszył ramionami a ja posłałam mu przepraszające spojrzenie i podążyłam za Kurkiem.
Ten stał bujając wózkiem, gdyż naszej córce zachciało się pomarudzić. Zachodząc go od tyłu chlasnęłam jego tyłek z otwartej dłoni.
-Kto to był?!-zapytał od razu wyraźnie zdenerwowany
-Kochanek-odpowiedziałam bez namysłu udając poważną. Jego mina była bezcenna.
-Jaki kochanek?! Jak kochanek?!
-Sąsiad baranino! Nie wiedziałam, że taki zazdrosny jesteś.-uśmiechnęłam się zadziornie wtykając mu palec między żebra
-Nie jestem zazdrosny.-skrzyżował ręce na klatce piersiowej składając usta w wąską kreskę.
-Yhym...-pokiwałam głową nie wierząc mu oczywiście i poszłam przed siebie.
Nie musiałam długo czekać na to, aż wyrównał ze mną kroku.
___________________________
Chłopaki wczoraj wygrali 3:2, mamy 2 pkt do tabeli! Nie obyło się bez masy błędów, ale liczy się zwycięstwo, prawda?! No i zagrywki Bartka *-*
Pewnie was zawiodłam tym, że Kurek nic takiego nie zrobił na początku rozdziału, ale tak miałam w zamyśle :P Po co sprawy komplikować ciągle??? :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
niedziela, 8 czerwca 2014
Because of you, I am afraid.
Bartek pojechał do Spały na zgrupowanie przed Ligą Światową a my zostałyśmy same. Z dnia na dzień Amelia mnie coraz bardziej zaskakuje. Częściej się uśmiecha i wydaje z siebie śmieszne odgłosy. Jest kopią taty. W każdym calu przypomina Bartosza Kurka.
Dziś minął tydzień odkąd Melka jest ze mną w domu. Ogarnęłyśmy się z rana, jak to kobiety. Ona w pięknych różowych śpioszkach a ja w białej bokserce i czarnych spodenkach. Wypiła butelkę mleka a ja wciągnęłam szybkie śniadanko.
-To co piękna? Idziemy na spacerek nie? Może jakieś małe zakupy po drodze?-mówiłam do niej kładąc ją na łóżku i zakładając jej czapeczkę na główkę. Ta jakby na zgodę uśmiechnęła się szeroko wydobywając z siebie coś przypominającego "Gu". Jak my się rozumiemy. Kochany sąsiad zniósł mi wózek na dół (warto wspomnieć, że ma on tylko 22 lata i jest wolny oraz bardzo przystojny!) za co podziękowałam uroczym uśmiechem i wraz z córką ruszyłam na szoping. Spacerowałam prowadząc różową limuzynę wolno po ulicach Bełchatowa z małą reklamówką w ręku co jakiś czas zatrzymując się przy wystawach sklepów dla kobiet i dzieci. W sumie mogłabym teraz tam wejść i coś kupić, ale jakoś mi tak głupio...Rozumiecie? Pensja fryzjerki duża nie jest, Kurek daje mi swoje pieniądze mówiąc, że to NASZE i mam je wydawać na co chcę, ale ja tak nie potrafię. Przecież on na nie ciężko haruje a ja mam nimi szastać na prawo i lewo? Oj nie. Nie tak mamusia mnie wychowała.
Pogoda piękna, zdecydowanie służyła mej córce, która całą wyprawę przespała trzymając rączki ku górze. Podobno to znak, że dziecko zdrowe, więc się cieszę.
Filip (wcześniej wspomniany sąsiad) widząc mnie zbliżającą się pod blok natychmiast wybiegł z bloku pomagając mi zabrać się na górę. No takich to ze świecą szukać. Wprowadził się tu parę dni temu, więc nie zdążył poznać Bartosza i chyba myślał, że jestem samotną matką...
-Słodka mała...-szepnął wpatrując się w nią
-Potrzymasz ją chwilę?-nie czekając na odpowiedź podałam mu ją i skoczyłam do sypialni by przyszykować łóżeczko do spania. Blondyn lekko zdziwiony przejął ją ode mnie, ale bardzo niepewnie, chyba nigdy niemowlaka nie miał na rękach.
-Piękna po mamie-dodał trochę głośniej zaglądając za mną. Uśmiechnęłam się pod nosem wywalając kołderkę na moje łoże
-Chociaż tyle ma po mnie.-zaśmiałam się wskazując palcem na gotowe miejsce by ją położył. Podszedł pomału wkładając ją do środka. Robił to tak starannie i delikatnie jak z jajkiem.-Spokojnie, nie spinaj się tak.-poklepałam go po ramieniu
-A weź, ja nigdy z dziećmi do czynienia nie miałem.-przeniósł na mnie swój wzrok zagryzając duże usta-Co robisz jutro wieczorem? Tzn ja wiem, że masz małe dziecko, ale moglibyśmy np pójść w trójkę na spacer, do kawiarni albo coś...-poskrobał się po brodzie nerwowo świrując oczyma.
-Jutro wieczorem? No nic nie robię, ale mój chłopak chyba nie byłby zadowolony gdyby dowiedział się, że spaceruję z innym facetem.-wzruszyłam ramionami wyobrażając sobie przez chwilę sytuację kiedy Bartek dowiaduje się o tym i robi mi awanturę. O nie! Wolę nie ryzykować. Choćby nie wiem co. Co nie zmienia faktu, że Filip to świetne ciacho. Dobra, nie powiedziałam tego.
-Chłopak?! A no tak...No nie...Ja...Głupi pomyślałem, że jesteś sama. Wybacz.-zmieszał się i zaraz ruszył w stronę wyjścia-A właściwie to...gdzie jest twój chłopak? Sorry, że pytam, ale odkąd tu jestem to widzę was same.-zatrzymał się gwałtownie otwierając drzwi. Stanęłam tuż obok niego opierając się bokiem o ścianę.
-Nic się nie stało, no co ty!?-roześmiałam się przyjaźnie a on uśmiechnął się nikle-Mój facet jest siatkarzem, teraz przebywa na zgrupowaniu, stąd jego nieobecność.-puściłam mu oczko na co spotkałam się tylko z lekko rozdziawionymi ustami. Wyszedł machając na pożegnanie. Zawiedziony? Raczej tak.
Położyłam się przeglądając ostatnie SMSy. 100 wiadomości od samego Kurka. Przeżyć bez nas nie może. Ciągle tylko "Co u was?" "Jak Amela?" "Dobrze spałyście? Mała wypiła mleko? Nie ma kolek?". Ojciec idealny, jak na razie przynajmniej.
(...)
Amelia nie dała mi spać w nocy. Co rusz się tylko darła i darła. Nakarmiona, przewinięta, wszystko okej a płakała jak nie wiem. Jeśli przespałyśmy pół godziny to był maks. Wyglądam jak trup. Stanęłam przed lustrem by zatuszować niedoskonałości, włosy związałam wysoko w koka i narzuciłam na siebie jakieś dresy. Matka Polka, kura domowa. Sama siebie nie poznaję. Wypiłam mocną kawę, która dała mi kopa. Chodziłam prawie, że na paluszkach by nie obudzić małej. Dopiero usnęła po całonocnej udręce, więc niech chociaż ona odeśpi. Mam taką chęć gdzieś wyjść, napić się, potańczyć...Rozerwać się po prostu. Tak na chwilę. Nie da rady. Pukanie do drzwi. No niech to! Jak mi dziecko obudzą to zabije! Nie ważne kto kto. Wystarczy, że nocka zarwana. Wściekła otworzyłam drzwi z zamiarem uduszenia kogoś, ale jak ujrzałam swą siostrę rodzoną z jej chłopcami i rodziców to humor mi się poprawił.
-Tylko ciii, błagam, bo dopiero zasnęła.-przyłożyłam palec wskazujący do ust witając się buziakiem z każdym z osobna
-Dała popalić, co?-zaśmiał się tata udając się do salonu
-Dobrze, że Antek przesypia już całe noce.-dodała Daga podążając za ojcem
-Szczęściara.-westchnęłam i poszłam zrobić coś do picia oraz pokroić ciasto.
Siedzieliśmy sobie przy kawce, było miło, zabawnie. Olo nie omieszkał opowiedzieć nam jak to tata bawił się z nim w chowanego, schował się do szafki a potem nie mógł wyjść, bo się zaklinował. Stary a głupi. Będę miała co mu wytykać na starość. Później obudziła się Melka, którą goście natychmiast przejęli kłócąc się kto ma ją nakarmić. Jak się zesrała to już nikt chętny nie był tylko od razu mi ją wcisnęli. No wiadomo. Matka zawsze od czarnej roboty, nie?
-Flaw, ktoś puka!-usłyszałam będąc w łazience. No już, już. Nie pali się przecież. Umyłam ręce i wyszłam udając się do drzwi. Nie uwierzycie. Sama w to nie wierzę. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
(...)
-Ty suko! Sąd? Chcesz mnie znowu do paki wpieprzyć?-Artur chwycił mnie mocno za ramiona a kiedy szarpnęłam się próbując się wyrwać ten uderzył mnie z całej siły w twarz. Przewróciłam się zalewając krwią z nosa i pękniętej wargi. Dziękuję Bogu, że w tej chwili nie byłam sama. Tatuś wleciał do przedpokoju rzucając się na mego napastnika.
-Zabiję cię skurwielu! Zabiję! Dlaczego ty jej to robisz?!-przywarł go do ściany okładając pięściami
-Paweł! Przestań, nie warto! Zostaw, zaraz przyjedzie policja!-darła się mama klękając nade mną. Nie kontaktowałam w tej chwili. Cios był na tyle mocny, że na pół straciłam przytomność. Dagmara zabrała dzieci do salonu dzwoniąc na policje. Tak szybko to się działo. Zaraz mundurowi byli w mym domu szarpiąc się z Krawczykiem. Choć dostał po mordzie to i tak miał siłę na szamotaninę z policjantami.
-Pożałujecie! Zobaczysz! Ty i ten twój kochaś...jak mu tam? Bartek, tak? Załatwię was wszystkich. Nie dam się wsadzić do więzienia znowu!-wykrzykiwał gdy jeden z niebieskich zakładał mu kajdanki-Pożałujesz kurwo...-syknął i zniknęli. Usłyszałam jeszcze trzask zamykających się drzwi od radiowozu i dźwięk koguta. Tyle, odpłynęłam.
(...)
-Pani Flawio! Pani Flawio! Słyszy mnie pani?- ratowniczka pogotowia klepała mnie po policzkach by zaraz unieść me powieki do góry i poświecić lampką po oczach-Proszę otworzyć oczy. Już jest dobrze, jest pani bezpieczna. Nie ma go.-mówiła do mnie niczym do małego dziecka, które boi się potworów z szafy. Rozejrzałam się pomału dookoła orientując się, że leżę na podłodze a wokół mnie są ratownicy, rodzice i Dagmara. Odruchowo przejechałam dłonią po twarzy, z której wciąż leciała krew. Zaraz jeden z panów wziął się za opatrywanie. Kiedy oni odjechali ponownie przyjechał policjant by spisać zeznania. Fajnie, że dopiero teraz wzięli się do roboty jak sprawa w sądzie się znalazła.
Po wszystkim tata pomógł mi usiąść na kanapie choć doskonale mogłam zrobić to sama. Uparł się i co. Powiedział, ze ja i Daga jesteśmy jego malutkimi córeczkami i musi się nami opiekować.
-Co za chuj, jak on mógł ci to zrobić?!-Winiarska lamentowała przytulając mnie do siebie. Nie odzywałam się. Byłam w lekkim szoku. Dobra, w lekkim to mało powiedziane. W ogromnym szoku!
-Zadzwonię do Bartusia, niech przyjedzie. Musi się wami zająć.-stwierdziła zmartwiona mama wyciągając telefon. Poderwałam się gwałtownie próbując ją powstrzymać.
-Nie mamo. Nie rób tego, on teraz na zgrupowaniu jest. Nie denerwuj go.-chyba sama nie wierzyłam w to co mówię. Same wiecie, że potrzebuję jego obecności tu i teraz.
-Słonko, o czym ty mówisz?! Jak ty teraz chcesz w takim stanie być tu sama i jeszcze niemowlakiem się zajmować? Dzwoń Ewa.-nakazał tata popędzając żonę.
Długo próbowałam wybić im ten pomysł z głowy, ale nadaremnie. Jak oni już coś sobie postanowią to nie ma bata. Siedzieli ze mną do późnych godzin wieczornych aż nie zjawił się Bartek, który bez problemu dostał od Stefka 2 dni wolnego. Położyłam się spać, byłam wyczerpana tym wszystkim. Oni zajęli się małą Kurką wyczekując na siatkarza. Koło 21 zjawił się w mieszkaniu. Po wyjaśnieniu sytuacji przez rodziców wszedł cicho do sypialni. Usiadł na skraju łoża zapalając lampkę nocną. Kiedy zobaczył mą opuchniętą z prawej strony buzię, rozwaloną wargę i czerwony nos złapał się za głowę i wybiegł szybko z domu. Dokąd? Nie wiem. Nie zdążyłam zareagować. Tylko tata, który zaraz ruszył za nim. Oby tylko nie zrobił czegoś głupiego...
________________________________________
Artur K. trochę broi a co zrobi Bartek...? Zastanawiacie się nad tym? Heh, zobaczymy :) Myślę nad tym.
Polska z Włochami przegrała a dzisiaj mecz na korcie tenisowym o.O Jak to wyjdzie?! Już się boję :D
Pozdrawiam, zapraszam do czytania i komentowania! :*
Znowu dodaję wcześniej, a to dlatego, że nigdzie nie pojechałam a jutro będę się uczyć do pracy klasowej z historii -,- :)
PS. Czujecie zbliżające się wakacje? :P
Dziś minął tydzień odkąd Melka jest ze mną w domu. Ogarnęłyśmy się z rana, jak to kobiety. Ona w pięknych różowych śpioszkach a ja w białej bokserce i czarnych spodenkach. Wypiła butelkę mleka a ja wciągnęłam szybkie śniadanko.
-To co piękna? Idziemy na spacerek nie? Może jakieś małe zakupy po drodze?-mówiłam do niej kładąc ją na łóżku i zakładając jej czapeczkę na główkę. Ta jakby na zgodę uśmiechnęła się szeroko wydobywając z siebie coś przypominającego "Gu". Jak my się rozumiemy. Kochany sąsiad zniósł mi wózek na dół (warto wspomnieć, że ma on tylko 22 lata i jest wolny oraz bardzo przystojny!) za co podziękowałam uroczym uśmiechem i wraz z córką ruszyłam na szoping. Spacerowałam prowadząc różową limuzynę wolno po ulicach Bełchatowa z małą reklamówką w ręku co jakiś czas zatrzymując się przy wystawach sklepów dla kobiet i dzieci. W sumie mogłabym teraz tam wejść i coś kupić, ale jakoś mi tak głupio...Rozumiecie? Pensja fryzjerki duża nie jest, Kurek daje mi swoje pieniądze mówiąc, że to NASZE i mam je wydawać na co chcę, ale ja tak nie potrafię. Przecież on na nie ciężko haruje a ja mam nimi szastać na prawo i lewo? Oj nie. Nie tak mamusia mnie wychowała.
Pogoda piękna, zdecydowanie służyła mej córce, która całą wyprawę przespała trzymając rączki ku górze. Podobno to znak, że dziecko zdrowe, więc się cieszę.
Filip (wcześniej wspomniany sąsiad) widząc mnie zbliżającą się pod blok natychmiast wybiegł z bloku pomagając mi zabrać się na górę. No takich to ze świecą szukać. Wprowadził się tu parę dni temu, więc nie zdążył poznać Bartosza i chyba myślał, że jestem samotną matką...
-Słodka mała...-szepnął wpatrując się w nią
-Potrzymasz ją chwilę?-nie czekając na odpowiedź podałam mu ją i skoczyłam do sypialni by przyszykować łóżeczko do spania. Blondyn lekko zdziwiony przejął ją ode mnie, ale bardzo niepewnie, chyba nigdy niemowlaka nie miał na rękach.
-Piękna po mamie-dodał trochę głośniej zaglądając za mną. Uśmiechnęłam się pod nosem wywalając kołderkę na moje łoże
-Chociaż tyle ma po mnie.-zaśmiałam się wskazując palcem na gotowe miejsce by ją położył. Podszedł pomału wkładając ją do środka. Robił to tak starannie i delikatnie jak z jajkiem.-Spokojnie, nie spinaj się tak.-poklepałam go po ramieniu
-A weź, ja nigdy z dziećmi do czynienia nie miałem.-przeniósł na mnie swój wzrok zagryzając duże usta-Co robisz jutro wieczorem? Tzn ja wiem, że masz małe dziecko, ale moglibyśmy np pójść w trójkę na spacer, do kawiarni albo coś...-poskrobał się po brodzie nerwowo świrując oczyma.
-Jutro wieczorem? No nic nie robię, ale mój chłopak chyba nie byłby zadowolony gdyby dowiedział się, że spaceruję z innym facetem.-wzruszyłam ramionami wyobrażając sobie przez chwilę sytuację kiedy Bartek dowiaduje się o tym i robi mi awanturę. O nie! Wolę nie ryzykować. Choćby nie wiem co. Co nie zmienia faktu, że Filip to świetne ciacho. Dobra, nie powiedziałam tego.
-Chłopak?! A no tak...No nie...Ja...Głupi pomyślałem, że jesteś sama. Wybacz.-zmieszał się i zaraz ruszył w stronę wyjścia-A właściwie to...gdzie jest twój chłopak? Sorry, że pytam, ale odkąd tu jestem to widzę was same.-zatrzymał się gwałtownie otwierając drzwi. Stanęłam tuż obok niego opierając się bokiem o ścianę.
-Nic się nie stało, no co ty!?-roześmiałam się przyjaźnie a on uśmiechnął się nikle-Mój facet jest siatkarzem, teraz przebywa na zgrupowaniu, stąd jego nieobecność.-puściłam mu oczko na co spotkałam się tylko z lekko rozdziawionymi ustami. Wyszedł machając na pożegnanie. Zawiedziony? Raczej tak.
Położyłam się przeglądając ostatnie SMSy. 100 wiadomości od samego Kurka. Przeżyć bez nas nie może. Ciągle tylko "Co u was?" "Jak Amela?" "Dobrze spałyście? Mała wypiła mleko? Nie ma kolek?". Ojciec idealny, jak na razie przynajmniej.
(...)
Amelia nie dała mi spać w nocy. Co rusz się tylko darła i darła. Nakarmiona, przewinięta, wszystko okej a płakała jak nie wiem. Jeśli przespałyśmy pół godziny to był maks. Wyglądam jak trup. Stanęłam przed lustrem by zatuszować niedoskonałości, włosy związałam wysoko w koka i narzuciłam na siebie jakieś dresy. Matka Polka, kura domowa. Sama siebie nie poznaję. Wypiłam mocną kawę, która dała mi kopa. Chodziłam prawie, że na paluszkach by nie obudzić małej. Dopiero usnęła po całonocnej udręce, więc niech chociaż ona odeśpi. Mam taką chęć gdzieś wyjść, napić się, potańczyć...Rozerwać się po prostu. Tak na chwilę. Nie da rady. Pukanie do drzwi. No niech to! Jak mi dziecko obudzą to zabije! Nie ważne kto kto. Wystarczy, że nocka zarwana. Wściekła otworzyłam drzwi z zamiarem uduszenia kogoś, ale jak ujrzałam swą siostrę rodzoną z jej chłopcami i rodziców to humor mi się poprawił.
-Tylko ciii, błagam, bo dopiero zasnęła.-przyłożyłam palec wskazujący do ust witając się buziakiem z każdym z osobna
-Dała popalić, co?-zaśmiał się tata udając się do salonu
-Dobrze, że Antek przesypia już całe noce.-dodała Daga podążając za ojcem
-Szczęściara.-westchnęłam i poszłam zrobić coś do picia oraz pokroić ciasto.
Siedzieliśmy sobie przy kawce, było miło, zabawnie. Olo nie omieszkał opowiedzieć nam jak to tata bawił się z nim w chowanego, schował się do szafki a potem nie mógł wyjść, bo się zaklinował. Stary a głupi. Będę miała co mu wytykać na starość. Później obudziła się Melka, którą goście natychmiast przejęli kłócąc się kto ma ją nakarmić. Jak się zesrała to już nikt chętny nie był tylko od razu mi ją wcisnęli. No wiadomo. Matka zawsze od czarnej roboty, nie?
-Flaw, ktoś puka!-usłyszałam będąc w łazience. No już, już. Nie pali się przecież. Umyłam ręce i wyszłam udając się do drzwi. Nie uwierzycie. Sama w to nie wierzę. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
(...)
-Ty suko! Sąd? Chcesz mnie znowu do paki wpieprzyć?-Artur chwycił mnie mocno za ramiona a kiedy szarpnęłam się próbując się wyrwać ten uderzył mnie z całej siły w twarz. Przewróciłam się zalewając krwią z nosa i pękniętej wargi. Dziękuję Bogu, że w tej chwili nie byłam sama. Tatuś wleciał do przedpokoju rzucając się na mego napastnika.
-Zabiję cię skurwielu! Zabiję! Dlaczego ty jej to robisz?!-przywarł go do ściany okładając pięściami
-Paweł! Przestań, nie warto! Zostaw, zaraz przyjedzie policja!-darła się mama klękając nade mną. Nie kontaktowałam w tej chwili. Cios był na tyle mocny, że na pół straciłam przytomność. Dagmara zabrała dzieci do salonu dzwoniąc na policje. Tak szybko to się działo. Zaraz mundurowi byli w mym domu szarpiąc się z Krawczykiem. Choć dostał po mordzie to i tak miał siłę na szamotaninę z policjantami.
-Pożałujecie! Zobaczysz! Ty i ten twój kochaś...jak mu tam? Bartek, tak? Załatwię was wszystkich. Nie dam się wsadzić do więzienia znowu!-wykrzykiwał gdy jeden z niebieskich zakładał mu kajdanki-Pożałujesz kurwo...-syknął i zniknęli. Usłyszałam jeszcze trzask zamykających się drzwi od radiowozu i dźwięk koguta. Tyle, odpłynęłam.
(...)
-Pani Flawio! Pani Flawio! Słyszy mnie pani?- ratowniczka pogotowia klepała mnie po policzkach by zaraz unieść me powieki do góry i poświecić lampką po oczach-Proszę otworzyć oczy. Już jest dobrze, jest pani bezpieczna. Nie ma go.-mówiła do mnie niczym do małego dziecka, które boi się potworów z szafy. Rozejrzałam się pomału dookoła orientując się, że leżę na podłodze a wokół mnie są ratownicy, rodzice i Dagmara. Odruchowo przejechałam dłonią po twarzy, z której wciąż leciała krew. Zaraz jeden z panów wziął się za opatrywanie. Kiedy oni odjechali ponownie przyjechał policjant by spisać zeznania. Fajnie, że dopiero teraz wzięli się do roboty jak sprawa w sądzie się znalazła.
Po wszystkim tata pomógł mi usiąść na kanapie choć doskonale mogłam zrobić to sama. Uparł się i co. Powiedział, ze ja i Daga jesteśmy jego malutkimi córeczkami i musi się nami opiekować.
-Co za chuj, jak on mógł ci to zrobić?!-Winiarska lamentowała przytulając mnie do siebie. Nie odzywałam się. Byłam w lekkim szoku. Dobra, w lekkim to mało powiedziane. W ogromnym szoku!
-Zadzwonię do Bartusia, niech przyjedzie. Musi się wami zająć.-stwierdziła zmartwiona mama wyciągając telefon. Poderwałam się gwałtownie próbując ją powstrzymać.
-Nie mamo. Nie rób tego, on teraz na zgrupowaniu jest. Nie denerwuj go.-chyba sama nie wierzyłam w to co mówię. Same wiecie, że potrzebuję jego obecności tu i teraz.
-Słonko, o czym ty mówisz?! Jak ty teraz chcesz w takim stanie być tu sama i jeszcze niemowlakiem się zajmować? Dzwoń Ewa.-nakazał tata popędzając żonę.
Długo próbowałam wybić im ten pomysł z głowy, ale nadaremnie. Jak oni już coś sobie postanowią to nie ma bata. Siedzieli ze mną do późnych godzin wieczornych aż nie zjawił się Bartek, który bez problemu dostał od Stefka 2 dni wolnego. Położyłam się spać, byłam wyczerpana tym wszystkim. Oni zajęli się małą Kurką wyczekując na siatkarza. Koło 21 zjawił się w mieszkaniu. Po wyjaśnieniu sytuacji przez rodziców wszedł cicho do sypialni. Usiadł na skraju łoża zapalając lampkę nocną. Kiedy zobaczył mą opuchniętą z prawej strony buzię, rozwaloną wargę i czerwony nos złapał się za głowę i wybiegł szybko z domu. Dokąd? Nie wiem. Nie zdążyłam zareagować. Tylko tata, który zaraz ruszył za nim. Oby tylko nie zrobił czegoś głupiego...
________________________________________
Artur K. trochę broi a co zrobi Bartek...? Zastanawiacie się nad tym? Heh, zobaczymy :) Myślę nad tym.
Polska z Włochami przegrała a dzisiaj mecz na korcie tenisowym o.O Jak to wyjdzie?! Już się boję :D
Pozdrawiam, zapraszam do czytania i komentowania! :*
Znowu dodaję wcześniej, a to dlatego, że nigdzie nie pojechałam a jutro będę się uczyć do pracy klasowej z historii -,- :)
PS. Czujecie zbliżające się wakacje? :P
środa, 4 czerwca 2014
Jak mało kto dodajecie barwy dniom.
Piękny samochód przystrojony do ślubu, ja w białej sukni z bukietem kwiatów w dłoni, goście weselni, kilkuletnia Amelia plątająca się wszystkim między nogami i Bartek w czarnym garniturze. Kościół, hotel i wesele...podróż poślubna na Malediwach...
(...)
Smród spalenizny doszedł do mych nozdrzy, pociągnęłam parę razy nosem a zaraz zerwałam się na równe nogi orientując się, że przysnęłam a w mieszkaniu jest kupę dymu wydobywającego się z piekarnika. Lasagna! Niech to szlag!
-Kurwa, Flawia! Chcesz nas zabić, czy jak?!- Kurek który był już w kuchni darł się jak szalony otwierając wszystkie okna na oścież.
Ech... Czyli początek mi się tylko przyśnił. Witamy w szarej rzeczywistości panno Stęplewska. Krzyczący Bartosz Kurek i spalona lasagna a nie ślub i Malediwy. Pięknie być nie może.
-No czego się drzesz?! Zasnęłam chyba, ale przecież nic się nie stało, tak??!!- założyłam rękawice kuchenne na dłonie i wyjęłam coś co miało znaleźć się na naszych talerzach stawiając na stole. Niestety nie przypominało to już lasagne'y a jedynie węgiel. No dobra...stało się. Mea culpa. -Melcia śpi?-skrzywiłam się siadając na krześle. No nie przeżyję. A miałam taką chęć na to...
-Nic się nie stało, nic się nie stało.-sarknął nerwowo machając ścierką by jak najszybciej wypędzić ostatki dymu na dwór- Nie śpi, leży w łóżeczku. Jesteś nieodpowiedzialna. Wkurzasz mnie jak cholera. -powiedział wskazując na mnie palcem. No co on sobie myśli?!
-Ja cię wkurzam?! To ty mnie wkurwiasz, ale to tak że bardziej się nie da. Po prostu cię nie cierpię, mam cię dosyć ty przerośnięty...-podniosłam się gestykulując. Przerośnięty...patrz! Nie mogłam znaleźć słowa!- PRZEROŚNIĘTY ORANGUTANIE!- wywaliłam a ten zaczął się śmiać, tak że nie mógł złapać powietrza.
-No czego się śmiejesz jak porąbany? Choć raz bądź poważny.-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej patrząc na niego jak na debila.-No przestań się śmiać!
-Kocham cię wiedźmo moja.-przyciągnął mnie do siebie poważniejąc na chwilę jednak zaraz znów wybuchł niepohamowanie. Wiedźmo? No idiota, debil, burak, ceglak, niedorozwój. Możecie mi powiedzieć co ja w nim widziałam wiążąc się z nim? Klapki na oczach miałam? A może oślepłam na moment?
-Tak cię walnę, że ci łeb z patyka spadnie, zobaczysz.- sprzedałam mu boksa w ramię by zaraz pójść po córkę do sypialni. Nie da się na niego gniewać. Z ogromnym bananem na twarzy weszłam do pokoju, wzięłam małą na ręce by zaraz spostrzec się, że pieluszka jest pełna i należy ją zmienić.
Po skończonej robocie chwyciłam pampersa z zawartością w jedną dłoń a Amelkę wygodnie ułożyłam na swych rękach i wróciłam do kuchni.
-Mamy coś dla ciebie. Prezent z okazji...bez okazji.-zaśmiałam się wciskając mu zużytą pieluszkę
-Miło z waszej strony, aż się wzruszyłem.-pokręcił głową z rozbawieniem i otworzył szafkę, w której znajduje się śmietnik
-No patrz Mela, tata nie chce.-rzekłam do córki, która znowu przycięła komara. Też bym tak chciała. Spać i niczym się nie przejmować. Dzieci to mają fajne życie. Włożyłam ją do wózka stojącego w salonie, przykryłam do połowy cienkim kocykiem i wpatrywałam się w nią jak w obrazek. Moje dzieło. Nasze dzieło. Jestem dumna jak cholera. Mała Kureczka jest już w domku, ciężko mi to pojąć. Tak długo była w szpitalu, zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
(...)
Nazajutrz rano ponownie odwiedziła nas Ewa Stęplewska, by na naszą prośbę zająć się wnuczką.
My po wcześniejszym poinformowaniu Jaroszowej udaliśmy się do Wrocławia.
Droga długa, przez ponad 2 godziny skazana byłam na towarzystwo szanownego blondaska. Nie żeby mi to przeszkadzało albo coś, wręcz przeciwnie, ale dziwnie się czułam po raz drugi zostawiając córkę z babcią. Jakieś małe wyrzuty sumienia mnie dopadły, jakbym zostawiła ją samą a przecież ma dobrą opiekę!
Flawia, wyluzuj.
Bartek by choć trochę rozładować atmosferę włączył swoją ulubioną płytę Dżemu i zaczął śpiewać "Czerwony jak cegła", co pierwszy raz od początku podróży wywołało u mnie uśmiech na twarzy.
-Nie wiem jak mam to zrobić, ona zawstydza mnie,
Strach ma tak wielkie oczy, wokół ciemno jest,
Czuję się jak Benjamin i udaję, że śpię,
Może walnę kilka drinków, chyba nakręcą mnie,Nakręcą mnie! -wystukiwał rytm palcami o kierownicę i podrygiwał nogami.
(...)
Smród spalenizny doszedł do mych nozdrzy, pociągnęłam parę razy nosem a zaraz zerwałam się na równe nogi orientując się, że przysnęłam a w mieszkaniu jest kupę dymu wydobywającego się z piekarnika. Lasagna! Niech to szlag!
-Kurwa, Flawia! Chcesz nas zabić, czy jak?!- Kurek który był już w kuchni darł się jak szalony otwierając wszystkie okna na oścież.
Ech... Czyli początek mi się tylko przyśnił. Witamy w szarej rzeczywistości panno Stęplewska. Krzyczący Bartosz Kurek i spalona lasagna a nie ślub i Malediwy. Pięknie być nie może.
-No czego się drzesz?! Zasnęłam chyba, ale przecież nic się nie stało, tak??!!- założyłam rękawice kuchenne na dłonie i wyjęłam coś co miało znaleźć się na naszych talerzach stawiając na stole. Niestety nie przypominało to już lasagne'y a jedynie węgiel. No dobra...stało się. Mea culpa. -Melcia śpi?-skrzywiłam się siadając na krześle. No nie przeżyję. A miałam taką chęć na to...
-Nic się nie stało, nic się nie stało.-sarknął nerwowo machając ścierką by jak najszybciej wypędzić ostatki dymu na dwór- Nie śpi, leży w łóżeczku. Jesteś nieodpowiedzialna. Wkurzasz mnie jak cholera. -powiedział wskazując na mnie palcem. No co on sobie myśli?!
-Ja cię wkurzam?! To ty mnie wkurwiasz, ale to tak że bardziej się nie da. Po prostu cię nie cierpię, mam cię dosyć ty przerośnięty...-podniosłam się gestykulując. Przerośnięty...patrz! Nie mogłam znaleźć słowa!- PRZEROŚNIĘTY ORANGUTANIE!- wywaliłam a ten zaczął się śmiać, tak że nie mógł złapać powietrza.
-No czego się śmiejesz jak porąbany? Choć raz bądź poważny.-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej patrząc na niego jak na debila.-No przestań się śmiać!
-Kocham cię wiedźmo moja.-przyciągnął mnie do siebie poważniejąc na chwilę jednak zaraz znów wybuchł niepohamowanie. Wiedźmo? No idiota, debil, burak, ceglak, niedorozwój. Możecie mi powiedzieć co ja w nim widziałam wiążąc się z nim? Klapki na oczach miałam? A może oślepłam na moment?
-Tak cię walnę, że ci łeb z patyka spadnie, zobaczysz.- sprzedałam mu boksa w ramię by zaraz pójść po córkę do sypialni. Nie da się na niego gniewać. Z ogromnym bananem na twarzy weszłam do pokoju, wzięłam małą na ręce by zaraz spostrzec się, że pieluszka jest pełna i należy ją zmienić.
Po skończonej robocie chwyciłam pampersa z zawartością w jedną dłoń a Amelkę wygodnie ułożyłam na swych rękach i wróciłam do kuchni.
-Mamy coś dla ciebie. Prezent z okazji...bez okazji.-zaśmiałam się wciskając mu zużytą pieluszkę
-Miło z waszej strony, aż się wzruszyłem.-pokręcił głową z rozbawieniem i otworzył szafkę, w której znajduje się śmietnik
-No patrz Mela, tata nie chce.-rzekłam do córki, która znowu przycięła komara. Też bym tak chciała. Spać i niczym się nie przejmować. Dzieci to mają fajne życie. Włożyłam ją do wózka stojącego w salonie, przykryłam do połowy cienkim kocykiem i wpatrywałam się w nią jak w obrazek. Moje dzieło. Nasze dzieło. Jestem dumna jak cholera. Mała Kureczka jest już w domku, ciężko mi to pojąć. Tak długo była w szpitalu, zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
(...)
Nazajutrz rano ponownie odwiedziła nas Ewa Stęplewska, by na naszą prośbę zająć się wnuczką.
My po wcześniejszym poinformowaniu Jaroszowej udaliśmy się do Wrocławia.
Droga długa, przez ponad 2 godziny skazana byłam na towarzystwo szanownego blondaska. Nie żeby mi to przeszkadzało albo coś, wręcz przeciwnie, ale dziwnie się czułam po raz drugi zostawiając córkę z babcią. Jakieś małe wyrzuty sumienia mnie dopadły, jakbym zostawiła ją samą a przecież ma dobrą opiekę!
Flawia, wyluzuj.
Bartek by choć trochę rozładować atmosferę włączył swoją ulubioną płytę Dżemu i zaczął śpiewać "Czerwony jak cegła", co pierwszy raz od początku podróży wywołało u mnie uśmiech na twarzy.
-Nie wiem jak mam to zrobić, ona zawstydza mnie,
Strach ma tak wielkie oczy, wokół ciemno jest,
Czuję się jak Benjamin i udaję, że śpię,
Może walnę kilka drinków, chyba nakręcą mnie,Nakręcą mnie! -wystukiwał rytm palcami o kierownicę i podrygiwał nogami.
-Dawaj głośniej to cię nagram.-uśmiechnęłam się szeroko włączając kamerę na telefonie-No dawaj!
-Nie wiem jak mam to zrobić, by mężczyzną się stać,
I nie wypaść ze swej roli, tego co pierwszy raz,
Gładzę czule jej ciało, skradam się do jej ust,
Wiem, że to jeszcze za mało, aby ciebie mieć,
No aby mieć!
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć,
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć,
Nie mogę tak odejść, gdy kusi mnie grzech,
Muszę mieć, muszę ją mieć.
I nie wypaść ze swej roli, tego co pierwszy raz,
Gładzę czule jej ciało, skradam się do jej ust,
Wiem, że to jeszcze za mało, aby ciebie mieć,
No aby mieć!
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć,
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć,
Nie mogę tak odejść, gdy kusi mnie grzech,
Muszę mieć, muszę ją mieć.
Ale z niego Voice of Poland. Chyba go na przesłuchania w ciemno wyślę.
Z rozbawieniem obejrzałam wcześniej nagrany filmik a Bartosz dumny jak paw wypiął klatę do przodu mówiąc:
-Ma się tego talenta.
-Nooo.-pokręciłam głową powstrzymując śmiech.
Zaparkowaliśmy pod domem Kuby i Agnieszki i niewiele myśląc wyszliśmy na podwórko. Ależ mają piękny dom ! Przed drzwiami wejściowymi czekał już na nas pan domu z małym, 5-letnim Kacprem u boku. Nie miałam okazji ich wcześniej poznać, więc Kurek przedstawił mnie swojemu przyjacielowi i jego synowi a zaraz weszliśmy do środka, gdzie aktualnie Agi nie było.
-Jest u siebie w kancelarii na mieście, ale zaraz będzie. Pilnego klienta miała, rozgośćcie się a ja wstawię wodę na coś do picia. Co chcecie?-rudowłosy ogarnął nas swoim spojrzeniem
-Kawę-stwierdziłam zakładając nogę na nogę
-To samo-kiwnął głową mój chłopak a Jakub zaraz zniknął w kuchni
-Bardzo ładna pani jest.-malec ni z gruchy ni z pietruchy wskoczył obok mnie i uśmiechnął się zabójczo. Na mej twarzy pojawił się delikatny uśmiech a nim zdążyłam coś powiedzieć to Kurek wtrącił:
-Kacpeeerrrr...to moja dziewczyna, nie podrywaj jej.-z udawaną powagą skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zmrużył oczy
-Oj wujek, moglibyśmy się wymieniać przecież.-Jarosz Junior machnął rączką a ich wymiana zdań o mały włos a wywołałaby u mnie napad śmiechu. 5-latek a taki mądrala! No patrzcie jakie te dzieci w tych czasach obeznane.
-Wiesz Kacperku, sądzę że twój tatuś nie chciałby takiej synowej, ale taki z ciebie przystojniak, że będziesz miał w przyszłości tyle dziewczyn, że głowa mała.-poczochrałam małego rudzielca po głowie a ten lekko zawiedziony westchnął głośno
-Jest i kawa, mleko się skończyło, ale mam nadzieję, że pijesz bez?-Kuba wleciał do salonu z tacką jak jakaś kelnerka i skierował do mnie pytanie
-Mogę wypić bez.-chwyciłam za kubek z mym ulubionym napojem i puściłam oczko Kacprowi, który wciąż ukradkiem na mnie spoglądał
-Ty, Jarski! Twój syn chce mi Flawię odbić.-zaśmiał się przyjmujący biorąc ciasteczko ze stołu, które wyglądało jakby z własnej roboty. Kuba wywalił oczy z niedowierzaniem.
-Smerfik, ty plejboju. Najpierw Ola Nowakowskiego a teraz Flawia?! No ja nie wiem w kogo on się wdał...-walnął się z otwartej dłoni w czoło a my się roześmialiśmy. No jak to w kogo? Pewnie w ojca, bo przecież nie w matkę. Pogadaliśmy trochę o głupotach, Jarosz wypytywał jak tam nasza Amelka, oczywiście Kurek nie mógł wytrzymać i pokazał mu wszystkie jej zdjęcia jakie tylko miał na swoim telefonie a później Kuba z podtekstem zaczął mówić, że poszedłby na wesele i szturchnął Bartosza w rękę. Dobra dobra. Żadnego ślubu i wesela nie będzie. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Niedługo potem do domu wróciła Agnieszka, nieco zmachana, chyba się spieszyła. Zdjęła ze stóp szpilki, zrzuciła z siebie żakiet a teczkę na dokumenty położyła na stoliku.
-Witajcie, sorry za spóźnienie, ale musiałam wpaść jeszcze do sądu. Zaganiany dzień. Agnieszka Jarosz.-wyciągnęła do mnie rękę a ja ją uścisnęłam
-Flawia Stęplewska-rzekłam z nikłym uśmiechem
-To jak, bierzemy się za sprawę? Chodź ze mną do gabinetu.-powiedziała a ja posłusznie wstałam i podążyłam za nią wzdłuż przedpokoju.
Stanęłyśmy przed brązowymi drzwiami, na których wisiała tabliczka ~Adwokat Agnieszka Jarosz~, szatynka przekręciła kluczyk i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Usiadłam przy jej biurku, ona na swoim miejscu i poprosiła bym jej wszystko opowiedziała. Od początku do końca. Nie było to łatwe, ale jakoś mi się udało. Żona Kuby nie ukrywała zszokowania. W końcu jest kobietą, rozumiała co przeżywałam i przeżywam.
-Wystosujemy pismo do sądu w Bełchatowie z twojego powództwa przeciwko Arturowi Krawczykowi o nękanie i groźby. Mamy na to niezbite dowody, np mail. Jeśli się pospieszymy to rozprawa przy dobrych wiatrach powinna odbyć się za jakieś 2 miesiące.-mówiła szperając w białej teczce. Przełknęłam ciężko ślinę wyobrażając sobie rozprawę.-Zgadzasz się na to?-uniosła brew do góry łapiąc mnie za dłoń
-Nie mam innego wyjścia, w przeciwnym razie coś złego może się stać...-zacisnęłam zęby błądząc wzrokiem po kremowych ścianach pomieszczenia-Będziesz mnie reprezentować?-dopytałam
-Jeśli tylko chcesz.
-Chcę.-w tym momencie byłam zdecydowana jak nigdy. To musi się skończyć. Ja chcę zacząć normalnie żyć, bez ciągłego strachu. To mnie niszczy.
Po uzgodnieniu jeszcze kilku szczegółów dołączyłyśmy do chłopaków, którzy namiętnie o czymś dyskutowali. Cholera ich wie o czym, bo jak nas zobaczyli to gwałtownie przerwali zmieniając temat na jakiś bezsensowny. Kacper jak to każde dziecko siedział na panelach z nosem utkwionym w telewizorze. "Scooby Doo" leciał a z tego co się dowiedziałam, to jest on fanem tego tchórzliwego psiaka.
W Bełku zlądowaliśmy na sam wieczór. Stęskniona od razu poleciałam do małej by wziąć ją na ręce i utulić a Bartek podziękował przyszłej teściowej.
-Nie ma sprawy dzieci. Amelcia to istny aniołek.-wycałowała ponad 2-metrowego siatkarza po polikach i sięgnęła po torebkę-Jest wykąpana, nakarmiona, przewinięta także zaraz powinna grzecznie pójść spać. Dobranoc kochani!-pomachała i wyszła, więc Kurek zakluczył za nią drzwi
(...)
-Jaki ślub ci się marzy, co?-usłyszałam za plecami kiedy ułożyłam córeczkę do spania. Zamknęłam oczy na chwilę próbując przypomnieć sobie ostatni sen.
-Nie wiem, nie myślałam o tym nigdy.-skłamałam wzruszając ramionami. Podreptałam w stronę naszego łóżka i zupełnie niepotrzebnie poprawiałam poduszki, które tego nie wymagały.
-No to pomyśl. Ślub na wiosnę, lato? A może na jesień lub zimę?-położył się ciągnąc mnie za rękę do siebie. Chcąc nie chcąc musiałam wylądować koło niego. Przytulił się do mnie dosyć mocno jakby bał się, że zaraz mu zwieję.
-Oj no, po co ci to? Ślubu nie planujemy na razie, ani planować nie będziemy, więc nie rozumiem twoich pytań...-westchnęłam składając usta w wąską kreskę. Myślicie, że nie chciałam za niego wyjść? Hmm...pewnie, że chciałam, ale nie teraz. Musimy się uporać z tym co się dzieje ostatnio a takie sprawy jak ślub, wesele to można zostawić na daleką przyszłość.
-Boże no, tak tylko pytam a ty już się burzysz. Okres masz czy jak?!-zwolnił uścisk odsuwając się na kilka centymetrów. No obraził się. Jeszcze tego mi brakowało, obrażony Bartosz Kurek. Przewróciłam teatralnie oczyma dyskretnie zmniejszając odległość między nami.
-Nie chciej wiedzieć jaka potrafię być przy okresie.-mówiąc to usiadłam na nim okrakiem-Na twoje szczęście miałam go zawsze jak ciebie nie było-poruszałam zabawnie brwiami a ten skrzywił się jakby ktoś mu dał cytrynę do lizania
-Zejdź ze mnie, zdusisz mnie.-wydukał. No zaraz? Ja niby ciężka jestem??? Oooo...
-Tylko 66 kg, po ciąży mi zostało.-złapałam się za odstający jeszcze brzuch a drugą wolną dłonią poklepałam go po zarośniętym policzku.
___________________________
A na dzisiaj coś takiego :) Dodaję wcześniej, bo jutro nie będę miała czasu.
Osobiście jestem nawet zadowolona, bo chyba wena mi wraca :*
W poniedziałek nic nie będzie, bo wyjeżdżam-wolę uprzedzić :)
Kacperka Jarosza trochę "postarzyłam" dla potrzeb dzisiejszego rozdziału :P
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam, Monika ;*
PS zapraszam także na opowiadanie o Wlazłych, które niedawno ruszyło: http://sesje-z-zycia.blogspot.com
Zaparkowaliśmy pod domem Kuby i Agnieszki i niewiele myśląc wyszliśmy na podwórko. Ależ mają piękny dom ! Przed drzwiami wejściowymi czekał już na nas pan domu z małym, 5-letnim Kacprem u boku. Nie miałam okazji ich wcześniej poznać, więc Kurek przedstawił mnie swojemu przyjacielowi i jego synowi a zaraz weszliśmy do środka, gdzie aktualnie Agi nie było.
-Jest u siebie w kancelarii na mieście, ale zaraz będzie. Pilnego klienta miała, rozgośćcie się a ja wstawię wodę na coś do picia. Co chcecie?-rudowłosy ogarnął nas swoim spojrzeniem
-Kawę-stwierdziłam zakładając nogę na nogę
-To samo-kiwnął głową mój chłopak a Jakub zaraz zniknął w kuchni
-Bardzo ładna pani jest.-malec ni z gruchy ni z pietruchy wskoczył obok mnie i uśmiechnął się zabójczo. Na mej twarzy pojawił się delikatny uśmiech a nim zdążyłam coś powiedzieć to Kurek wtrącił:
-Kacpeeerrrr...to moja dziewczyna, nie podrywaj jej.-z udawaną powagą skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zmrużył oczy
-Oj wujek, moglibyśmy się wymieniać przecież.-Jarosz Junior machnął rączką a ich wymiana zdań o mały włos a wywołałaby u mnie napad śmiechu. 5-latek a taki mądrala! No patrzcie jakie te dzieci w tych czasach obeznane.
-Wiesz Kacperku, sądzę że twój tatuś nie chciałby takiej synowej, ale taki z ciebie przystojniak, że będziesz miał w przyszłości tyle dziewczyn, że głowa mała.-poczochrałam małego rudzielca po głowie a ten lekko zawiedziony westchnął głośno
-Jest i kawa, mleko się skończyło, ale mam nadzieję, że pijesz bez?-Kuba wleciał do salonu z tacką jak jakaś kelnerka i skierował do mnie pytanie
-Mogę wypić bez.-chwyciłam za kubek z mym ulubionym napojem i puściłam oczko Kacprowi, który wciąż ukradkiem na mnie spoglądał
-Ty, Jarski! Twój syn chce mi Flawię odbić.-zaśmiał się przyjmujący biorąc ciasteczko ze stołu, które wyglądało jakby z własnej roboty. Kuba wywalił oczy z niedowierzaniem.
-Smerfik, ty plejboju. Najpierw Ola Nowakowskiego a teraz Flawia?! No ja nie wiem w kogo on się wdał...-walnął się z otwartej dłoni w czoło a my się roześmialiśmy. No jak to w kogo? Pewnie w ojca, bo przecież nie w matkę. Pogadaliśmy trochę o głupotach, Jarosz wypytywał jak tam nasza Amelka, oczywiście Kurek nie mógł wytrzymać i pokazał mu wszystkie jej zdjęcia jakie tylko miał na swoim telefonie a później Kuba z podtekstem zaczął mówić, że poszedłby na wesele i szturchnął Bartosza w rękę. Dobra dobra. Żadnego ślubu i wesela nie będzie. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Niedługo potem do domu wróciła Agnieszka, nieco zmachana, chyba się spieszyła. Zdjęła ze stóp szpilki, zrzuciła z siebie żakiet a teczkę na dokumenty położyła na stoliku.
-Witajcie, sorry za spóźnienie, ale musiałam wpaść jeszcze do sądu. Zaganiany dzień. Agnieszka Jarosz.-wyciągnęła do mnie rękę a ja ją uścisnęłam
-Flawia Stęplewska-rzekłam z nikłym uśmiechem
-To jak, bierzemy się za sprawę? Chodź ze mną do gabinetu.-powiedziała a ja posłusznie wstałam i podążyłam za nią wzdłuż przedpokoju.
Stanęłyśmy przed brązowymi drzwiami, na których wisiała tabliczka ~Adwokat Agnieszka Jarosz~, szatynka przekręciła kluczyk i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Usiadłam przy jej biurku, ona na swoim miejscu i poprosiła bym jej wszystko opowiedziała. Od początku do końca. Nie było to łatwe, ale jakoś mi się udało. Żona Kuby nie ukrywała zszokowania. W końcu jest kobietą, rozumiała co przeżywałam i przeżywam.
-Wystosujemy pismo do sądu w Bełchatowie z twojego powództwa przeciwko Arturowi Krawczykowi o nękanie i groźby. Mamy na to niezbite dowody, np mail. Jeśli się pospieszymy to rozprawa przy dobrych wiatrach powinna odbyć się za jakieś 2 miesiące.-mówiła szperając w białej teczce. Przełknęłam ciężko ślinę wyobrażając sobie rozprawę.-Zgadzasz się na to?-uniosła brew do góry łapiąc mnie za dłoń
-Nie mam innego wyjścia, w przeciwnym razie coś złego może się stać...-zacisnęłam zęby błądząc wzrokiem po kremowych ścianach pomieszczenia-Będziesz mnie reprezentować?-dopytałam
-Jeśli tylko chcesz.
-Chcę.-w tym momencie byłam zdecydowana jak nigdy. To musi się skończyć. Ja chcę zacząć normalnie żyć, bez ciągłego strachu. To mnie niszczy.
Po uzgodnieniu jeszcze kilku szczegółów dołączyłyśmy do chłopaków, którzy namiętnie o czymś dyskutowali. Cholera ich wie o czym, bo jak nas zobaczyli to gwałtownie przerwali zmieniając temat na jakiś bezsensowny. Kacper jak to każde dziecko siedział na panelach z nosem utkwionym w telewizorze. "Scooby Doo" leciał a z tego co się dowiedziałam, to jest on fanem tego tchórzliwego psiaka.
W Bełku zlądowaliśmy na sam wieczór. Stęskniona od razu poleciałam do małej by wziąć ją na ręce i utulić a Bartek podziękował przyszłej teściowej.
-Nie ma sprawy dzieci. Amelcia to istny aniołek.-wycałowała ponad 2-metrowego siatkarza po polikach i sięgnęła po torebkę-Jest wykąpana, nakarmiona, przewinięta także zaraz powinna grzecznie pójść spać. Dobranoc kochani!-pomachała i wyszła, więc Kurek zakluczył za nią drzwi
(...)
-Jaki ślub ci się marzy, co?-usłyszałam za plecami kiedy ułożyłam córeczkę do spania. Zamknęłam oczy na chwilę próbując przypomnieć sobie ostatni sen.
-Nie wiem, nie myślałam o tym nigdy.-skłamałam wzruszając ramionami. Podreptałam w stronę naszego łóżka i zupełnie niepotrzebnie poprawiałam poduszki, które tego nie wymagały.
-No to pomyśl. Ślub na wiosnę, lato? A może na jesień lub zimę?-położył się ciągnąc mnie za rękę do siebie. Chcąc nie chcąc musiałam wylądować koło niego. Przytulił się do mnie dosyć mocno jakby bał się, że zaraz mu zwieję.
-Oj no, po co ci to? Ślubu nie planujemy na razie, ani planować nie będziemy, więc nie rozumiem twoich pytań...-westchnęłam składając usta w wąską kreskę. Myślicie, że nie chciałam za niego wyjść? Hmm...pewnie, że chciałam, ale nie teraz. Musimy się uporać z tym co się dzieje ostatnio a takie sprawy jak ślub, wesele to można zostawić na daleką przyszłość.
-Boże no, tak tylko pytam a ty już się burzysz. Okres masz czy jak?!-zwolnił uścisk odsuwając się na kilka centymetrów. No obraził się. Jeszcze tego mi brakowało, obrażony Bartosz Kurek. Przewróciłam teatralnie oczyma dyskretnie zmniejszając odległość między nami.
-Nie chciej wiedzieć jaka potrafię być przy okresie.-mówiąc to usiadłam na nim okrakiem-Na twoje szczęście miałam go zawsze jak ciebie nie było-poruszałam zabawnie brwiami a ten skrzywił się jakby ktoś mu dał cytrynę do lizania
-Zejdź ze mnie, zdusisz mnie.-wydukał. No zaraz? Ja niby ciężka jestem??? Oooo...
-Tylko 66 kg, po ciąży mi zostało.-złapałam się za odstający jeszcze brzuch a drugą wolną dłonią poklepałam go po zarośniętym policzku.
___________________________
A na dzisiaj coś takiego :) Dodaję wcześniej, bo jutro nie będę miała czasu.
Osobiście jestem nawet zadowolona, bo chyba wena mi wraca :*
W poniedziałek nic nie będzie, bo wyjeżdżam-wolę uprzedzić :)
Kacperka Jarosza trochę "postarzyłam" dla potrzeb dzisiejszego rozdziału :P
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam, Monika ;*
PS zapraszam także na opowiadanie o Wlazłych, które niedawno ruszyło: http://sesje-z-zycia.blogspot.com
Subskrybuj:
Posty (Atom)