(...)
Smród spalenizny doszedł do mych nozdrzy, pociągnęłam parę razy nosem a zaraz zerwałam się na równe nogi orientując się, że przysnęłam a w mieszkaniu jest kupę dymu wydobywającego się z piekarnika. Lasagna! Niech to szlag!
-Kurwa, Flawia! Chcesz nas zabić, czy jak?!- Kurek który był już w kuchni darł się jak szalony otwierając wszystkie okna na oścież.
Ech... Czyli początek mi się tylko przyśnił. Witamy w szarej rzeczywistości panno Stęplewska. Krzyczący Bartosz Kurek i spalona lasagna a nie ślub i Malediwy. Pięknie być nie może.
-No czego się drzesz?! Zasnęłam chyba, ale przecież nic się nie stało, tak??!!- założyłam rękawice kuchenne na dłonie i wyjęłam coś co miało znaleźć się na naszych talerzach stawiając na stole. Niestety nie przypominało to już lasagne'y a jedynie węgiel. No dobra...stało się. Mea culpa. -Melcia śpi?-skrzywiłam się siadając na krześle. No nie przeżyję. A miałam taką chęć na to...
-Nic się nie stało, nic się nie stało.-sarknął nerwowo machając ścierką by jak najszybciej wypędzić ostatki dymu na dwór- Nie śpi, leży w łóżeczku. Jesteś nieodpowiedzialna. Wkurzasz mnie jak cholera. -powiedział wskazując na mnie palcem. No co on sobie myśli?!
-Ja cię wkurzam?! To ty mnie wkurwiasz, ale to tak że bardziej się nie da. Po prostu cię nie cierpię, mam cię dosyć ty przerośnięty...-podniosłam się gestykulując. Przerośnięty...patrz! Nie mogłam znaleźć słowa!- PRZEROŚNIĘTY ORANGUTANIE!- wywaliłam a ten zaczął się śmiać, tak że nie mógł złapać powietrza.
-No czego się śmiejesz jak porąbany? Choć raz bądź poważny.-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej patrząc na niego jak na debila.-No przestań się śmiać!
-Kocham cię wiedźmo moja.-przyciągnął mnie do siebie poważniejąc na chwilę jednak zaraz znów wybuchł niepohamowanie. Wiedźmo? No idiota, debil, burak, ceglak, niedorozwój. Możecie mi powiedzieć co ja w nim widziałam wiążąc się z nim? Klapki na oczach miałam? A może oślepłam na moment?
-Tak cię walnę, że ci łeb z patyka spadnie, zobaczysz.- sprzedałam mu boksa w ramię by zaraz pójść po córkę do sypialni. Nie da się na niego gniewać. Z ogromnym bananem na twarzy weszłam do pokoju, wzięłam małą na ręce by zaraz spostrzec się, że pieluszka jest pełna i należy ją zmienić.
Po skończonej robocie chwyciłam pampersa z zawartością w jedną dłoń a Amelkę wygodnie ułożyłam na swych rękach i wróciłam do kuchni.
-Mamy coś dla ciebie. Prezent z okazji...bez okazji.-zaśmiałam się wciskając mu zużytą pieluszkę
-Miło z waszej strony, aż się wzruszyłem.-pokręcił głową z rozbawieniem i otworzył szafkę, w której znajduje się śmietnik
-No patrz Mela, tata nie chce.-rzekłam do córki, która znowu przycięła komara. Też bym tak chciała. Spać i niczym się nie przejmować. Dzieci to mają fajne życie. Włożyłam ją do wózka stojącego w salonie, przykryłam do połowy cienkim kocykiem i wpatrywałam się w nią jak w obrazek. Moje dzieło. Nasze dzieło. Jestem dumna jak cholera. Mała Kureczka jest już w domku, ciężko mi to pojąć. Tak długo była w szpitalu, zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
(...)
Nazajutrz rano ponownie odwiedziła nas Ewa Stęplewska, by na naszą prośbę zająć się wnuczką.
My po wcześniejszym poinformowaniu Jaroszowej udaliśmy się do Wrocławia.
Droga długa, przez ponad 2 godziny skazana byłam na towarzystwo szanownego blondaska. Nie żeby mi to przeszkadzało albo coś, wręcz przeciwnie, ale dziwnie się czułam po raz drugi zostawiając córkę z babcią. Jakieś małe wyrzuty sumienia mnie dopadły, jakbym zostawiła ją samą a przecież ma dobrą opiekę!
Flawia, wyluzuj.
Bartek by choć trochę rozładować atmosferę włączył swoją ulubioną płytę Dżemu i zaczął śpiewać "Czerwony jak cegła", co pierwszy raz od początku podróży wywołało u mnie uśmiech na twarzy.
-Nie wiem jak mam to zrobić, ona zawstydza mnie,
Strach ma tak wielkie oczy, wokół ciemno jest,
Czuję się jak Benjamin i udaję, że śpię,
Może walnę kilka drinków, chyba nakręcą mnie,Nakręcą mnie! -wystukiwał rytm palcami o kierownicę i podrygiwał nogami.
-Dawaj głośniej to cię nagram.-uśmiechnęłam się szeroko włączając kamerę na telefonie-No dawaj!
-Nie wiem jak mam to zrobić, by mężczyzną się stać,
I nie wypaść ze swej roli, tego co pierwszy raz,
Gładzę czule jej ciało, skradam się do jej ust,
Wiem, że to jeszcze za mało, aby ciebie mieć,
No aby mieć!
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć,
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć,
Nie mogę tak odejść, gdy kusi mnie grzech,
Muszę mieć, muszę ją mieć.
I nie wypaść ze swej roli, tego co pierwszy raz,
Gładzę czule jej ciało, skradam się do jej ust,
Wiem, że to jeszcze za mało, aby ciebie mieć,
No aby mieć!
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć,
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć,
Nie mogę tak odejść, gdy kusi mnie grzech,
Muszę mieć, muszę ją mieć.
Ale z niego Voice of Poland. Chyba go na przesłuchania w ciemno wyślę.
Z rozbawieniem obejrzałam wcześniej nagrany filmik a Bartosz dumny jak paw wypiął klatę do przodu mówiąc:
-Ma się tego talenta.
-Nooo.-pokręciłam głową powstrzymując śmiech.
Zaparkowaliśmy pod domem Kuby i Agnieszki i niewiele myśląc wyszliśmy na podwórko. Ależ mają piękny dom ! Przed drzwiami wejściowymi czekał już na nas pan domu z małym, 5-letnim Kacprem u boku. Nie miałam okazji ich wcześniej poznać, więc Kurek przedstawił mnie swojemu przyjacielowi i jego synowi a zaraz weszliśmy do środka, gdzie aktualnie Agi nie było.
-Jest u siebie w kancelarii na mieście, ale zaraz będzie. Pilnego klienta miała, rozgośćcie się a ja wstawię wodę na coś do picia. Co chcecie?-rudowłosy ogarnął nas swoim spojrzeniem
-Kawę-stwierdziłam zakładając nogę na nogę
-To samo-kiwnął głową mój chłopak a Jakub zaraz zniknął w kuchni
-Bardzo ładna pani jest.-malec ni z gruchy ni z pietruchy wskoczył obok mnie i uśmiechnął się zabójczo. Na mej twarzy pojawił się delikatny uśmiech a nim zdążyłam coś powiedzieć to Kurek wtrącił:
-Kacpeeerrrr...to moja dziewczyna, nie podrywaj jej.-z udawaną powagą skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zmrużył oczy
-Oj wujek, moglibyśmy się wymieniać przecież.-Jarosz Junior machnął rączką a ich wymiana zdań o mały włos a wywołałaby u mnie napad śmiechu. 5-latek a taki mądrala! No patrzcie jakie te dzieci w tych czasach obeznane.
-Wiesz Kacperku, sądzę że twój tatuś nie chciałby takiej synowej, ale taki z ciebie przystojniak, że będziesz miał w przyszłości tyle dziewczyn, że głowa mała.-poczochrałam małego rudzielca po głowie a ten lekko zawiedziony westchnął głośno
-Jest i kawa, mleko się skończyło, ale mam nadzieję, że pijesz bez?-Kuba wleciał do salonu z tacką jak jakaś kelnerka i skierował do mnie pytanie
-Mogę wypić bez.-chwyciłam za kubek z mym ulubionym napojem i puściłam oczko Kacprowi, który wciąż ukradkiem na mnie spoglądał
-Ty, Jarski! Twój syn chce mi Flawię odbić.-zaśmiał się przyjmujący biorąc ciasteczko ze stołu, które wyglądało jakby z własnej roboty. Kuba wywalił oczy z niedowierzaniem.
-Smerfik, ty plejboju. Najpierw Ola Nowakowskiego a teraz Flawia?! No ja nie wiem w kogo on się wdał...-walnął się z otwartej dłoni w czoło a my się roześmialiśmy. No jak to w kogo? Pewnie w ojca, bo przecież nie w matkę. Pogadaliśmy trochę o głupotach, Jarosz wypytywał jak tam nasza Amelka, oczywiście Kurek nie mógł wytrzymać i pokazał mu wszystkie jej zdjęcia jakie tylko miał na swoim telefonie a później Kuba z podtekstem zaczął mówić, że poszedłby na wesele i szturchnął Bartosza w rękę. Dobra dobra. Żadnego ślubu i wesela nie będzie. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Niedługo potem do domu wróciła Agnieszka, nieco zmachana, chyba się spieszyła. Zdjęła ze stóp szpilki, zrzuciła z siebie żakiet a teczkę na dokumenty położyła na stoliku.
-Witajcie, sorry za spóźnienie, ale musiałam wpaść jeszcze do sądu. Zaganiany dzień. Agnieszka Jarosz.-wyciągnęła do mnie rękę a ja ją uścisnęłam
-Flawia Stęplewska-rzekłam z nikłym uśmiechem
-To jak, bierzemy się za sprawę? Chodź ze mną do gabinetu.-powiedziała a ja posłusznie wstałam i podążyłam za nią wzdłuż przedpokoju.
Stanęłyśmy przed brązowymi drzwiami, na których wisiała tabliczka ~Adwokat Agnieszka Jarosz~, szatynka przekręciła kluczyk i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Usiadłam przy jej biurku, ona na swoim miejscu i poprosiła bym jej wszystko opowiedziała. Od początku do końca. Nie było to łatwe, ale jakoś mi się udało. Żona Kuby nie ukrywała zszokowania. W końcu jest kobietą, rozumiała co przeżywałam i przeżywam.
-Wystosujemy pismo do sądu w Bełchatowie z twojego powództwa przeciwko Arturowi Krawczykowi o nękanie i groźby. Mamy na to niezbite dowody, np mail. Jeśli się pospieszymy to rozprawa przy dobrych wiatrach powinna odbyć się za jakieś 2 miesiące.-mówiła szperając w białej teczce. Przełknęłam ciężko ślinę wyobrażając sobie rozprawę.-Zgadzasz się na to?-uniosła brew do góry łapiąc mnie za dłoń
-Nie mam innego wyjścia, w przeciwnym razie coś złego może się stać...-zacisnęłam zęby błądząc wzrokiem po kremowych ścianach pomieszczenia-Będziesz mnie reprezentować?-dopytałam
-Jeśli tylko chcesz.
-Chcę.-w tym momencie byłam zdecydowana jak nigdy. To musi się skończyć. Ja chcę zacząć normalnie żyć, bez ciągłego strachu. To mnie niszczy.
Po uzgodnieniu jeszcze kilku szczegółów dołączyłyśmy do chłopaków, którzy namiętnie o czymś dyskutowali. Cholera ich wie o czym, bo jak nas zobaczyli to gwałtownie przerwali zmieniając temat na jakiś bezsensowny. Kacper jak to każde dziecko siedział na panelach z nosem utkwionym w telewizorze. "Scooby Doo" leciał a z tego co się dowiedziałam, to jest on fanem tego tchórzliwego psiaka.
W Bełku zlądowaliśmy na sam wieczór. Stęskniona od razu poleciałam do małej by wziąć ją na ręce i utulić a Bartek podziękował przyszłej teściowej.
-Nie ma sprawy dzieci. Amelcia to istny aniołek.-wycałowała ponad 2-metrowego siatkarza po polikach i sięgnęła po torebkę-Jest wykąpana, nakarmiona, przewinięta także zaraz powinna grzecznie pójść spać. Dobranoc kochani!-pomachała i wyszła, więc Kurek zakluczył za nią drzwi
(...)
-Jaki ślub ci się marzy, co?-usłyszałam za plecami kiedy ułożyłam córeczkę do spania. Zamknęłam oczy na chwilę próbując przypomnieć sobie ostatni sen.
-Nie wiem, nie myślałam o tym nigdy.-skłamałam wzruszając ramionami. Podreptałam w stronę naszego łóżka i zupełnie niepotrzebnie poprawiałam poduszki, które tego nie wymagały.
-No to pomyśl. Ślub na wiosnę, lato? A może na jesień lub zimę?-położył się ciągnąc mnie za rękę do siebie. Chcąc nie chcąc musiałam wylądować koło niego. Przytulił się do mnie dosyć mocno jakby bał się, że zaraz mu zwieję.
-Oj no, po co ci to? Ślubu nie planujemy na razie, ani planować nie będziemy, więc nie rozumiem twoich pytań...-westchnęłam składając usta w wąską kreskę. Myślicie, że nie chciałam za niego wyjść? Hmm...pewnie, że chciałam, ale nie teraz. Musimy się uporać z tym co się dzieje ostatnio a takie sprawy jak ślub, wesele to można zostawić na daleką przyszłość.
-Boże no, tak tylko pytam a ty już się burzysz. Okres masz czy jak?!-zwolnił uścisk odsuwając się na kilka centymetrów. No obraził się. Jeszcze tego mi brakowało, obrażony Bartosz Kurek. Przewróciłam teatralnie oczyma dyskretnie zmniejszając odległość między nami.
-Nie chciej wiedzieć jaka potrafię być przy okresie.-mówiąc to usiadłam na nim okrakiem-Na twoje szczęście miałam go zawsze jak ciebie nie było-poruszałam zabawnie brwiami a ten skrzywił się jakby ktoś mu dał cytrynę do lizania
-Zejdź ze mnie, zdusisz mnie.-wydukał. No zaraz? Ja niby ciężka jestem??? Oooo...
-Tylko 66 kg, po ciąży mi zostało.-złapałam się za odstający jeszcze brzuch a drugą wolną dłonią poklepałam go po zarośniętym policzku.
___________________________
A na dzisiaj coś takiego :) Dodaję wcześniej, bo jutro nie będę miała czasu.
Osobiście jestem nawet zadowolona, bo chyba wena mi wraca :*
W poniedziałek nic nie będzie, bo wyjeżdżam-wolę uprzedzić :)
Kacperka Jarosza trochę "postarzyłam" dla potrzeb dzisiejszego rozdziału :P
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam, Monika ;*
PS zapraszam także na opowiadanie o Wlazłych, które niedawno ruszyło: http://sesje-z-zycia.blogspot.com
Zaparkowaliśmy pod domem Kuby i Agnieszki i niewiele myśląc wyszliśmy na podwórko. Ależ mają piękny dom ! Przed drzwiami wejściowymi czekał już na nas pan domu z małym, 5-letnim Kacprem u boku. Nie miałam okazji ich wcześniej poznać, więc Kurek przedstawił mnie swojemu przyjacielowi i jego synowi a zaraz weszliśmy do środka, gdzie aktualnie Agi nie było.
-Jest u siebie w kancelarii na mieście, ale zaraz będzie. Pilnego klienta miała, rozgośćcie się a ja wstawię wodę na coś do picia. Co chcecie?-rudowłosy ogarnął nas swoim spojrzeniem
-Kawę-stwierdziłam zakładając nogę na nogę
-To samo-kiwnął głową mój chłopak a Jakub zaraz zniknął w kuchni
-Bardzo ładna pani jest.-malec ni z gruchy ni z pietruchy wskoczył obok mnie i uśmiechnął się zabójczo. Na mej twarzy pojawił się delikatny uśmiech a nim zdążyłam coś powiedzieć to Kurek wtrącił:
-Kacpeeerrrr...to moja dziewczyna, nie podrywaj jej.-z udawaną powagą skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zmrużył oczy
-Oj wujek, moglibyśmy się wymieniać przecież.-Jarosz Junior machnął rączką a ich wymiana zdań o mały włos a wywołałaby u mnie napad śmiechu. 5-latek a taki mądrala! No patrzcie jakie te dzieci w tych czasach obeznane.
-Wiesz Kacperku, sądzę że twój tatuś nie chciałby takiej synowej, ale taki z ciebie przystojniak, że będziesz miał w przyszłości tyle dziewczyn, że głowa mała.-poczochrałam małego rudzielca po głowie a ten lekko zawiedziony westchnął głośno
-Jest i kawa, mleko się skończyło, ale mam nadzieję, że pijesz bez?-Kuba wleciał do salonu z tacką jak jakaś kelnerka i skierował do mnie pytanie
-Mogę wypić bez.-chwyciłam za kubek z mym ulubionym napojem i puściłam oczko Kacprowi, który wciąż ukradkiem na mnie spoglądał
-Ty, Jarski! Twój syn chce mi Flawię odbić.-zaśmiał się przyjmujący biorąc ciasteczko ze stołu, które wyglądało jakby z własnej roboty. Kuba wywalił oczy z niedowierzaniem.
-Smerfik, ty plejboju. Najpierw Ola Nowakowskiego a teraz Flawia?! No ja nie wiem w kogo on się wdał...-walnął się z otwartej dłoni w czoło a my się roześmialiśmy. No jak to w kogo? Pewnie w ojca, bo przecież nie w matkę. Pogadaliśmy trochę o głupotach, Jarosz wypytywał jak tam nasza Amelka, oczywiście Kurek nie mógł wytrzymać i pokazał mu wszystkie jej zdjęcia jakie tylko miał na swoim telefonie a później Kuba z podtekstem zaczął mówić, że poszedłby na wesele i szturchnął Bartosza w rękę. Dobra dobra. Żadnego ślubu i wesela nie będzie. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Niedługo potem do domu wróciła Agnieszka, nieco zmachana, chyba się spieszyła. Zdjęła ze stóp szpilki, zrzuciła z siebie żakiet a teczkę na dokumenty położyła na stoliku.
-Witajcie, sorry za spóźnienie, ale musiałam wpaść jeszcze do sądu. Zaganiany dzień. Agnieszka Jarosz.-wyciągnęła do mnie rękę a ja ją uścisnęłam
-Flawia Stęplewska-rzekłam z nikłym uśmiechem
-To jak, bierzemy się za sprawę? Chodź ze mną do gabinetu.-powiedziała a ja posłusznie wstałam i podążyłam za nią wzdłuż przedpokoju.
Stanęłyśmy przed brązowymi drzwiami, na których wisiała tabliczka ~Adwokat Agnieszka Jarosz~, szatynka przekręciła kluczyk i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Usiadłam przy jej biurku, ona na swoim miejscu i poprosiła bym jej wszystko opowiedziała. Od początku do końca. Nie było to łatwe, ale jakoś mi się udało. Żona Kuby nie ukrywała zszokowania. W końcu jest kobietą, rozumiała co przeżywałam i przeżywam.
-Wystosujemy pismo do sądu w Bełchatowie z twojego powództwa przeciwko Arturowi Krawczykowi o nękanie i groźby. Mamy na to niezbite dowody, np mail. Jeśli się pospieszymy to rozprawa przy dobrych wiatrach powinna odbyć się za jakieś 2 miesiące.-mówiła szperając w białej teczce. Przełknęłam ciężko ślinę wyobrażając sobie rozprawę.-Zgadzasz się na to?-uniosła brew do góry łapiąc mnie za dłoń
-Nie mam innego wyjścia, w przeciwnym razie coś złego może się stać...-zacisnęłam zęby błądząc wzrokiem po kremowych ścianach pomieszczenia-Będziesz mnie reprezentować?-dopytałam
-Jeśli tylko chcesz.
-Chcę.-w tym momencie byłam zdecydowana jak nigdy. To musi się skończyć. Ja chcę zacząć normalnie żyć, bez ciągłego strachu. To mnie niszczy.
Po uzgodnieniu jeszcze kilku szczegółów dołączyłyśmy do chłopaków, którzy namiętnie o czymś dyskutowali. Cholera ich wie o czym, bo jak nas zobaczyli to gwałtownie przerwali zmieniając temat na jakiś bezsensowny. Kacper jak to każde dziecko siedział na panelach z nosem utkwionym w telewizorze. "Scooby Doo" leciał a z tego co się dowiedziałam, to jest on fanem tego tchórzliwego psiaka.
W Bełku zlądowaliśmy na sam wieczór. Stęskniona od razu poleciałam do małej by wziąć ją na ręce i utulić a Bartek podziękował przyszłej teściowej.
-Nie ma sprawy dzieci. Amelcia to istny aniołek.-wycałowała ponad 2-metrowego siatkarza po polikach i sięgnęła po torebkę-Jest wykąpana, nakarmiona, przewinięta także zaraz powinna grzecznie pójść spać. Dobranoc kochani!-pomachała i wyszła, więc Kurek zakluczył za nią drzwi
(...)
-Jaki ślub ci się marzy, co?-usłyszałam za plecami kiedy ułożyłam córeczkę do spania. Zamknęłam oczy na chwilę próbując przypomnieć sobie ostatni sen.
-Nie wiem, nie myślałam o tym nigdy.-skłamałam wzruszając ramionami. Podreptałam w stronę naszego łóżka i zupełnie niepotrzebnie poprawiałam poduszki, które tego nie wymagały.
-No to pomyśl. Ślub na wiosnę, lato? A może na jesień lub zimę?-położył się ciągnąc mnie za rękę do siebie. Chcąc nie chcąc musiałam wylądować koło niego. Przytulił się do mnie dosyć mocno jakby bał się, że zaraz mu zwieję.
-Oj no, po co ci to? Ślubu nie planujemy na razie, ani planować nie będziemy, więc nie rozumiem twoich pytań...-westchnęłam składając usta w wąską kreskę. Myślicie, że nie chciałam za niego wyjść? Hmm...pewnie, że chciałam, ale nie teraz. Musimy się uporać z tym co się dzieje ostatnio a takie sprawy jak ślub, wesele to można zostawić na daleką przyszłość.
-Boże no, tak tylko pytam a ty już się burzysz. Okres masz czy jak?!-zwolnił uścisk odsuwając się na kilka centymetrów. No obraził się. Jeszcze tego mi brakowało, obrażony Bartosz Kurek. Przewróciłam teatralnie oczyma dyskretnie zmniejszając odległość między nami.
-Nie chciej wiedzieć jaka potrafię być przy okresie.-mówiąc to usiadłam na nim okrakiem-Na twoje szczęście miałam go zawsze jak ciebie nie było-poruszałam zabawnie brwiami a ten skrzywił się jakby ktoś mu dał cytrynę do lizania
-Zejdź ze mnie, zdusisz mnie.-wydukał. No zaraz? Ja niby ciężka jestem??? Oooo...
-Tylko 66 kg, po ciąży mi zostało.-złapałam się za odstający jeszcze brzuch a drugą wolną dłonią poklepałam go po zarośniętym policzku.
___________________________
A na dzisiaj coś takiego :) Dodaję wcześniej, bo jutro nie będę miała czasu.
Osobiście jestem nawet zadowolona, bo chyba wena mi wraca :*
W poniedziałek nic nie będzie, bo wyjeżdżam-wolę uprzedzić :)
Kacperka Jarosza trochę "postarzyłam" dla potrzeb dzisiejszego rozdziału :P
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam, Monika ;*
PS zapraszam także na opowiadanie o Wlazłych, które niedawno ruszyło: http://sesje-z-zycia.blogspot.com
Haha :D Najlepszy początek rozdziału i mały Jarosz :D Taki mały rudy,a jaki podrywacz xD No ja cież pitolę! Haha :D No no jaki ten Kurek jest zazdrosny i obrażalski. Świetny rozdział Ci wyszedł :3 Ubóstwiam to opowiadanie. Nie wiem jak przeżyję, gdy się skończy :( Pozdrawiam i weny :* Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńNo nie kłótnia między kochankami na początku rozdziału od razu mnie powaliła na łopatki i potem Jarosz jr. to już w ogóle leżałam. To był nokaut. i to jaki.Rozdział świetny. Czekam na następny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Aldona :)
Boski rozdział :D
OdpowiedzUsuńNie no świetna ta ich kłótnia na początku.Nieźle się uśmiałam.
A z Kacperka taki podrywacz :D Pewnie po tacie poszedł.
Ślub?Całkiem nie głupi pomysł ;)
Pozdrawiam i czekam na kolejny ;*
Genijalne. Naprawdę. Na www.siatkarskie-miniaturki.bloog.pl czeka na ciebie mała niespodzianka.
OdpowiedzUsuńVea
Odpowiedz mi na pytanie jakim cudem Ty sprawiasz , że mam tak wielki uśmiech na twarzy czytając to cudeńko?
OdpowiedzUsuńKłótnia mnie zwyczajnie rozwaliła , w życiu bym się nie spodziewała takiego obrotu sprawy :D
Dla mnie najlepsza część rozdziału !
Poza tym wszystko wspaniałe!
Czekam na kolejny !
------------------------
Zapraszam na piętnastą odsłonę codzienności . Będzie Nam bardzo miło jak zajrzysz.
Ann.